"Gdyby nie piłka, jego życie potoczyłoby się bardzo źle". Młody Zlatan Ibrahimović kradł rakietki i serca

"Gdyby nie piłka, jego życie potoczyłoby się bardzo źle". Młody Zlatan kradł rakietki i serca kibiców
zlatanibrahimovic.com
W chwili czystego blasku, w szczycie formy, Zlatan Ibrahimović dręczył swych przeciwników niesamowitymi zwodami, genialnymi strzałami, rozbijającymi pojedynkami fizycznymi. Taki był właśnie w Ajaxie, gdzie dopiero wkraczał do poważnej piłki. Miał zaledwie 19-20 lat, gdy dowiedział się o nim świat, a później zachwycał się przez kolejne prawie dwie dekady. I do tych początków zapraszamy. Bo to opowieść o chłopaku z równą ilością talentu i słabości.
Zanim komuś spodobało się, jak kopie piłkę, dorośli nie mogli uwierzyć, jakie ten dzieciak ma kwalifikacje… drobnego złodziejaszka. Dorastając w osławionej posiadłości Rosengard na wschód od Malmoe, wykręcał blokady z jednośladów, ponieważ dzięki temu „czuł się wolny”. Pewnego dnia młody Zlatan i jego przyjaciel poszli do domu towarowego „na łowy”. Od razu wzbudzili podejrzenia, przechadzając się po sklepach w grubych kurtkach w środku lata. Przyłapano ich na kradzieży towarów o wartości 120 funtów, w tym czterech rakietek do ping-ponga. Uniknął potężnej bury od ojca tylko dlatego, że przechwycił mandat wysłany z komisariatu policji.
Dalsza część tekstu pod wideo

„Ja” to nie „wszyscy”

Nieszczególnie cenił władzę. Właściwie od zawsze z nastawieniem „anty”. Niski, szczupły chłopak z wielkim nosem. Nie znosił chodzić do szkoł. Głównie dlatego, że seplenił, a logopeda go nie znosił. Z wzajemnością.
- Pracuję w tej szkole 33 lata i spokojnie mogłabym go umieścić w czołowej piątce najbardziej niesfornych uczniów, z jakimi miałam do czynienia - powiedziała kiedyś dyrektor podstawówki. - To rodzaj takiego dziecka, które zawsze wpada w kłopoty. Gdyby nie piłka nożna, jego życie potoczyłoby się bardzo źle - uważa pani Caderbom.
Grając dla juniorów Malmoe nie wyróżniał się talentem, jednak z upływem lat stał się najbardziej wziętą piłkarską perspektywą w drużynie. Niekoniecznie z powodu umiejętności, a z anty-szwedzkiej mentalności. Większość Skandynawów wychowana jest w koncepcji zakładającej, że „wszyscy są tacy sami”. Co innego płynęło w żyłach młodego Ibry. Chęć wybicia się, pokazania indywidualizmu. Zafascynowany brazylijskim futbolem i marką Ronaldo próbował go naśladować. Strzelenie gola to za mało. Okiwanie kilku przeciwników, strzał piętką, przewrotką, albo ręką, żeby sędzia nie widział, tak, to właśnie to. Tak się rodził Zlatan.
W 2000 roku Malmoe znajdowało się na swoim dnie. Drużyna po raz pierwszy w swojej 90-letniej historii spadła z pierwszej ligi, a tak się akurat złożyło, że szansę zaistnienia w seniorskiej drużynie otrzymał 18-letni napastnik. Górował nad innymi. Zdobywając 12 goli został najlepszym strzelcem w zespole i dzięki temu finaliści Pucharu Europy z 1979 wrócili na należne mu miejsce. Problem w tym, że koledzy nie do końca „kupili” Zlatan-manię.
- Myślał, że jest ponad tą drużyną, a przecież do gwiazdy to mu jeszcze daleko - mówił w wywiadach kapitan Hasse Mattisson. - Uważa, że jak żongluje sobie piłką przy fladze w narożniku, to nagle przewyższa Maradonę. Gość chyba zapomina, że my też umiemy tak robić, ale z jakiegoś powodu tego nie robimy - dodał.
Przyszły wirtuoz futbolu skarżył się na atmosferę w szatni. - Kiedy po raz pierwszy przyjechałem do klubu, nie akceptowali mnie. Dlaczego? Bo miałem obce imię. Nigdy nie byłem dobrze odbierany - mówił po latach włoskim mediom.

