Wpadki, afery i awantury. 7 grzechów głównych Tomasza Hajty

Wpadki, afery i awantury. 7 grzechów głównych Tomasza Hajty
MediaPictures.pl / Shutterstock.com
Komentujący moralizator ma wzięcie w telewizji. Czasami coś chlapnie, czasem nie do końca przemyśli słowa, za to zawsze będzie wdzięcznym i gorącym tematem na Twitterze. Typ niepokorny, przekonany o swojej nieomylności, kiedyś z ciągiem na bramkę, dziś – na szklany ekran. Tomasz Hajto nieustannie szokuje, bawi, ale też, coraz częściej, przegina.
Trudno znaleźć w polskiej przestrzeni medialnej kogoś tak skupiającego uwagę jak Tomasz Hajto. Irytujący? Jak najbardziej. Dowcipny. Zdarza się i tak. Kompetentny? Tu zdania są podzielone. Trudno mu oczywiście odmówić wiedzy piłkarskiej, talentów obserwatora, niuansowania podczas spotkań, czasem pojawią się rzetelne oceny dotyczące występów danego piłkarza. Ale gdyby kiedyś zapukał do konfesjonału i szczerze wyznał grzechy, musiałby usłyszeć srogą pokutę.
Dalsza część tekstu pod wideo

GRZECH PIERWSZY – DZIURAWA WIEDZA

Czego oczekujemy od komentatorów piłkarskich – oczywiście rzeczowości, obeznania z tematem, fachowości. Kibic nie wymaga znajomości wszelkich reguł, przepisów dot. liczby obcokrajowców w lidze słowackiej czy zasady wyłaniania drużyn do play-offów w lidze belgijskiej (które nawiasem mówiąc proste nie są). Chodzi o biegłość w podstawach, o coś, bez czego nie można być ekspertem – inaczej naraża się na śmieszność, w skrajnych wypadku na kompromitację i infamię.
- W Championship jak walczysz o awans w barażach możesz przegrać u siebie 8:0, pojedziesz, wygrasz na wyjeździe 1:0 i to już jest dogrywka i potem karne. Zwycięstwo za zwycięstwo liczy się po równo, nieważna ilość bramek – wypalił któregoś razu nasz bohater i zawzięcie bronił stanowiska, dwukrotnie powtarzając kwestię przy stuprocentowej pewności. Przyznał się do błędu w kolejnym tłumacząc wpadkę… „niewystarczającą znajomością języka angielskiego”. Hajtyzm w najlepszej postaci.

GRZECH DRUGI – TRENER NA WIZJI

„Gianniemu” nie wystarcza rola komentatora, chętnie przypomina się też jako szkoleniowiec, a nawet piłkarski mentor. „Ale zagraj to!”, „Po co te wybicie?”, „Graj z kija!”, „Ostatnia laga na chaos!” – to tylko wycinek z komunikatów, które były reprezentant Polski z chęcią wysyła piłkarzom z trybuny prasowej podczas wielu spotkań. Komunikatów, których oczywiście adresaci nie słyszą.
Ktoś powie: ok, ale przecież to ekspresja, do której każdy komentator ma prawo. Że jedni mogą smęcić o taktyce w sposób akademicki, inni wolą wykrzyczeć swoje emocje. Owszem. Ale belferski ton Hajty jest bardzo często nie do zniesienia. Nie jest to człowiek znikąd, wielu pamięta jego występy i na boisku, i na ławce trenerskiej.
I tu można się spierać, czy wielokrotny kadrowicz, zawodnik wyróżniający się umiejętnościami z grona „Biało-czerwonych” w początkach XXI wieku, weteran niemieckich boisk ma prawo do krytykowania, a wręcz nawet do krytykanctwa i moralizowania jako telewizyjny ekspert. Czy w końcu wolno mu apostołować, gdy sam, jako trener, zajął zawstydzające 10. miejsce z Jagiellonią w Ekstraklasie i spuścił GKS Tychy z pierwszej ligi? A wystarczy nie przeginać. Znaj proporcjum, mocium panie.

GRZECH TRZECI – FAWORYZOWANIE SWOICH

Z kim się Hajto lubi, a z kim mu nie po drodze, o tym bardzo dobrze wiadomo. W tym jednak sęk, by obiektywny ekspert ze swoimi sympatiami się nie ujawniał, a już na pewno nie afiszował. Gdy jednak pozuje do zdjęć z Kamilem Grosickim i Sławomirem Peszką – trudno przypuszczać, by później mógł tych piłkarzy na antenie krytykować.
„Grosikowi” matkował, gdy ten miał problem ze zmianą klubu, pierwszy też wziął go w obronę, gdy trzeba było wyjaśnić tzw. casino gate. A co z Peszką, gdy ten dostał trzymiesięczną karę za brutalny faul w ligowym meczu? Dla Hajty była „nieadekwatna”. „Przesada ludzi nie mających pojęcia o piłce” – mówił głośno.
Z kadrowiczów Hajto ma jeszcze swoich innych ulubieńców. Do atakowania. Nigdy nie przepadał za Grzegorzem Krychowiakiem, którego grę w jednym ze spotkań ocenił mianem „dreptaka”. Potrafił go zbesztać i w kolejnych, w tym przeciwko Austrii w eliminacjach do Mistrzostw Europy. „Znowu zawiódł. Od dwóch lat nie zaliczył udanego występu w reprezentacji”. „Krycha” zresztą nie pozostawał mu dłużny i w mediach odpłacał się pięknym za nadobne. A tego typu wymiana uprzejmości to dobre wprowadzenie do kolejnego grzeszku…

