Ważna zmiana w topowych ligach. Szturm na rynek. "Ten trend może się rozwijać"

Ważna zmiana w topowych ligach. Szturm na rynek. "Ten trend może się rozwijać"
Icon Sport / PressFocus
We Francji zaskakuje 30-latek, w Bundeslidze trzech szkoleniowców nie skończyło jeszcze 40 lat. Młodzi trenerzy przejmują rynek i radzą sobie całkiem nieźle. Kluby coraz chętniej na nich stawiają, a oni wchodzą do wielkiej piłki bez kompleksów.
W piłkarskim świecie kwestia wieku od długiego czasu jest tematem dyskusji. Jeszcze kilkanaście lat temu piłkarze, którym w metryce pojawiała się trójka z przodu, byli skazywani na powolne schodzenie z piedestału. Dziś jest zgoła odmiennie. Robert Lewandowski po trzydziestce był cały czas na fali wznoszącej, a to tylko najbliższy Polakom przykład.
Dalsza część tekstu pod wideo
Odwrotny trend panuje wśród trenerów. Niegdyś w czołowych klubach drużynami dowodzili bardzo doświadczeni fachowcy, którzy przez lata budowali swoją pozycję. Obecnie łokciami rozpychają się “młodzi gniewni”, będący, mimo krótkiego stażu, powiewem świeżości na futbolowym rynku. Nierzadko mający też do zaoferowania o wiele więcej, aniżeli ich starsi koledzy po fachu. Jak wygląda sytuacja młodych szkoleniowców w czołowych ligach Europy?

Młokos w Ligue 1

Największą sensacją ostatnich miesięcy jest 30-letni Will Still, który notuje nad wyraz dobre wyniki we francuskim Reims. Sporo mówi się o tym, że Still to “dziecko FM-a”, spełniające sen wielu fanów tej kultowej gry. Nie można jednak przejść obojętnie wobec sporego, jak na 30-latka, faktycznego doświadczenia trenerskiego. Belg zaczynał jako nastolatek od bycia asystentem trenera młodzieży w Preston, następnie w rodzinnej Belgii pracował w Lierse czy Beerschot. Co więcej, już jako 24-latek miał okazję prowadzić pierwszy zespół Lierse, a potem także Beerschot.
W Reims znów najpierw był asystentem i miał jedynie tymczasowo objąć stery drużyny z Ligue 1 po zwolnieniu w październiku ub. r. Oscara Garcii. Osiągane rezultaty są jednak na tyle dobre, że został głównym trenerem przynajmniej do końca tego sezonu. Nie jest on zresztą jedynym członkiem rodziny, który w młodym wieku zajął się trenerką. Również jego bracia, 32-letni Edward i 26-letni Nico, działają w tym fachu. Póki co z mniejszymi od Willa sukcesami, ale kto wie, co zdarzy się za jakiś czas.
We Francji Still nie jest jedynym trenerem przed czterdziestką. W Nicei od stycznia pierwszy zespół trenuje 36-letni Didier Digard. Na razie dzierży to stanowisko tymczasowo, ale jego wyniki są co najmniej obiecujące i być może on także dostanie szansę na dłuższą pracę. W Troyes mamy z kolei 41-letniego Patricka Kisnorbo, który wcześniej przez ponad dwa lata prowadził Melbourne City.

