FC Barcelona lepsza od Juventusu, trzy gole Moraty anulowane! Wygrane Manchesteru United i Borussii [WIDEO]

FC Barcelona lepsza od Juventusu, trzy gole Moraty anulowane! Wygrane Manchesteru United i Borussii [WIDEO]
Screen z TV
FC Barcelona wygrała z Juventusem 2:0 w hicie 2. kolejki Ligi Mistrzów. Dla "Blaugrany" trafiali Ousmane Dembele i Leo Messi, anulowano za to trzy gole Alvaro Moraty. Manchester United rozbił RB Lipsk, a Borussia Dortmund z problemami pokonała Zenit Sankt Petersburg.
Dalsza część tekstu pod wideo

Grupa E

Sevilla zdobyła komplet punktów w meczu z Rennes. Od pierwszej minuty Hiszpanie mocno zdominowali rywali. Przez długi czas nie potrafili tego jednak przełożyć na gola - w pierwszej połowie oddali aż trzynaście strzałów na bramkę przeciwników, podczas gdy Rennes musiało zadowolić się zaledwie jedną próbą.
Ataki niedawnych triumfatorów Ligi Europy przyniosły skutek w 56. minucie. Marcos Acuna dośrodkował z lewej strony prosto na nogę Luuka de Jonga, który uderzył z pierwszej piłki i dał ekipie z Andaluzji upragnione prowadzenie.
Ten wynik utrzymał się do samego końca spotkania. Sevilla ma na koncie cztery punkty i zajmuje drugie miejsce w grupie, mając tyle samo "oczek", co liderująca Chelsea.
W drugim meczu tej grupy "The Blues" rozbilili Krasnodar 4:0. Relację z tego spotkania możecie znaleźć TUTAJ.

Grupa F

Borussia Dortmund bardzo liczyła na domowe zwycięstwo z prezentującym się w tym sezonie dość słabo Zenitem Sankt Petersburg. Wicemistrzowie Niemiec przed tygodniem ulegli bowiem rzymskiemu Lazio.
Lucien Favre od pierwszej minuty posłał do boju między innymi Erlinga Haalanda, Jadona Sancho, Marco Reusa i Giovanniego Reynę, lecz na niewiele to się zdało. Jego drużyna biła głową w mur.
W pierwszej połowie Norweg miał dobrą okazję do zdobycia gola, lecz piłka po jego strzale przeszła obok słupka. Uderzenie Reusa zatrzymał z kolei dobrze dysponowany Michaił Kierżakow.
Wysiłki gospodarzy przyniosły wreszcie skutek w 78. minucie. W polu karnym powalono Thorgana Hazarda, a "jedenastkę" na gola zamienił Jadon Sancho.
To wyraźnie rozluźniło Borussię. W efekcie w końcówce podopieczni Luciena Favre'a podwyższyli jeszcze rezultat dzięki trafieniu Erlinga Haalanda. Łukasz Piszczek przesiedział całe spotkanie na ławce rezerwowych.
Zawodnicy Lazio Rzym pojechali do Belgii znacząco osłabieni. Wielu podstawowych piłkarzy, w tym największa gwiazda drużyny, Ciro Immobile, nie mogło zagrać w tym meczu z powodu zarażenia koronawirusem. Simone Inzaghi był zmuszony włączyć do kadry graczy z zespołu młodzieżowego, wśród których był również Polak - Szymon Czyż.
Szkoleniowiec włoskiej drużyny zapowiadał, że jego podopieczni nie zamierzają się poddawać i piłkarze z Półwyspu Apenińskiego dotrzymali słowa. W 14. minucie niespodziewanie wyszli na prowadzenie. Joaquin Correa miał sporo miejsca na linii pola karnego i precyzyjnym strzałem otworzył wynik.
Przed przerwą Club Brugge zdołał doprowadzić do wyrównania. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego rywala w polu karnym przytrzymywał Patric, a "jedenastkę" pewnie wykorzystał Hans Vanaken.
Rezultat 1:1 nie zmienił się przez całą drugą połowę. Z pewnością bardziej satysfakcjonuje on jednak zdziesiątkowany zespół z Włoch. Szansę debiutu w drużynie dostał wspomniany Czyż, który wszedł na murawę w 68. minucie.

