Zakaz gry głową przyszłością futbolu? Badania są porażające, zaczyna się walka o zdrowie piłkarzy

Zakaz gry głową przyszłością futbolu? Badania są porażające, zaczyna się walka o zdrowie piłkarzy
screen youtube/Marca
Już niedługo piłka nożna może przyjąć znaczenie bardziej dosłowne. Pojawia się coraz więcej badań, które wskazują, że “główkowanie” uszkadza komórki mózgowe, co w dalszych latach przekłada się na problemy zdrowotne. Czy futbol przejdzie całkowitą rewolucję? Niektórzy już teraz apelują: nie ma na co czekać!
Piąta minuta rozgrywanego w ostatnią niedzielę meczu Arsenal - Wolverhampton. Do zagrania z rzutu rożnego w polu karnym wyskoczyło dwóch zawodników. Obaj minęli się z piłką. Zamiast tego David Luiz z całym impetem uderzył głową w czaszkę Raula Jimeneza. Padli na murawę, zalali się krwią. Brazylijczyka opatrzono na miejscu, Meksykanin wyglądał dużo gorzej i szybko przetransportowano go do szpitala. Mrożąca krew w żyłach sytuacja. I to wszystko w czasie, gdy w Wielkiej Brytanii coraz częściej i głośniej mówi się o całkowitym wyeliminowaniu gry głową w piłce nożnej.
Dalsza część tekstu pod wideo

Historia choroby

Zanim przejdziemy do surowych statystyk warto prześledzić kilka historii. Na przykład Roda Taylora, byłego gracza Portsmouth, który zmarł w 2018 roku w wieku 74 lat. - Tata ciągle upadał, nie spał całą noc, miał wieczne halucynacje. Gdy sprawy się pogarszały, on wskazywał palcami na swoją głowę - opowiadała dziennikarzom jego córka.
Są tacy ludzie jak rodzina Erniego Mossa, rekordzisty pod względem strzelonych goli w klubie Chesterfield, który żyje z demencją, zanim jeszcze skończył sześćdziesiątkę. Nie mógł mówić, z trudem się poruszał, ale potrafił rozwiązywać sudoku w kilka sekund. Z kolei u Franka Kopela zdiagnozowano demencję w wieku 59 lat. Wychowanek Manchesteru United widział na jedno oko, cierpiał na halucynację i zapominał, że trzeba się odżywiać. Takich historii jest znacznie, znacznie więcej.
W sporcie biją dzwony alarmowe o ryzyku wystąpienia grupy przewlekłych chorób potocznie rozumianych jako demencja. Istnieje wiele dowodów, które wskazują, że małe, powtarzające się przemieszczenia mózgu wewnątrz czaszki powodują te zaburzenia. Dopiero po niedawnej diagnozie dot. stanu zdrowia sir Bobby’ego Charltona, u którego także wykazano demencję, wzrosła presja na władze piłkarskie, aby zbadały związek między “główkowaniem” i chorobami.

Problem “ z głowy”

