Bardziej utytułowanego gracza świat nie widział. Legenda FC Barcelony, Sevilli FC, piłki nożnej

Bardziej utytułowanego gracza świat nie widział. Legenda FC Barcelony, Sevilli, piłki nożnej
Oleh Dubyna/Shutterstock
Co łączy FC Barcelonę i Sevillę poza faktem, że obie drużyny wieczorem zmierzą się w niezwykle istotnym dla końcowego układu tabeli spotkaniu? Zawodnik, dla którego zgarnianie kolejnych trofeów stało się codziennością. W przypadku wielu boiskowych sektorów toczą się debaty na temat tego, kto jest najlepszy w historii na danej pozycji. W kwestii prawego obrońcy Dani Alves pogodził wszystkich. Bardziej utytułowanego gracza od niego świat nie widział.
Gdyby Brazylijczyk otworzył prywatne muzeum ze skalpami zerwanymi na przestrzeni całej kariery, zwiedzanie wszystkich eksponatów zajęłoby wiele długich godzin. Dziś 37-latek dorabia sobie do emerytury w rodzimym Sao Paulo, gdzie jego pokaźnych rozmiarów dorobek raczej nie zostanie diametralnie poprawiony. Nie powinno to jednak stanowić większego problemu, ponieważ jak dotąd żaden inny zawodnik w dziejach futbolu nie triumfował więcej razy.
Dalsza część tekstu pod wideo

Zerwać się ze smyczy

Szerszej publice Alves przedstawił się już ponad 18 lat temu, gdy Sevilla ściągnęła go z EC Bahia. Andaluzyjski klub znany jest z zamiłowania do południowoamerykańskich prosperujących graczy, ale chyba nawet w najśmielszych snach nikt nie przewidział, jak potoczą się losy filigranowego Brazylijczyka. Nieco zaskakiwać może fakt, że pierwsze miesiące spędzone na Estadio Ramon Sanchez Pizjuan wcale nie należały do udanych w jego wykonaniu. Energetyczna filozofia gry rodem z Copacabany odbiegała od pragmatycznej wizji szkoleniowca.
- Gdy sezon się zaczynał, Joaquin Caparros zwołał spotkanie, żeby przedstawić nam taktykę. “W Sevilli obrońcy nie przekraczają linii środkowej. Pod żadnym pozorem. Nigdy” - powiedział. Czułem się dziwnie, bo w Brazylii często podłączałem się do ataku. W pierwszych miesiącach stałem, podawałem piłkę i tylko patrzyłem na tę białą barierę. Jak jakiś pies, który stoi przykuty łańcuchem. W końcu przyszedł mecz, gdy złamałem zasadę, nie wiem dlaczego, ale po prostu przekroczyłem linię i pognałem pod bramkę. To było silniejsze ode mnie. Do końca tamtego meczu atakowałem. Po ostatnim gwizdku trener podszedł i szepnął “Dobra, Dani, mamy nowy plan. W Sevilli wszyscy defensorzy zostają z tyłu poza tobą. Ty rób swoje, tak jak dziś” - zdradził na łamach “Players Tribune”.
Alves otworzył Caparrosowi oczy, co zaowocowało progresem całej drużyny. W momencie transferu do Sevilli klub okupował miejsce w środku tabeli bez perspektyw na jakąkolwiek poprawę. Przemodelowana taktyka, w której pierwsze skrzypce rozgrywał Brazylijczyk, zaprowadziła Andaluzyjczyków do dwukrotnego zdobycia Pucharu UEFA oraz triumfów w Copa del Rey i krajowym Superpucharze. Wychowanek EC Bahia po wyrwaniu się z defensywnych okowów stał się prawdziwą gwiazdą ligi. Sezon 2007/08 zakończył z niebagatelną liczbą 18 asyst. Tak wybitna forma nie umknęła czujnemu oku pewnego hiszpańskiego trenera.

Podpora “Dream-teamu”

