„Zerowy” napastnik. Jak Olivier Giroud zaważył o ostatecznym triumfie „Trójkolorowych”?

„Zerowy” napastnik. Jak Olivier Giroud zaważył o ostatecznym triumfie „Trójkolorowych”?
Dokshin Vlad/Shutterstock
Trójkolorowy autokar zajeżdża na parking bazy Francuzów, pod którą od kilku godzin czekają zagorzali fani z notesami i markerami w dłoni. Piłkarze raz po raz wyskakują z pokładu, patrząc daleko w eter i skupiając się na dźwiękach wydobywających się ze słuchawek. Umiejętnie udają, że nie widzą kibiców.
Olivier Giroud jako jedyny nie zdobył się na ostentacyjną obojętność i skierował swoje kroki do barierki oblężonej przez swoich rodaków. Wyciągnął dłoń po markery, spodziewając się, że teraz jako ostatni dołączy do kolegów przy kolacji. Nikt nie chciał autografu Giroud. Nie chodziło o to, że preferowali Mbappe czy Griezmanna, wszak zaczęli nawoływać nawet Areolę, trzeciego bramkarza.
Dalsza część tekstu pod wideo
Wówczas to kibice zdobyli się na manifest. Jasno pokazali, że dawne miejsce Thierry'ego Henry'ego czy Davida Trezegueta bynajmniej nie należy się rezerwowemu Chelsea. To zdarzenie miało miejsce przed Mundialem, natomiast dopełnienie klamry nadeszło zaraz po nim. Wówczas na paryskim łuku triumfalnym, pamiątce zwycięstw wielkiego Napoleona, wyświetlano podobizny współczesnych czempionów, oddając ich w ręce rozemocjonowanego tłumu.
Moment przeznaczony na aplauz przy zdjęciu Oliviera Giroud zastąpiono przeszywającym buczeniem, delikatnie jedynie przerywanym pojedynczymi oklaskami. Oklaskami tych, którzy jak mówił legendarny Henry - „oglądają mecz, a nie jedynie obserwują futbolówkę”. Tych, którzy wiedzą, że napastnik z zerowym dorobkiem bramkowym był w maszynie tak samo istotnym trybikiem jak pozostałe 10. Wreszcie tych, którzy nie kalkulują sukcesu w kategoriach – czy można było lepiej?

O włos od oglądania Mundialu z kanapy

Giroud bynajmniej nie jest efektownym napastnikiem. To chłopak ukształtowany w niższych ligach, który pierwsze kroki w poważnym futbolu stawiał mając o 2 lata więcej na karku niż obecnie ma Kylian Mbappe. Jak sam mówi, to właśnie walka o byt na piątym szczeblu rozgrywkowym, kiedy to jego reprezentacyjni rówieśnicy uczyli się fachu w akademiach Lyonu, Monaco czy Marsylii, uformowała jego piłkarski charakter.
Szybko przelatując przez tok jego kariery (bo nie to jest tutaj najważniejsze), na salonach zawitał dopiero 8 lat temu jako piłkarz Montpellier, zdobywając koronę króla strzelców Ligue 1, czym zapracował sobie na transfer do Arsenalu. Barwy „Kanonierów” reprezentował 6 lat, notując 100 trafień. Dopięte w poprzednim sezonie transfery najpierw Alexandre'a Lacazette'a, następnie Pierre'a Emericka Aubameyanga stopniowo zdegradowały go do roli rezerwowego.
Nawet uznanego już kadrowicza i de facto swojego ulubieńca, Didier Deschamps musiałby pominąć w mundialowej selekcji, gdyby przez pół roku zbierał jedynie pojedyncze minuty. Giroud zdecydował się więc na transfer do miejscowego rywala, Chelsea, bowiem nie tylko pragnął gry, ale nie chciał zmuszać swojej rodziny do większej przeprowadzki. Tym ruchem usprawiedliwił swoje nominacje reprezentacyjne i zacementował swój status w kadrze mundialowej, z której „wypchnął” właśnie Lacazette'a.

My chcemy gola, hej Oli my chcemy gola!

Słyszysz „napastnik”, myślisz „gole”. Próżno próbować obalać ten dogmat, jednak trzeba zrozumieć, że XXI-wieczny futbol nie jest już tak zero-jedynkowy i schematyczny. Jest wielopoglądową wymianą zdań, w której pozornie alegorycznym słowom odpowiadają nowatorskie i zaskakujące rozwiązania. Giroud, będąc na grafikach przedmeczowych przedstawiany na pozycji wysuniętego snajpera, w rzeczywistości jednak występował jako „fałszywa dziewiątka”, „dziesiątka”, a nawet „szóstka”.
Żeby zrozumieć rolę, którą pełnił, trzeba spojrzeć na całe ustawienie ofensywne „Trójkolorowych”. Deschamps złożył tercet z trzech nominalnych napastników, ustawiając 31-latka w centrum. Wokół niego orbitowali Antoine Griezmann i Kylian Mbappe. Obaj zakończyli turniej z czterobramkowym dorobkiem strzeleckim, co w dużej mierze jest osiągnięciem Giroud.
Między całą trójką wytworzył się idealny balans. Mbappe dostarczał całe wagony dynamiki i żwawości, a Griezmann napędzał akcje ofensywne z pozycji rozgrywającego. Giroud z kolei, jakkolwiek trywialnie to brzmi – robił miejsce. Jego pozycja była pomiędzy dwójką stoperów.
Zarówno obrońcy, jak i Lloris ślepo posyłali piłki do przodu, o które w powietrzu walczył napastnik Chelsea, ściągając na siebie uwagę całego środka obrony rywali. W tym aspekcie do bólu przypominał tzw. „plan B” Mourinho, czyli po prostu Marouane'a Fellainiego.
Deschamps doskonale zdawał sobie sprawę, że prawidłowe funkcjonowanie Mbappe i Griezmanna jako duetu bocznych napastników wymaga obecności postaci o szerokich walorach fizycznych. Jej przeznaczeniem na boisku było kreowanie miejsca i sytuacji dla tej dwójki. Nikt od Giroud nie oczekiwał goli. Dlatego też grał znacznie niżej niż tradycyjny napastnik. Schodził po futbolówkę na pozycję numer 10, skąd szybko rozprowadzał ją do boków, a tam działa się cała magia (poniżej heatmapa Girouda z meczu przeciwko Belgii).
Heatmapa Giroud
Whoscored.com
W inauguracyjnym meczu przeciwko Australii, Deschamps na taktycznej szachownicy zrobił ruch, do którego sam nie by przekonany. Można było odnieść wrażenie, że chciał pokazać kibicom: „zrobię po waszemu, a potem zrozumiecie dlaczego to ja jestem trenerem”. To właśnie w tym meczu zabrakło Giroud, ku uciesze Francuzów, od dawna domagających się podkręcenia dynamiki w ofensywie. Trio uzupełnił Dembele.
Pierwsza linia nie miała żadnego pomysłu na przełamanie szyków Australijczyków. Grający w centrum Griezmann nie trzymał się swojej pozycji, a wymienność w tercecie ofensywnym jedynie zmusiła rywali do zagęszczenia pola karnego. Żaden z napastników nie skupiał na sobie permanentnej uwagi obrońców, tudzież żaden z nich nie miał swobody, którą obserwowaliśmy przez pozostałość turnieju, w której grał już Giroud.