GRZECH CZWARTY – WOJOWANIE Z CAŁYM ŚWIATEM

Redaktor Hajto bardzo nie lubi, gdy ktoś nadepnie mu na odcisk lub choćby nie zgadza się z jego zdaniem. O dystansie do siebie również możemy zapomnieć. Charakter „Gianniego” jak w soczewce widać na Twitterze, gdzie najczęściej skupia swoją aktywność w relacjach ze światem zewnętrznym. Drobna złośliwość pod jego adresem otwiera czeluści piekielne, przykładem niech będzie starcie pomiędzy nim, a dyrektorem TVP Sport Markiem Szkolnikowskim.
Hajto bardzo lubi też wchodzić w konflikt z innymi piłkarzami. A nawet całą reprezentacją. Jeszcze przed awansem do Mistrzostw Europy do lat 21 ekspert Polsatu Sport mówił z sarkazmem o „legendzie kadry Michniewicza”. „Jeden, drugi sfochowany. Tam niektórzy już są gwiazdami” – szydził w magazynie Cafe Futbol.
Odpowiedź przyszła bardzo szybko, bo po zwycięskim meczu z Portugalią pieczętującym wyjazd piłkarzy na boiska Włoch i San Marino. Na pojedynek wyzwał go Kamil Grabara, najostrzejszy język w młodzieżówce – reakcja również była błyskawiczna. Skończyło się na krótkiej pyskówce.

GRZECH PIĄTY – OKLEPANE ŻARTY

Z kliszy „a teraz wam podam zwycięski skład Kaiserslautern z Bayernem z sezonu 1997/98” były piłkarz właściwie wypłynął na szerokie wody dziennikarstwa sportowego. Tak, to było nieoczekiwane. Tak, to było świeże i zwyczajnie zabawne. Oglądając spotkanie Piasta z Termaliką nie spodziewasz się twista ze strony komentatora, który widząc wszechobecną nudę na murawie „wchodzi” we wspominki z lat gry w Bundeslidze.
Zachęcony pozytywnymi komentarzami, Hajto kontynuował w kolejnych relacjonowanych przez siebie meczach wywody, przypominał skład Bayernu, nawiązywał do niemieckiej piłki niezliczoną liczbę razy, aż z jednej podchwyconej ciekawostki wyszedł meme, mielony następnie po kilkaset razy w Internecie. Podobnie jak słynna „truskawka na torcie”, która swego czasu stała się znakiem rozpoznawczym warsztatu TH.

GRZECH SZÓSTY – STUDYJNE NIEDYSPOZYCJE

Bywa czasami tak, że w pewnych sytuacjach nie warto iść do telewizji, nawet gdy jesteś wziętym ekspertem, a niektórzy nie wyobrażają sobie bez ciebie programu. Ten moment trafił bohatera tekstu podczas zeszłorocznego programu Cafe Futbol, gdy jak rażony piorunem wybiegł ze studia, a w trakcie przerwy wyniesiono fotel, na którym siedział.
Hajtę tłumaczyło później kierownictwo stacji twierdząc, że nagłe wyjście spowodowane było „względami rodzinnymi” i w sumie temat mógłby zostać zamknięty, gdyby nie to, że oficjalne przyczyny najwidoczniej nie do końca przekonały samych kolegów dziennikarza. „Jak samopoczucie? Ciśnienie okej? Żołądek w normie?” – dopytywał w następnym odcinku Mateusz Borek. „Wszystko w normie” – odpowiedział niewzruszony Hajto. Humor w porządku, ale co z szacunkiem do widza?

GRZECH SIÓDMY – BŁĘDY JĘZYKOWE

To jest studnia bez dna i tu mamy do czynienia z przypadkiem nieuleczalnym. Każdemu zdarzy się palnąć głupotę, przejęzyczyć się, „popisać” niezgrabnością gramatyczną. Ale u red. Hajty to nagminna sprawa. I tak „podłanczanie” się do akcji jest w zasadzie normą w każdym meczu, podobnie jak „szczelanie” na bramkę.
To jaskrawe, męczące uszy przykłady. Ale są też zabawniejsze. Jak choćby wtedy, gdy „Gianni” przekazał nowemu selekcjonerowi Jerzemu Brzęczkowi dosyć nietypowe życzenia na nową drogę zawodowego życia. „Jak to się mówi, niech mu ziemia lekką będzie” – wypalił.
Czarny humor? Raczej kiepskie posługiwanie się językiem. Mylenie słów to ta sławetna „truskawka na torcie” w repertuarze. „Porównanie poziomu Krzysztofa Piątka do Roberta Lewandowskiego to czysta hipokryzja” – stwierdził niegdyś i, na dobrą sprawę, nikt nie potrafił rozszyfrować, o co mu chodzi. Poruszył za to lawinę komentarzy.
***
Hajto sam o sobie mówi, że jest nową świeżością, innym spojrzeniem na toczące się widowisko piłkarskie. No bo, jak sam to określił, „powiedzieć, że ktoś kopnął piłkę, to każdy debil umie” – niby tak, ale czy remedium na nudny jak flaki z olejem komentarz jest arogancki styl podlany sosem wybiórczej wiedzy z dodatkami okropnych błędów językowych serwowany na ostrym konflikcie? To na kilometr pachnie niestrawnością.
Tobiasz Kubocz

Przeczytaj również