Winny nie tylko ohydny Rubiales. "Feminizm nie jest chorobą, miejcie trochę jaj"

Winny nie tylko ohydny Rubiales. "Feminizm nie jest chorobą, miejcie trochę jaj"
Pressinphoto/Pressfocus
Postawmy sprawę jasno - nie całuje się drugiego człowieka bez pozwolenia, niezależnie od sytuacji, w której się znajdujemy. Czasami zgoda nie musi być wyrażona słownie, wiele uwarunkowane jest przez kontekst, ale samo przyzwolenie pozostaje bezwzględne. Jeśli nie jesteś pewny, to tego nie robisz. Gdyby te proste zasady były powszechnie respektowane, nie byłoby afery, która od środka niszczy hiszpański futbol.
Tegoroczne zdobycie tytułu na mistrzostwach świata kobiet było największym sukcesem Hiszpanek w historii. Nigdy wcześniej ta reprezentacja nie awansowała nawet do finału imprezy, a teraz udało pokonać się Angielki (1:0), które prowadzi rewelacyjna Sarina Wiegman, przymierzana do męskich drużyn Anglii oraz Holandii, o czym pisaliśmy TUTAJ. Jednakże na siedem dni po wywalczeniu upragnionego trofeum, zawodniczki z Półwyspu Iberyjskiego zostały bezwzględnie odarte ze swojej radości. Co więcej, stoją za tym ludzie, którzy powinni przecież opowiadać się właśnie ich stronie. Mężczyźni nadal jednak tłumaczą kobietom świat i próbują wmówić im, kiedy mają prawo do tego, aby poczuć się urażone. Bo przecież w emocjach - jak zdaje się szeregu osób - można zrobić wszystko.
Dalsza część tekstu pod wideo
Zachowanie Luisa Rubialesa podczas prezentacji było zachowaniem karygodnym. Swojego przełożonego potępiły już między innymi Real Madryt oraz FC Barcelona, zaś Sevilla otwarcie nawołuje do zdymisjonowania 46-latka. Z gry dla reprezentacji mężczyzn samodzielnie zrezygnował Borja Iglesias, a przede wszystkim ponad 80 (!) zawodniczek z całej Hiszpanii. Niemal wszystkie mistrzynie świata wydały już swoje oświadczenie w sprawie i przekazały, że nie zagrają w narodowych barwach, jeśli działacz utrzyma swoje stanowisko. Ta lawina sprzeciwu nie jest jedynie efektem pocałowania Jennifer Hermoso, na które główna zainteresowana nie wyraziła zgody, ale płomiennego przemówienia Rubialesa. Oto bowiem przewodniczący Hiszpańskiego Związku Piłki Nożnej postawił się w roli ofiary, zaczął rzucać prawicowe komunały o feminizmie i... zyskał poklask wśród współpracowników.
Feminizm nie jest chorobą, miejcie trochę jaj, aby respektować prawa kobiet. To nie są jakieś osobne byty, które w swoim zwierzęcym uniesieniu możecie wepchnąć do kuchni. Wszystkie komentarze dotyczące tego, że kobiety nie mają prawa wstępu do świata futbolu, a ich postulaty są urojone, to nic innego jak pokrzykiwania starego człowieka, który nie potrafi pogodzić się z tym, że świat idzie do przodu. Wcale nie skręca przy tym w rejony zakazujące robienia czegokolwiek, a przecież tego rodzaju głosów nie brakuje. Skręca w rejony, gdy obie strony mają czuć się na równi, dlaczego więc trudno to zaakceptować i przyjąć, że "hej, może moje zachowanie faktycznie nie jest w porządku?". Jeśli ten proces pozostaje jednak za trudny, to wybierzcie się na "Barbie", gdzie pewnie dostaniecie kilka razy łopatą, ale istnieje nadzieja, że jakoś się otrząśniecie.
Może się okazać, że to postawa znacznie rozsądniejsza i skuteczniejsza, bo miejsce wszystkich tych, którzy teraz ochoczo nawołują do zrównania feministek z ziemią, jest na śmietniku historii. Nie ulega żadnej wątpliwości, ze Rubiales wkrótce się na nim znajdzie. Bo tam też jest jego miejsce.