Jak już pisaliśmy na naszym portalu, Pep Guardiola stworzył podwaliny wielkiej Barcelony na bazie utalentowanych pereł La Masii. Do grona Messiego, Xaviego, Iniesty, Busquetsa czy Pique dołączył jednak jeden gracz sprowadzony za grube miliony. Sevilla zgodziła się na transfer Alvesa dopiero, gdy na jej koncie pojawił się przelew opiewający na rekordowe wówczas 35 mln euro. Kwota absolutnie astronomiczna, a zarazem w pełni adekwatna do umiejętności reprezentanta “Canarinhos”.
Technika użytkowa, zmysł do gry kombinacyjnej oraz naturalny zapał do futbolu ofensywnego sprawiły, że charakterystyka Daniego stanowiła idealne uzupełnienie barcelońskiego gwiazdozbioru. 18, 15, 20, 18, 10 - oto dorobek ostatnich podań na przestrzeni pierwszych pięciu sezonów spędzonych na Camp Nou. Niektórzy topowi pomocnicy mogą jedynie pomarzyć o tego typu liczbach. Wielu defensorów na Półwyspie Iberyjskim zapewne nadal ma koszmary związane z huraganowymi atakami duetu Alves-Messi.
Jego wkład w poczynania Barcelony był ogromny, lecz nie zawsze należycie doceniany. Obecność wirtuozów pokroju Leo, Xaviego czy Iniesty sprawiała, że dokonania Alvesa niejednokrotnie przechodziły bez echa. A przecież mówimy o zawodniku, który na Camp Nou wygrał ponad 20 trofeów i zaliczył równiutkie 100 (!) asyst. Paradoksalnie, wielu dostrzegło niecodzienną jakość w momencie, gdy Brazylijczyk odszedł. Wtedy dopiero okazało się, że notowanie kluczowych zagrań z taką regularnością wcale nie jest banalne. Sergi Roberto i Nelson Semedo posiadają pewne atuty, aczkolwiek żaden z nich nawet nie zbliżył się do poziomu, który Alves utrzymywał przez prawie dekadę.

Pionier, ekscentryk i dobry człowiek

To właśnie on pokazał światu, że obrońca nie musi wyłącznie skupiać się na kryciu rywali, a udział w ataku może mieć kolosalne przełożenie na wyniki drużyny. Kariera Daniego przetarła szlaki nowoczesnym wahadłowym, którzy już nie są przykuci do własnej połowy. Dziś ofensywny zapał u bocznych obrońców to norma, ale jeszcze kilkanaście lat temu mało kto w ogóle myślał o takich nowinkach taktycznych.
Alves osiągnął wiele, chociaż jego podejście do futbolu zasługuje na miano nader luźnego. Kilka lat temu przyznał się w wywiadzie do nieznajomości… Manchesteru City. Myślał, że w tym mieście grają tylko “Czerwone Diabły”. Wszyscy pamiętamy również ujęcia sprzed finału Ligi Mistrzów w 2015 r., gdy zjeżdżał po ruchomych schodach, mając nogi na poręczy. Z kolei jego ekstrawaganckie stylizacje to już materiał na kolejny dłuższy tekst.
Wzbudzające uśmiech zachowania nie mogą przesłonić dobrej duszy Brazylijczyka. Do historii przeszło zachowanie z meczu przeciwko Villarreal, gdy pseudokibice “Żółtej Łodzi Podwodnej” rzucili w stronę defensora bananem. Alves bez krępacji podniósł owoc i zjadł go, a na pomeczowej konferencji dodał, że to dodało mu sił, dzięki czemu zdołał zaliczyć dwie asysty. Piękna odpowiedź na bezdennie głupi akt rasizmu. O empatii świadczą także działania po powrocie do ojczyzny. Podobnie jak na Wyspach czyni Marcus Rashford, Brazylijczyk próbuje przekonać rząd do przekazywania odpowiedniej sumy na posiłki dla najbiedniejszych dzieci.
Wracając do boiskowej rzeczywistości, Alves kontynuuje karierę na rodzimych boiskach, gdzie występuje na pozycji nr 10. Dzięki temu może robić to, do czego został stworzony, czyli naturalnie kreować niezliczoną ilość sytuacji, dyktować tempo gry. Mimo upływu lat, Brazylijczyk nie traci rezonu. Kilkanaście godzin temu świat obiegła wypowiedź, w której Dani wyznał, że byłby gotowy na powrót do Europy i przywdzianie trykotu Milanu.
Patrząc na jakość prawego obrońcy oraz wołające o pomstę do nieba poczynania “Rossonerich” na przestrzeni ostatnich lat, możemy być pewni, że Alves z miejsca stałby się najlepszym zawodnikiem w stolicy Lombardii. Podbił Estadio Sanchez Pizjuan, Camp Nou i Parc des Princes. San Siro może być kolejnym przystankiem w jakże obfitej karierze żywej legendy.
Mateusz Jankowski
***
Dziś o 22 Dani Alves powinien mieć rozdarte serce, bo dwie drużyny, które darzy szczególnym sentymentem, zmierzą się ze sobą w Sewilli. Na relację na żywo z wyjazdowego meczu "Dumy Katalonii" na Estadio Sanchez Pizjuan zapraszamy od 21:30! Przeżywaj wielkie piłkarskie emocje wspólnie z Meczykami.

Przeczytaj również