„Defensywny napastnik”

Wspomniałem także, że występował poniekąd w roli środkowego defensywnego pomocnika. To właśnie na swojej połowie Giroud włożył najwięcej nieocenionej pracy. Tajemnicą poliszynela jest bowiem, że napastnik o jego szybkości nie bryluje w grze z kontrataku. Kiedy więc Francuzi schodzili do niskiego pressingu, robił przewagę w pomocy i łatał dziurę, którą zostawiał Pogba, ruszając razem z Mbappe i Griezmannem do przodu.
Jego agresywność w odbiorze i nieustępliwość w pressingu znalazły też ogromne zastosowanie kiedy gra toczyła się w środkowej strefie. Giroud poruszał się najpierw w strefie tzw. „pierwszego obrońcy”, usiłując stanąć na drodze podania od bramkarza do defensorów, a później schodził niżej, operując w trójkącie między stoperami a „szóstką”. Mierząc się z Argentyną, odłączył serce pomocy, czyli Javiera Mascherano i później powtórzył ten manewr uprzykrzając życie Axelowi Witselowi.
Giroud przeciwko Argentynie
TVP Sport
Trudno zliczyć ile razy odbiór Giroud w środkowej strefie i szybkie rozegranie dało początek kontratakom Francuzów. W każdym meczu dawał z siebie 100% w defensywie, czasami wyglądając w tym aspekcie pewniej niż jego koledzy z drugiej linii. Można teraz jedynie gdybać, ale zważywszy na fakt iż Francuzi 4 z 7 meczów wygrali jedną bramką, brak tej dodatkowej siły w obronie mógłby okazać się feralny.

Gdyby, gdyby, gdyby...

„Jest niezbędny dla naszego stylu, potrzebujemy jego wspomagania. Jest dobrze, kiedy strzela, ale głównie skupia się na innych i nie narzeka na ilość ciężkiej pracy” - mówił przed finałem Deschamps.

Giroud można więc przyrównać, nie odpływając, do piłkarskiego „Prometeusza” reprezentacji „Les Bleus”.
To on koncentrował na sobie dwóch, trzech rywali, pozwalając brylować kolegom. Prawdopodobnie włożył w ten turniej najwięcej pracy ze wszystkich Francuzów i z pewnością z dumą ogoli głowę, co obiecał zrobić w przypadku ostatecznego triumfu.
A mimo to kończy Mundial z tym przeklętym zerem na koncie. Zero bramek, ba! Zero strzałów celnych! Co to w ogóle za napastnik? Giroud zanotował 13 strzałów w czasie trwania Mundialu, jeden co 42 minuty.
Nie narzekał na słabe wsparcie czy skrajnie obronne usposobienie. On tych strzałów po prostu nie miał oddawać, a tych bramek nie miał zdobywać. W Premier League, reprezentując defensywnie grającą Chelsea oddaje strzał co 23 minuty, dwukrotnie częściej. W Rosji z tego aspektu swojej gry musiał po prostu zrezygnować.
Bardzo popularne stały się opinie, że jego miejsce powinno przypaść Lacazette'owi, Gameiro czy Gomisowi – urodzonym maszynom do zdobywania bramek, „lisom” pola karnego. Uważa się, że Francja grałaby efektowniej i nie przedzierała się przez kolejnych rywali minimalną różnicą bramkową.
Kontrując te gdybania – czy dodatkowa bramka w wygranym 4-3 meczu z Argentyną czy też dobicie Belgów jeszcze jednym trafieniem rzeczywiście byłyby cenniejsze od regularnego duszenia siły ofensywnej rywali już w zarodku?
Efekt motyla zakłada, że subtelna zmiana zdarzenia może wywołać prawdziwą rewolucję. Po co więc spekulować czy Mistrza Świata można było zastąpić? Gole nie zawsze przekładają się na wpływ na grę i Olivier Giroud dobitnie nam wszystkim to udowodnił, unosząc w górę złote trofeum.
Rafał Hydzik
Redakcja meczyki.pl
Rafał Hydzik17 Jul 2018 · 08:57
Źródło: własne

Przeczytaj również