Wymowne słowa komentatorów. Marciniak utemperował gwiazdę. "Błyskawicznie do niego doskoczył"

Wymowne słowa komentatorów. Marciniak utemperował gwiazdę. "Błyskawicznie do niego doskoczył"
fot. Mark Cosgrove/pressfocus.pl
W trybie pilnym, po kontrowersjach w pierwszym półfinałowym spotkaniu między Manchesterem City a Realem Madryt, Szymon Marciniak został wyznaczony do prowadzenia rewanżowego spotkania na Wyspach Brytyjskich. W nim dominacja drużyny Pepa Guardioli nie podlegała dyskusji. Podobnie jak to, że polski sędzia udźwignął ciężar meczu.
To nie była pierwsza sytuacja w tym sezonie Ligi Mistrzów, kiedy Marciniak został wyznaczony do konkretnego spotkania z powodu kontrowersji, jakie towarzyszyły wcześniejszej rywalizacji obu drużyn. Człowiekiem od zadań specjalnych został już jesienią, kiedy poprowadził spotkanie grupowe Barcelona - Inter. Wtedy dał radę i w sobotę na stadionie w Manchesterze też spełnił postawione przed nim zadanie.
Dalsza część tekstu pod wideo

Plusy na dzień dobry

Jeszcze przed rozpoczęciem rywalizacja hiszpańska prasa ciepło przyjęła jego nominację. "Jest talizmanem: za każdym razem, gdy Madryt krzyżował z nim ścieżki, został mistrzem" - tak na swojej stronie internetowej pisał o nim "AS". O tym jak wielkim szacunkiem cieszy się świecie futbolu świadczyły za to słowa, które padły w BT Sport, które jest nadawcą Ligi Mistrzów w Wielkiej Brytanii. "W tym momencie to prawdopodobnie najlepszy sędzia na świecie" - tak komentatorzy przedstawili go tuż przed rozpoczęciem meczu.
Sam Marciniak od początku czuł się w Manchesterze jak u siebie. W tunelu był wyluzowany, przybił kilka piątek, tu się uśmiechnął, tam pożartował i od pierwszego gwizdka prowadził mecz na własnych zasadach. Poprzeczkę faulu, jak często ma w zwyczaju, zawiesił dość wysoko. Na początku delikatnie tym zirytował kilku zawodników Manchesteru City, na czele z Bernardo Silvą, który miał pretensje o dwa przewinienia, których jego zdaniem Marciniak nie zauważył. Natomiast jedyna sytuacja, o którą w całym meczu można by się przyczepić, ale naprawdę bardzo trzeba by chcieć to zrobić, to brak rzutu rożnego dla Realu Madryt po interwencji Edersona, który odbił piłkę na poprzeczkę. Strzał był jednak bardzo mocny więc muśnięcie piłki przez Brazylijczyka absolutnie miało prawo przejść niezauważone.

Niepodważalny autorytet

Polak szybko poukładał sobie relacje z zawodnikami, w stanowczy, ale też koleżeński sposób rozwiązał kilka potencjalnych konfliktów. Jeszcze w pierwszej połowie doszło do drobnego nieporozumienia między Erlingiem Haalandem a Ederem Milatao, obaj mieli do siebie o coś pretensje. Najpierw do protestującego Norwega pokazał tylko prosty gest: palec przyłożony do ust, chwilę później przywołał zawodnika Realu Madryt i zaraz obaj "zbili piątki". Wcześniej też błyskawicznie doskoczył do Haalanda, kiedy ten wyraźnymi gestami pokazywał swoje niezadowolenie w kierunku asystenta, Pawła Sokolnickiego.
Wydaje się, że odpowiednio długo wstrzymał się też z kartkami. Pierwsze napomnienia pokazał dopiero w drugiej połowie, ale też w momencie, kiedy należało ostudzić nastroje. Był na tyle zdecydowany i konkretny, że żaden z piłkarzy specjalnie nie protestował, zdając sobie sprawę, że na karę zasłużył. Prowadził mecz płynnie, spokojnie, nie przeszkadzał i nie irytował. Wymowny jest fakt, że zupełnie bezrobotni byli sędziowie VAR. Jeśli o nominacji na finał miałby decydować poziom poprowadzenia najważniejszych meczów, to Marciniak zgłosił w środę więcej niż poważny akces do wyprowadzenia zespołów za trzy tygodnie w Stambule.

Przeczytaj również