Nowa fala Bundesligi

Jeszcze większą otwartością na młodych trenerów cechuje się Bundesliga. W Werderze od listopada 2021 roku trenerem jest 34-letni obecnie Ole Werner. Przed obecnym sezonem Augsburg objął 38-letni Enrico Maassen, a Borussię Dortmund 40-letni Edin Terzić. Rzecz jasna osobna historia to Julian Nagelsmann, który jeszcze przed trzydziestką prowadził Hoffenheim, później z sukcesami pracował w RB Lipsk, a teraz, mając na karku ledwie 35 lat, jest trenerem Bayernu. Niemiec przecierał zresztą szlaki dla młodych szkoleniowców w największych ligach. Nie zrobił tego jednak wyłącznie z racji metryki. Bez warsztatu zostałby zapewne tylko medialną ciekawostką, a przecież dziś prowadzi największy klub w kraju i jeden z największych na świecie.
Co ciekawe, Nagelsmann jest dopiero trzecim najmłodszym szkoleniowcem w historii Bayernu, który obejmował pierwszą drużynę. W sezonie 1982/83 zespół w trzech spotkaniach prowadził 31-letni wówczas Reinhard Saftig, a w rozgrywkach 1991/92 Soeren Lerby. Ten drugi również nie pracował zbyt długo i wielkich wyników nie zrobił. Nagelsmann na tym polu bije zatem poprzedników, a nawet kilku starszych kolegów po fachu. I pokazuje, że obecnie młody trener nie musi być gorszy od tego, który zjadł zęby na futbolu. Nowa fala bazuje na zupełnie innym modelu pracy, mniej pryncypialnych, a bardziej partnerskich relacjach z piłkarzami, co w konsekwencji daje równie dobre, a może nawet lepsze wyniki.

Anglia, Serie A, La Liga

W Anglii na stanowisko pierwszego trenera awansowali niedawno Ruben Selles w Southampton i Gary O’Neil w Bournemouth. Obaj dopiero za kilka miesięcy będą świętować 40. urodziny. Z kolei mający dziś 40 lat Mikel Arteta obejmował Arsenal w jeszcze młodszym wieku. W dniu debiutu jako pierwszy szkoleniowiec “Kanonierów” miał 37 lat i dziewięć miesięcy. Choć jego początki na The Emirates były kręte, to dziś uznawany jest za głównego architekta odrodzenia zespołu będącego liderem Premier League. Wkrótce w elicie może zameldować się też Burnley, które prowadzi 36-letni Vincent Kompany. Jeśli więc w najsilniejszej lidze świata stawiają na młodych, to przypadku w tym nie ma, a trend ten może się jeszcze rozwijać.
Co słychać we Włoszech? Najmłodszym szkoleniowcem w Serie A jest obecnie Raffaele Palladino z Monzy. O ile dla 38-latka to pierwsza praca w roli głównego trenera, o tyle od kilku lat w fachu są 40-letni Thiago Motta czy Paolo Zanetti. I mają już swoją renomę. Nieco mniej okazale wygląda to w La Liga, gdzie w tej chwili status “młodzieżowca” można przypiąć 40-letniemu Andoniemu Iraoli. Trzeba jednak zaznaczyć, że w Rayo pracuje on już prawie trzy lata i tylko czterech trenerów w lidze ma obecnie dłuższy staż. W minionym sezonie Levante prowadził Alessio Lisci, mając wówczas 36 lat. Jego przykład jest o tyle ciekawy, że na różnych stanowiskach trenerskich w klubie pracował wówczas od dekady. A to nie jedyny człowiek, który w młodym wieku trafił do poważnej piłki nie jako zawodnik, ale od razu z myślą o karierze trenerskiej.