Piłkarz z VHS

- Wystarczyło mi 15 minut. Już wiedziałem, że go kupimy - chwalił się zmysłem Leo Beenhakker, który w 2001 roku piastował stanowisko dyrektora technicznego Ajaxu. Miał swojego człowieka, który co tydzień przynosił mu raporty z występów młodego zawodnika z Malmoe. Jednak cyferki przyszłego selekcjonera reprezentacji Polski obchodziły najmniej.
- Przynieś mi kasetę z jego grą - rzekł do Johna Steena Olsena, scouta amsterdamskiego klubu odpowiedzialnego za Skandynawię. Przyniósł taśmę z towarzyskiego meczu, w którym ekipa Zlatana zmierzyła się z chłopakami z półamatorskiego klubiku z Norwegii. Gol, którego strzelił tego dnia, solo, pokonawszy jednym kopnięciem piłki trzech obrońców, nadal wisi na Youtubie.
Szybko ubito targu. Ajax sprzątnął gracza sprzed nosa Romie, czego do dzisiaj żałuje Fabio Capello, bo miał Zlatana na wyciągnięcie ręki. Zabrakło jedynie konkretnej decyzji jego szefa. „Ajacied” wpłacili żądaną kwotę w wysokości 9 milionów euro i mogli się cieszyć szwedzkim nabytkiem.
Na koniec negocjacji Leo podszedł do młokosa i żartem powiedział do niego: - Słuchaj, jeśli to spier****sz, to ja wypie**lę ciebie. Myślał, że weźmie to do siebie, skuli głowę, albo przytaknie. Ale Zlatan stanął wyprostowany, spojrzał mu w oczy i żachnął się: - Nie spie****ę, dam z siebie wszystko.
Przybył do klubu za rekordową dla Ajaxu sumę, więc presja „siadła” na niego, zanim po raz pierwszy pojawił się na boisku. Porównywano go do Marco van Bastena i żeby jeszcze bardziej wyostrzyć oczekiwania, podarowano mu koszulkę z numerem 9. Od razu otrzymał rywala. W tym samym czasie kontrakt podpisał inny napastnik, również z perspektywami, Egipcjanin Mido.
Pierwsze miesiące minęły ze zmiennym szczęściem. Łatka piłkarza sprawiającego kłopoty powoli znikała, zagrał kilka niezłych meczów, strzelił gola w swoim pierwszym „Klassekierze” przeciwko Feyenoordowi, lecz wkrótce problemy z aklimatyzacją zaczęły niekorzystnie odbijać się na jego występach. Bariera językowa, tęsknota za domem i niemożność złapania kontaktu z trenerem Co Adriaanse, znanym z prowadzenia drużyn twardą ręką. Za pierwszą wypłatę kupił sobie samochód, nie zdając sobie sprawy z tego, że na kolejną będzie musiał poczekać do następnego miesiąca.
Szybko podpadł kibicom. Oczywiście przez swoje głupie zachowanie. Z Groningen ujrzał czerwoną kartkę i musiał pauzować pięć meczów za uderzenie przeciwnika łokciem. Znak firmowy. Ibrahimović nie czuł się wystarczająco wspierany i już w pierwszym zimowym oknie transferowym próbował się z niego wydostać.

Przyjaźnie i antypatie

Paradoksalnie, najdroższy transfer Ajaxu, zarabiał w drużynie prawie najmniej. Zlatan odkrył ten fakt przypadkiem, w rozmowie z kolegą Andre Bergdolmo.
- Zapytał mnie: „jak sądzisz, ile zarabiam?” - przywołuje pogawędkę Norweg. - Podałem jakąś liczbę, zgadywałem, biorąc pod uwagę, ile musiano za niego zapłacić. Suma transferu przecież nie była tajemnicą. On zrobił wielkie oczy i wrzasnął: „nie dostaję nawet połowy tego!” - śmieje się Bergdolmo. Napastnik miał pobiec prosto do dyrektora Beenhakkera, a po powrocie stwierdził tylko: „za cztery lata będę najlepszym napastnikiem na świecie”.
W listopadzie 2001 r. działacze nie mieli wyjścia i zwolnili Co Adriaanse za wyjątkowo słabe wyniki. W jego miejsce sprowadzono legendę holenderskiej piłki, Ronalda Koemana. Ibrahimović miał nadzieję, że nowy trener odmieni jego losy w klubie. Przy okazji zaprzyjaźnił się z brazylijskim obrońcą Maxwellem, który podobnie jak on, znalazł się pierwszy raz poza domem i nie do końca potrafił sobie z tym faktem poradzić. Panowie grali ze sobą nie tylko w Amsterdamie, ale też w Interze, Barcelonie i PSG.
- Nasza przyjaźń pozostanie po karierze piłkarskiej, to rzadkość - mówił 38-letni obecnie obrońca. - Jest dla mnie jak rodzina. Gdy straciłem brata w wypadku samochodowym, mogłem na niego liczyć. Gdy on przeszarżował z zakupami i nie miał pieniędzy na jedzenie, mieszkał w moim domu przez miesiąc. Tak zbudowaliśmy naszą więź - dodaje Brazylijczyk.
W drugiej połowie sezonu losy „Ibry” się odmieniły i zaczął umacniać swój status napastnika numer jeden. Mido, którego preferował Adriaanse, widział, że jego minuty na boisku się kurczą, gdy Szwed stawał się bardziej integralną częścią zespołu. Pewność siebie wciąż rosła, co pomogło mu w zdobyciu kilku bramek, a Ajax przełamał kryzys i powoli zbliżał się do pierwszego tytułu mistrzowskiego od 1998 roku. Ukoronowaniem sezonu była złota bramka strzelona w dogrywce finału Pucharu Holandii.