Nie dajcie się oszukać

Od kilku lat pewna grupa społeczna stara się narzucić postępowanie w myśl zasady "wyłącz telewizor, włącz myślenie". Bezustannie zarzuca się, że media manipulują, przeinaczają fakty, a prawda leży zupełnie gdzie indziej. Jednocześnie, co mało zaskakujące, te same osoby głośno wyrażają poparcie dla Luisa Rubialesa oraz atakują Jennifer Hermoso, chociaż rzetelne informacje leżą na wyciągnięcie ręki, a zachowanie szefa RFEF widziały miliony osób na całym globie.
To wcale nie jest tak, że pocałunek odbył się za zgodą zawodniczki. Nie ma również śladu po tym, jakoby sama Hiszpanka stwierdziła niedługo później, że całe zajście nie zrobiło na niej żadnego wrażenia. Wręcz przeciwnie - mistrzyni świata opublikowała oficjalny komunikat, w którym podkreśliła, że już w szatni przyznała, że sytuacja była dla niej zawstydzająca.
Ktoś jednak puścił plotkę, że początkowo Hermoso wszystko się podobało i wiele osób usilnie trzyma się takiej wersji wydarzeń, chociaż nie ma ona nic wspólnego z rzeczywistością. Równie niesprawdzone są insynuacje, jakoby w Hiszpanii panowało ogólne przyzwolenie na pocałunki w usta jako formę powitania. Kilka rozmów z osobami z tego kraju pozwala na jednoznaczne wykluczenie takiego zwyczaju. Owszem, na Półwyspie Iberyjskim ludzie z natury są nieco bardziej wylewni niż w Polsce, ale naturalne jawią się dos besitos, czyli dwa buziaki w policzek, a nie pakowanie się komuś do ust. Postawa Rubialesa nie ma w sobie nic z przyjacielskiego przekazania emocji, ale jest publicznym molestowaniem seksualnym, które zatrważająco skutecznie wpisuje się w definicję. Nie można tego usprawiedliwić podniosłą chwilą, tym bardziej, że 46-latek nie zamierza przepraszać.
Zamiast tego podlegająca mu federacja publikuje kuriozalny opis sytuacji, spycha winę na Hermoso oraz analizuje zajście klatka po klatce z wyraźną sugestią, że to zawodniczka swoim ciałem przekazała przełożonemu, że chce być przez niego pocałowana w usta. To odrażająca praktyka, na którą, całe szczęście, nabrało się stosunkowo niewiele osób. Chociaż Rubiales ma poparcie między innymi Luisa de la Fuente oraz Jorge Vildy - swoją drogą selekcjoner kadry kobiet jedną z asystentek bezceremonialnie złapał za pierś - to na te szemrane sztuczki nie nabrały się nie tylko kluby z La Liga oraz reprezentantki, ale również legendy lokalnego futbolu. Najważniejsza, w pewnym wymiarze, pozostaje reakcja FIFA oraz polityków, a ci nie zamierzają pobłażać skompromitowanemu działaczowi.
Paskudną stroną tej historii pozostaje jednak rozważanie na temat tego, co musi dziać się za zamkniętymi drzwiami. Skoro teorie Rubialesa zostały obalone ze wszystkich możliwych stron i każdy mógł dokładnie zobaczyć, co wydarzyło się podczas wręczenia medali za mistrzostwo świata, a mimo tego nadal uparcie broni się przewodniczącego RFEF, to jak wygląda zachowanie osób tego pokroju, gdy kamery są wyłączone? Co odbywa się w gabinetach, gdy nikt nie patrzy? Jak niewielki okazał się realny wpływ "Me Too", skoro na molestowanie seksualne pewna grupa osób usiłuje dać publiczne przyzwolenie? Jeśli wszystkie te scenariusze pozostają nierealne lub podważacie je z, cytując klasyka, azjatycką wręcz zręcznością, to pomyślcie, czy równie bardzo dawalibyście się wodzić za nos, gdyby na miejscu Hermoso znajdowała się wasza matka, żona, siostra lub córka.
Oczywiście, można kuć śmieszne teorie dotyczące tego, że Hiszpanka powinna zareagować wcześniej. Po pierwsze - jak? Miała publicznie uderzyć swojego szefa? Fala krytyki, która by na nią spadła w takiej sytuacji, jest monstrualnie większa od tej, z którą 33-latka zmaga się obecnie, a przecież już teraz jej bliscy są zastraszani, aby piłkarka ostatecznie oczyściła Rubialesa ze stawianych zarzutów. Naturalnym jest, że Hermoso była w szoku. Zajście trwało kilka sekund, ale nie można przejść wobec niego obojętnie. Skala tego, co dzieje się dookoła wydarzeń po finale mundialu doskonale pokazuje, jak wiele należy jeszcze przepracować.