Dwie drogi

Młodych szkoleniowców w poważnych klubach przybywa. Owszem, nie jest tak, że kiedyś trenerami zostawali tylko starsi panowie w podeszłym wieku. Carlo Ancelotti pierwszą samodzielną pracę dostał w wieku 36 lat, Pep Guardiola będąc rok starszym przejmował Barcelonę, 34-letni Juergen Klopp obejmował Mainz. Dziś to ścisła czołówka, której szlakiem poniekąd podążają młodsi koledzy. I potrafią szybko wspinać się po szczeblach kariery. Wśród nowej fali wyraźnie widać dwie grupy. Pierwszą stanowią, co oczywiste, byli piłkarze. Arteta, Motta czy Kompany mieli całkiem niezłe kariery i po ich zakończeniu gładko przeszli z roli trenowanych, do tych, którzy treningami zarządzają.
Nie da się jednak ukryć, że to nie jest droga dla każdego byłego gracza. Przyspieszone kursy trenerskie, wypracowana pozycja, gorące nazwisko - na tym zazwyczaj bazują byli zawodnicy, ale tylko garstka od razu rzucona na głęboką wodę potrafi się na niej utrzymać. Po początkowych zachwytach twarde zderzenie ze ścianą zaliczali nie tak dawno choćby Steven Gerrard czy Frank Lampard. Choć w obu przypadkach mówimy o legendach, które na boisku widziały i osiągały dużo więcej od przeciętniaków.
Druga ścieżka rozwoju dotyczy tych, którzy karierę zawodniczą porzucali na wczesnym etapie, bądź w ogóle nie mieli do niej specjalnego talentu. Odnajdywali się natomiast po drugiej stronie. Tak jest choćby w przypadku Nagelsmanna, Stilla czy niewymienianego wcześniej Domenico Tedesco. 37-letni trener ma już w CV pracę w Schalke, Spartaku czy Lipsku, a teraz sprawdzi się w roli selekcjonera reprezentacji Belgii. Zaczynał zaś w 2008 roku jako opiekun juniorów w Stuttgarcie. I podobnie jak Nagelsmann czy Still, od początku stawiał na rozwój w tej dziedzinie.
Trudno zresztą dziwić się temu, że w obecnych czasach młodzi pasjonaci futbolu idą w trenerkę. Postęp technologiczny i dostęp do nieograniczonej bazy danych sprawiają, że tajniki trenerskiego rzemiosła zgłębiać jest łatwiej, aniżeli w przeszłości. Mając odpowiednie podejście, otwartą głowę i smykałkę do taktyki, można zatem uczyć się trenowania tak, jak wielu innych dziedzin. A słynne już poznanie zapachu piłkarskiej szatni wcale nie stanowi obecnie warunku sine qua non do sprawdzenia się w roli coacha. Co więcej, zaczynając pracę nad swoim warsztatem w wieku nastoletnim, mając 30 lat można już pochwalić się naprawdę solidnym doświadczeniem. I tym młodzi trenerzy wiele zyskują.
W przyszłości ten schemat kształcenia się w zawodzie ma szansę nawet dominować. W końcu skoro w “normalnych” zawodach upada już mit pozycji budowanej na wieku, a bardziej ceni się realne umiejętności, to czemu utalentowany w trenerce dwudziestokilkulatek nie może być ceniony bardziej, aniżeli przeciętny 40-50 letni szkoleniowiec z przestarzałymi metodami? W wielkiej piłce do tego dorastają, bo wiedzą, że to wyjdzie tylko na korzyść.

Młoda Polska

Myślenie na temat trenerów zmienia się także w Polsce. Wiadomo, nie jesteśmy trenerską potęgą, ale przykład chociażby 33-letniego Dawida Szulczka pokazuje, że widać światełko w tunelu. Pytanie tylko, na ile to rozwój polskiej myśli szkoleniowej, a na ile “wypadek przy pracy”. Przed czterdziestką wśród trenerów Ekstraklasy są także Kamil Kuzera z Korony Kielce czy Grzegorz Mokry z Miedzi Legnica. Bartosch Gaul, który pracuje w Górniku Zabrze, ma 35 lat. Oczywiście, nie ma co przekładać teraz wajchy w drugą stronę i twierdzić, że młodość zawsze idzie w parze z wiedzą, postępem i nowoczesnym podejściem do futbolu. Jeśli jednak spojrzymy na podejście do sprawy w najmocniejszych ligach, to dostrzeżemy, że tak jak kiedyś odwagą było stawianie na młodych piłkarzy, często z dobrym efektem, tak teraz analogicznie szanse warto dawać młodym trenerom.

Przeczytaj również