Parcie na wyjazd

Nowy sezon rozpoczął się od wielkiej awantury pomiędzy konkurentami do miejsca w ataku. Po przegranej z Feyenoordem, Mido wszedł do szatni i stwierdził bez ogródek, że „cała drużyna składa się z je***ych pi*d”. Zlatan nie mógł sobie pozwolić na zniewagę i zauważył, że „jedyną pi**ą w szatni jest sam Mido”. Według relacji piłkarza w autobiografii, Egipcjanin miał podnieść nożyczki i cisnąć nimi z całej siły w kierunku Szweda. - Szaleństwo. Nożyce przeleciały mi obok głowy, uderzyły w betonową ścianę i rozpadły się - relacjonował w książce „Ja, Ibra”.
Nie miał czasu obmyślać planu rewanżu na koledze, bo za chwilę debiutował w Lidze Mistrzów. W pierwszym meczu, na własnych śmieciach z Lyonem, potrzebował tylko 11 minut, aby pokonać bramkarza Gregory’ego Coupeta i zameldować o swoim talencie całej Europie. Po kolejnych dwudziestu minutach cieszył się drugi raz, gdy łatwo wykończył akcję Jariego Litmanena i Victora Sikory.
Kampanię 2002/03 zakończył ze świetnym wynikiem indywidualnym (21 goli w 42 meczach), ale bez znaczącego trofeum. W lidze nie udało się obronić tytułu (punkt straty do PSV), w Champions League Ajax ostatecznie odpadł w ćwierćfinale. Zlatan został natomiast zauważony i wieku zaledwie 21 lat uzyskał nominację do Złotej Piłki. Plebiscyt ukończył na bardzo wysokim 20. miejscu. W rezultacie cena za napastnika rosła, a najwięksi giganci szykowali transferowy skok.
Z biegiem czasu rozwój Ibrahimovicia zauważano gołym okiem. Pomimo poważnej kontuzji ścięgna wykluczającej go na trzy miesiące, zdobył kilka niesamowitych bramek w drodze do końcowego sukcesu drużyny. Jedna z nich to oszałamiający strzał z przewrotki w spotkaniu z NAC Breda.
Mając już ugruntowaną pozycję w Europie, coraz bardziej rozglądał się za możliwościami dołączenia do lepszego klubu. Popadał w konflikty, m.in. z dyrektorem technicznym Louisem van Gaalem. Poszło o zaangażowanie snajpera w defensywę. Ibrahimović lubił rozmawiać z Van Bastenem, który radził mu szanować siły na strzelanie. Louis z kolei wymagał schematycznego ustawiania się i aktywnego udziału w odbiorze piłki. - To kogo mam słuchać: Van Bastena, który jest legendą, czy Van Gaala - zapytał po jednej z takich pogadanek ze sztabem szkoleniowym. Dyrektora zamurowało.
Inna pikantna historia wiąże się z kolegą z drużyny, Rafaelem van der Vaartem. Zaiskrzyło po raz pierwszy w sierpniu 2004 roku, kiedy Holandia mierzyła się ze Szwecją, a Ibrahimović brutalnie, choć wydaje się, że nieumyślnie, przybił „stempel” na nodze pomocnika, po czym, jak gdyby nigdy nic, zabrał piłkę i pewnie strzelił bramkę. Rafael stwierdził, że Szwed kopnął go celowo. Sprawę wyciszono, ktoś jednak z Ajaxu musiał odejść.
Kolejny raz zainteresował się nim Fabio Capello, który pracował już wtedy w Juventusie. Tym razem nie zamierzał odpuszczać. Ostatnim popisem Zlatana był ten niesamowity gol strzelony w towarzyskim meczu przeciwko NAC Breda. Pożegnalny. Idealny sposób na zakończenie burzliwego, ale w dużej mierze udanego rozdziału kariery. Trzy sezony i 48 bramek w 110 występach. Cztery trofea rozbudowały mu dość solidny życiorys we wczesnej fazie i stały się platformą do formowania najbardziej przerażającego i szanowanego napastnika swojego pokolenia. Uwaga, to nadchodzi „Ibra”.
CDN...
Tobiasz Kubocz
***
TUTAJ przeczytasz drugi, włoski rozdział historii Zlatana
TUTAJ przeczytasz trzeci, kataloński rozdział historii Zlatana

Przeczytaj również