Grupa G

Spotkanie Juventusu z FC Barceloną zapowiadane było jako największy hit drugiej kolejki Ligi Mistrzów. I na boisku od samego początku działo się bardzo dużo - już w drugiej minucie "Blaugrana" była bliska wyjścia na prowadzenie.
Wojciech Szczęsny bardzo dobrze obronił jednak strzał byłego klubowego kolegi, Miralema Pjanicia. Po chwili Polaka mógł pokonać Antoine Griezmann, lecz Francuzowi brakło nieco precyzji i trafił jedynie w słupek.
W 14. minucie reprezentant naszego kraju musiał wyjmować piłkę z siatki. Po strzale Ousmane Dembele i rykoszecie futbolówka nabrała takiej paraboli, że Szczęsny nie miał nic do powiedzenia. Francuz mógł natomiast cieszyć się z drugiego gola w tej edycji Champions League.
Juventus próbował błyskawicznie odpowiedzieć. Już minutę po trafieniu Dembele z bramkę świętował Alvaro Morata, ale była to radość przedwczesna, bo Hiszpan znajdował się na spalonym. W 30. minucie mieliśmy powtórkę z rozrywki. Snajper "Starej Damy" znów pokonał Neto, lecz był wychylony przed obrońcę w momencie podania i gola nie uznano.
Hiszpan był zdecydowanie największym pechowcem w tym spotkaniu. W drugiej połowie skompletował nietypowego hat-tricka - po raz kolejny trafił do siatki, a bramkę znów anulowano ze względu na spalonego.
Tym razem początkowo trafienie zaliczono, a przekroczenie przepisów wyłapano dopiero dzięki długo trwającej analizie VAR. Morata wręcz nie mógł uwierzyć w to, że jego trafienie także tym razem nie zostało uznane.
"Blaugrana" także potrafiła odgryźć się rywalom. Bardzo bliscy szczęścia byli Messi oraz Griezmann. Obaj jednak minimalnie się mylili, a Szczęsny mógł odetchnąć z ulgą, gdy piłka przelatywała obok słupka.
W końcówce Hiszpanie dobili rywali. Najpierw za czerwoną kartkę z boiska wyleciał Demiral, a już w doliczonym czasie gry z rzutu karnego trafił Leo Messi.
Na Węgrzech Ferencvaros mierzył się z Dynamem Kijów, a barwach gości od przez 90 minut zagrał Tomasz Kędziora. Choć obu drużynom trudno będzie nawiązać walkę z Juventusem oraz Barceloną, to mecz miał duże znaczenie w kontekście walki o trzecią lokatę i udział w Lidze Europy.
Po pierwszej połowie mistrzowie Ukrainy prowadzili 2:0. Wynik w 28. minucie otworzył Wiktor Cyhangow, który wykorzystał rzut karny. Warto zaznaczyć, że w akcji brał udział Kędziora, dogrywając do partnera, który był faulowany.
Przed przerwą wynik podwyższył Carlos de Pena, wykorzystując precyzyjne dogranie z prawego skrzydła. Urugwajczykowi pozostało jedynie dołożenie nogi i wpakowanie piłki do pustej bramki.
W drugiej części spotkania Węgrzy ruszyli do odrabiania strat. W 59. minucie przytomnie w polu karnym zachował się Tokmac Nguen i zdobył gola kontaktowego.
Sytuację Dynama znacznie skomplikowała czerwona kartka, którą obejrzał Siergiej Sydorczuk. Węgrzy dopięli swego w 90. minucie za sprawą bramki Francka Boliego. Spotkanie zakończyło się więc rezultatem 2:2.

Grupa H

Manchester United zaczął fazę grupową Ligi Mistrzów od bezcennego zwycięstwa w Paryżu nad PSG, lecz dziś "Czerwone Diabły" musiały potwierdzić duże aspiracje w spotkaniu z niedawnym półfinalistą - RB Lipsk.
W pierwszej połowie na Old Trafford działo się niewiele. W szóstej minucie przed szansą na gola stanął Fred, lecz jego strzał na rzut rożny zbił Peter Gulacsi.
W 21. minucie Manchester United wyszedł na prowadzenie. Paul Pogba posłał prostopadłe podanie w kierunku Masona Greenwooda, a ten dobrze przyjął sobie piłkę i precyzyjnym strzałem pokonał golkipera.
Goście próbowali odpowiedzieć - jeszcze w pierwszej części spotkania szanse mieli Nkunku czy Olmo. Uderzenie tego pierwszego świetnie obronił David de Gea, drugi został natomiast zablokowany.
Golkiper Manchesteru United musiał mocno wysilić się także w 65. minucie, gdy po dośrodkowaniu z rzutu wolnego z bliska główkował Konate. Później to gospodarze przejęli inicjatywę.
Sytuację sam na sam z Gulacsim bez żadnego problemu wykorzystał Marcus Rashford. Sędziowie sprawdzali jeszcze, czy nie był na spalonym, ale reprezentant Anglii ruszał do podania z własnej połowy.
Po chwili było już 3:0, a reprezentant Anglii świętował dublet. Tym razem Fred zabrał piłkę Sabitzerowi i dograł do Rashforda, który po raz drugi zachował zimną krew.
Końcówka to już prawdziwa zabawa angielskiej drużyny. Rezultat podwyższył Anthony Martial, skutecznie wykonując rzut karny. Pierwszego gola w barwach "Czerwonych Diabłów" mógł zdobyć też Edinson Cavani, lecz Urugwajczyk znajdował się na spalonym.
Co nie udało się Cavaniemu, zrobił Rashord - w 92. minucie napastnik "Czerwonych Diabłów" skompletował hat-tricka, a Manchester United komfortowo usadowił się na pozycji lidera grupy H.
W drugim spotkaniu grupy H PSG wygrało z Basaksehirem Stambuł 2:0. Relację z tego starcia znajdziecie TUTAJ.

Przeczytaj również