Protokoły meczowe od dawna są bardzo wrażliwym tematem. Wielu uważa, że rządzący dyscypliną traktują urazy głowy z nonszalancją graniczącą z beztroską. Ktoś stracił przytomność, ktoś inny miał zawroty, kolejny pojechał do szpitala. Wszyscy wrócili do zdrowia, grali dalej w piłkę, więc problemu nie ma. Co jakiś czas dyskusję ożywiał głośny incydent. I tak, np. Christoph Kramer nie pamięta czternastu minut finału mundialu z 2014 po kolizji z Ezequielem Garayem. Po wszystkim został obwołany bohaterem. Z drugiej strony bramkarz Loris Karius na zawsze będzie “nieudacznikiem” po tym, jak popełnił dwa katastrofalne błędy w finale Ligi Mistrzów 2018, choć wcześniej otrzymał cios łokciem w głowę. To anegdotyczne sytuacje, które nie pociągnęły żadnych konkretnych decyzji.
Podobne sytuacje zdarzały się oczywiście wcześniej. Już w 1969 roku “Guardian” pisał o “piłkarzach, którzy odczuwali mdłości w wyniku ciągłego uderzenia głową w błotnistą, twardą od wilgoci piłkę”. Słynny napastnik Alan Shearer w filmie dokumentalnym “BBC” mówił, że wiele słyszy się o piłkarzach mających problemy z alkoholem, narkotykami oraz hazardem i władze miały środki, by takim ludziom pomóc, uratować życie. - Jednak niewiele zrobiono, aby zbadać skutki gry głową. To nieprawdopodobne - ocenił najlepszy strzelec Premier League wszech czasów.
Nowe badania najlepszych piłkarzy grających w Anglii w sezonie 1965/1966 wykazały, że choroby neurodegeneracyjne (Alzheimer, Parkinson, Huntington) spowodowały śmierć 42 proc. osób w tej grupie. Ta szokująca statystyka potwierdza, że zawodowi futboliści umierają na demencję do czterech razy częściej niż ogólna populacja. Pomiary koncentrowały się na puli 475 zawodników z pierwszego zespołu w 22 klubach angielskiej First Division. W 22-osobowym składzie mistrzów świata z 1966 roku sześciu złotych medalistów zmarło na Alzheimera lub na podobne przypadłości. To bramkarz Peter Bonetti, obrońcy Nobby Stiles, Jack Charlton, Ray Wilson i Gerry Byrne oraz pomocnik Martin Peters. Siódmym zdiagnozowanym jest właśnie Bobby Charlton.
Ok, to gracze z dalszej lub bliższej przeszłości. Ale czy niebezpieczeństwo nadal istnieje w obecnej grze? Tak. To prawda, że piłki z poprzednich epok były znacznie cięższe niż dzisiejsze, ale inne zmiany w futbolu, np. prędkość uderzonej futbolówki, niwelują te różnice. Neuropatolog dr Willie Stewart uważa, że właśnie prędkość ma dużo większe znaczenie niż ciężar.
Regulaminowa piłka waży ok. 410-450 g i po mocnym strzale może osiągać nawet nawet 80 km/h. Choć nie jest bardzo twarda, to wszyscy zawodowcy powinni zdawać sobie sprawę z potencjalnych konsekwencji zdrowotnych. Naukowcy udowodnili, że powtarzające się “główki” mogą uszkadzać komórki mózgowe, niszczyć system nerwowy. Dziesiątki meczowych zagrań głową to również dziesiątki mikrowstrząsów, które rozpoczynają reakcję domina.

Jak nie wylać dziecka z kąpielą

Mimo badań, nikt nie wziął się za sprawę poważnie. Mało tego. Jak dotąd, dalej nie wypracowano poważnego protokołu meczowego poszerzonego o kontuzje głowy. Dlatego David Luiz mógł w niedzielnym spotkaniu dalej grać z opatrunkiem, który z każdą minutą przesiąkał krwią. Nadal zdarzają się sytuacje, gdy piłkarz po krótkiej utracie przytomności wraca do gry. Co dopiero poruszać problem zwykłego “główkowania”, stojącego na twardych fundamentach zasad piłki nożnej.
Trzeba pamiętać, że establishment piłkarski z bazą kibiców to od początku twierdza obronna tradycji, innymi słowy: “rzeczy są, jakimi są, ponieważ zawsze takimi były”. Kultura gry w “nogę” postrzega ból lub kontuzje jako znak heroicznej odwagi. Zakrwawiony od stóp do głów Terry Butcher podczas meczu eliminacyjnego Anglików do MŚ ‘90 pozostanie symbolem nieugiętości i hartu ducha. Wyłączenie walki o piłkę w powietrzu praktycznie nie wchodzi więc w rachubę.
Co zamiast? Mówi się o utworzeniu przez FIFA niezależnej grupy doradczej ds. wstrząsów. Prawdopodobnie wkrótce kluby mogą zostać zmuszone do dodania neurologów do zespołów medycznych. Pojawiały się też wzmianki o “tymczasowych zmianach” piłkarzy, którzy doznali urazu głowy. Lekarze klubowi otrzymaliby trzy minuty na ocenę stanu zdrowia gracza, zanim podejmą decyzję o jego ostatecznej zmianie lub powrocie na boisko. Międzynarodowa Federacja Piłkarzy FIFPro naciska, aby takie okno wydłużyć do dziesięciu minut. Całkiem prawdopodobne, że takie obrazki zobaczymy już od przyszłego sezonu. Długo to trwało, ale to w końcu krok w dobrą stronę.
W perspektywie krótkoterminowej jest mało prawdopodobne, aby zasady i zwyczaje piłkarskie na poziomie elity uległy radykalnym zmianom, chociaż niektórzy trenerzy nie zamierzają ignorować ostrzeżeń. Na przykład Frank Lampard stwierdził, że rozważa zmianę rutyny treningowej ze względu na powagę podnoszonego problemu. Ale tak naprawdę to dopiero początek walki o zdrowie piłkarzy. Na jej końcu wisi przyszłość gry na lagę i goli strzelanych głową, do których przyzwyczailiśmy się przez dziesięciolecia.

Przeczytaj również