Winny nie jest jeden

W 2019 roku na "Apple TV" pojawił się rewelacyjnie przyjęty pierwszy sezon "The Morning Show", który jak bodaj żadna ze współczesnych produkcji dobrze przedstawia problematykę wspomnianego wcześniej "Me Too". Jednym ze spostrzeżeń scenarzystów jest stwierdzenie, że za toksyczne środowisko pracy nie odpowiada jedna osoba. Główny bohater serialu dopuścił się przestępstwa, ale przyzwolenie - i to niekonieczne ciche - poszło od zarządu, który starał się tuszować sprawy. Analogie dotyczące RFEF wydają się oczywiste.
Hiszpańska federacja sama tworzy narrację oblężonej twierdzy i stara się odwrócić kota ogonem. Poparcie wyrażają przy tym ludzie ściśle współpracujący z Luisem Rubialesem. Najlepszym przykładem będzie właśnie Jorge Vilda. Nie ma większego zaskoczenia, że trener, którego ręka - w mało przypadkowy sposób - trafiła prosto na pierś jednej z asystentek, oklaskiwał pamiętne przemówienie swojego przełożonego, a następnie... otrzymał nowy kontrakt gwarantujący mu 500 tysięcy euro rocznie. 42-latek, pracujący od 2009 roku z zespołami kobiet, w żaden bezpośredni sposób nie wsparł podopiecznych.
To również nie jest niespodzianką. Kontrowersyjny selekcjoner już wcześniej skonfliktował się z piłkarkami. Jedną z wprowadzonych przez niego zasad był zakaz zamykania drzwi w pokojach hotelowych podczas zgrupowań. Pojawiły się również zarzuty dotyczące nieudolności taktycznej trenera oraz braku większego zaangażowania w potrzeby drużyny - sztab medyczny był niekompletny, co zwiększało ryzyko urazów.
Ale Vilda swoje stanowisko, przynajmniej na ten moment, utrzymał. Wsparł Rubialesa, co zagwarantowało mu tymczasowy spokój. Zamiast 42-latka z reprezentacją pożegnało się kilku członków sztabu, którzy złożyli dobrowolną rezygnację. Najwyraźniej, gdy nie inkasujesz pieniędzy większych od najlepiej opłacanych zawodniczek, łatwiej jest ci solidaryzować się z pokrzywdzonymi.
Na ten moment hiszpański futbol jest w stanie wojny domowej. RFEF utrzymuje poglądy swojego szefa i deklaruje, że pójdzie do sądu z Jennifer Hermoso. Mistrzyni świata wciąż zarzucane są kłamstwa oraz niszczenie dobrego imienia o przewodniczącym federacji. Z drugiej jednak strony do gry w końcu włączyła się FIFA. Rubiales został zawieszony na trzy miesiące, ale nie brakuje spekulacji, że centrala na dobre odsunie go od jakichkolwiek funkcji w świecie piłki nożnej. Byłaby to słuszna kara za odebranie swoim rodaczkom możliwości beztroskiego świętowania i zmuszenie ich ich do walki o sprawiedliwość.

Przeczytaj również