Zastanawiająca decyzja Guardioli. Proporcje na awans nie wzrosły. "Ta statystyka jest wymowna"

Zastanawiająca decyzja Guardioli. Proporcje na awans nie wzrosły. "Ta statystyka jest wymowna"
Matt Wilkinson/Pressfocus
Przed dwumeczem w półfinale Ligi Mistrzów to Manchester City w ocenie choćby bukmacherów był wyraźnym faworytem. Mimo że drużyna Pepa Guardioli wywiozła z Madrytu remis 1:1, co z perspektywy gości z reguły uznawane jest za korzystny wynik, to wcale nie uważam, że ich szanse na finał wyraźnie wzrosły.
Manchester City poleciał do Hiszpanii jako lider Premier League, który wygrał wszystkie dziesięć ostatnich meczów. Rozpędzona maszyna, walec - mniej więcej tak opisywano to, co ostatnio wyprawiali. Z jednej strony lekceważenie Realu Madryt w Lidze Mistrzów byłoby pochopne, ale z drugiej, wydawało się, że sportowa klasa, forma, jest jednak po stronie drużyny Guardioli. O dominacji City przekonany był Wayne Rooney, który w "The Times" zapowiadał, że mistrz Anglii nie tyle ten dwumecz wygra, co po prostu nie da Królewskim żadnych szans.
Dalsza część tekstu pod wideo

Więcej pytań, niż odpowiedzi

Dla wszystkich, którym, jak niżej podpisanemu, było do tej opinii blisko, spotkanie na Santiago Bernabeu musiało pozostawić sporo znaków zapytania. City odrobiło straty, w dodatku w momencie, kiedy to Real był lepszy, ale nie zdominowało obrońców tytułu. Od początku nie wzbudzało zaufania w defensywie, kiedy tylko Real był obecny w ofensywnej tercji to mógł liczyć, że w obronie City pojawi się nerwowość. Raz pomylił się Rodri, innym razem niezbyt pewnie z piłką zachował się we własnym polu karnym John Stones.
Długimi fragmentami można było odnieść wrażenie, że naciśnięci piłkarze City, którzy na co dzień z presją rywali radzą sobie wyśmienicie, akurat w stolicy Hiszpanii mogą mieć problemy. Znów gdzieś podświadomie pojawiała się myśl, czy to nie jest moment, kiedy czegoś w Europie nie popsują. Gdybym miał po tym meczu układać proporcje w szansach na awans do finału, to ułożyłbym je bardziej korzystnie dla Realu niż przed pierwszym spotkaniem, ale też dlatego, że przed pierwszym gwizdkiem we wtorek byłyby one mało dla "Królewskich" mało korzystne.

Cicho z przodu

Wymowna jest statystyka goli oczekiwanych. Tylko raz w tym sezonie, w przegranych derbach Manchesteru na Old Trafford City zanotowało tak niski współczynnik goli oczekiwanych (0.6). Samych strzałów nie było aż tak mało, bo dziesięć, ale skoro przełożyło się to zaledwie na 0.6, to pokazuje, że w większości przypadków uderzenia były z mało korzystnych sytuacji.
Najniższe xG Manchesteru City w sezonie 2022/23:
Real Madryt - 0.6 (1:2)
Manchester United - 0.6 (1:1)
Leicester - 1.0 (1:0)
Liverpool - 1.0 (0:1)
Borussia Dortmund - 1.0 (2:1)
Skrzydeł nie rozwinęli Jack Grealish i Bernardo Silva. Ten drugi co prawda uratował piłkę przed wyjściem na aut, notabene w dość kontrowersyjnych okolicznościach, co chwilę później pozwoliło City zdobył wyrównującą bramkę, ale to był jeden z nielicznych momentów, za który można go wyróżnić. Grealish natomiast nie potrafił na dobre się rozkręcić, co chwilę był w różny sposób, nie zawsze fair, zatrzymywany przez Daniego Carvalaja. Erling Haaland zaczął obiecująco, był aktywny, znajdował się w polu karnym, ale im dłużej ten mecz trwał, tym coraz rzadziej oglądaliśmy go z piłką przy nodze w szesnastce Realu.
Powstrzymanie ekscytującej ofensywy City, na czele z Norwegiem, musi Realowi dodać jeszcze więcej wiary i pewności siebie, że w rewanżu da się zagrać podobnie. Szczególnie, że zespołowi Carlo Ancelottiego remis będzie sprzyjał do spokojnego i kontrolowanego przyjęcia rywali, okazji do kontrataków i szukania pojedynczych szans. Dostali też sygnał, że obrona przeciwników pod presją Ligi Mistrzów niekoniecznie jest monolitem, że można liczyć na błędy i nerwowe zachowania.

Bez zmian

W kontekście City nie można też przejść obojętnie obok jeszcze jednego wątku. Podstawowy skład nie budził żadnego zdziwienia, to nie był jeden z tych momentów, kiedy do głowy przychodziły myśli: co ten Guardiola znowu wykombinował? Nie dowiemy się jednak, jak wyglądałaby końcówka, gdyby zdecydował się na zmiany. Trudno nie zastanawiać się, dlaczego mając na ławce Juliana Alvareza, Riyada Mahreza i Phila Modena, w dodatku w tak wyczerpującym sezonie, nie dokonał choćby jednej roszady. Warto też jednak przy okazji zaznaczyć, że nie jest to pierwsze takie zachowanie Hiszpana w tej edycji Ligi Mistrzów. Żadnego rezerwowego nie wpuścił już podczas fazy pucharowej, dokładnie przeciwko RB Lipsk, kiedy City zremisowało w pierwszym spotkaniu 1:1.
Wtedy w rewanżu było 7:0, a teraz wygląda na to, że znów się będą musieli zmierzyć z własnymi demonami. W Lidze Mistrzów już wielokrotnie byli w lepszej sytuacji, blisko awansu, a ostatecznie wszystko wywracało się na ostatniej prostej. Widać, że Real jest gotowy wykorzystać ich błędy, dobrze przygotował się na pierwsze starcie i jak wytrawny, doświadczony przeciwnik będzie tylko czekał. Jeśli opierać się tylko na wynikach na Etihad z tego sezonu to awans do finału powinien być bardziej niż prawdopodobny, ale pierwsze spotkanie dobitnie udowodniło, że przełożenie dominacji z każdego innego meczu na rywalizację z Królewskimi w Lidze Mistrzów jest piekielnie trudne.

Przeczytaj również