Dla nich mijający rok był fatalny. Pep Guardiola, Josep Maria Bartomeu i inni - oto najwięksi przegrani 2020

Dla nich mijający rok był fatalny. Guardiola, Bartomeu i inni - oto najwięksi przegrani 2020
Matt Wilkinson/Focus Images/MB Media/PressFocus
Oni o tym roku woleliby zapomnieć. Prezesi klubów (jeden już były), trenerzy, piłkarze. Dla kilku osób minione dwanaście miesięcy okazało się wyjątkowo nieudane. Wśród nich - wielkie nazwiska.
Dwóch Hiszpanów, dwóch Włochów i Francuz. Właśnie ich uznaliśmy za największych przegranych 2020 roku w zagranicznej piłce. Na odsłonę polską, reprezentacyjną, poczekajcie kilka dni. A tymczasem sprawdźcie, kto z nadzieją może wypatrywać 2021. Nowy Rok, nowe nadzieje, prawda?
Dalsza część tekstu pod wideo

Josep Maria Bartomeu

„Més que un club”, czyli „Coś więcej niż klub”. Przez lata kojarzyliśmy Barcelonę z tym hasłem. A ostatnie kilkanaście miesięcy weryfikuje, a może nie tyle weryfikuje, co przeobraża rzeczywistość tak, że bardziej pasuje hasło „Nic więcej niż Messi”. A to właśnie Bartomeu, były już prezydent „Barcy”, do tego doprowadził. Camp Nou kojarzyło nam się ze świątynią grzecznych chłopców, rodzinnej, katalońskiej atmosfery. Faktycznie - z czymś więcej niż klub piłkarski. A Bartomeu potrafił tak to wyniszczyć.
Wypływał brud za brudem. Skandale takie jak wydawanie wielkich pieniędzy na - co by nie mówić - manipulację publiczną w internecie uderzającą w zawodników i jego przeciwników. A dodatkowo nic tak nie godzi w osobę eks-sternika klubu, jak afera z Leo Messim. Cały świat zobaczył wtedy słabość Barcelony. I mimo tego, że Bartomeu już nie ma, to z krajobraz jak po bitwie po nim pozostał.

Pep Guardiola

Miało być na bogato przez lata, miało być dominująco w Premier League i wreszcie zwycięsko w Lidze Mistrzów. Ale Pep Guardiola w 2020 roku nie uniósł oczekiwań. To było jasne, jeszcze przed wybuchem pandemii, że Liverpool jest na fali wznoszącej i zgarnie mistrzostwo Anglii bez pytania City o zgodę. Skoro tak - wypadało skupić się na pucharach. W Lidze Mistrzów zbyt silny okazał się jednak Olympique Lyon. Po temacie. Ćwierćfinał, potężny kac i do domu. Do tego dochodzi przegrany finał FA Cup z najsłabszym od lat Arsenalem.
Pep Guardiola wygląda na trenera, który w Anglii już się wypalił. Być może znów potrzebuje wyjazdu do Stanów Zjednoczonych, rocznego odpoczynku, zdystansowania się. Tak przecież zrobił przed objęciem Bayernu. Zwłaszcza, że nie prognozujemy, by było lepiej. A strata punktów w siedmiu meczach ligowych jesienią powoduje, że Pep blado wypada już nie tylko przy ekipie Kloppa, ale i przy Leicester czy sąsiadach z czerwonej części Manchesteru.

Antoine Griezmann

Trudno pojąć, jak tak genialny piłkarz, mistrz świata, może tak szybko stać się niechcianym. Griezmann mógł mieć trudny początek. Nie pierwszy on i nie ostatni, który ma problem z wkomponowaniem się w katalońskie trybiki. Ale rok 2020 powinien należeć do niego. Rywale w lidze - ci sami, którym strzelał jak na zawołanie. U boku Messi, od którego powinien czerpać energię, jednocześnie wcale mu jej nie zabierając. Zresztą nieporozumienie dotyczące Leo też nie pomogło byłej gwieździe Atletico. Wujek, a jednocześnie agent Griezmanna, powiedział publicznie, że „Messi w Barcelonie ma oko na wszystko, jest tam monarchą, który nie przyjął Antoine'a zbyt dobrze. Jego nastawienie było tak naprawdę żałosne. To przez nie Griezmann czuł się źle”.
Francuz wyjaśnił sprawę, nie ma kontaktu z wujkiem, ale niesmak pozostał. A piłkarsko "Griezou" stał się nijaki. Niepotrzebny. Pięć goli i dwie asysty przez cały rok?! To naprawdę ten sam gość, który ciągnął Atletico Madryt na trzech frontach? Którego za miliony chciała ściągnąć cała czołówka? I zestawmy to teraz z sagą przed dołączeniem do "Barcy", która najpierw nas kręciła, a potem już tylko męczyła. To transfer, który przejadł się przed jego dokonaniem. Być może Griezmann jest największym rozczarowaniem transferowym Barcelony w tym wieku.
***
Wszystkie pozostałe nasze podsumowania roku 2020 znajdziecie TUTAJ. Od Ansu Fatiego po Marcina Najmana. Kontrast? Sprawdźcie sami :)
***

Aurelio de Laurentiis

Ile willi trzeba by postawić, by pomieścić tam pokłady dumy Aurelio De Laurentiisa? Czemu szef Napoli trafił na listę największych przegranych roku? Bo jego postać powoduje, że coraz trudniej będzie namówić poważnego piłkarza na przenosiny do włoskiej Kampanii. Traktowanie Arkadiusza Milika nie „grzało” tylko w naszym kraju, poniosło się szerzej. Właściwie po każdym kraju, do którego latem mógł trafić Milik. A było ich całkiem sporo. Aurelio de Laurentiis jest jednoosobowym zarządcą Napoli. Despotą. Starszym panem unoszącym się dumą.
I coraz mniej za nim przemawia, bo przecież nie siódme miejsce w Serie A na koniec zeszłego sezonu. Całe szczęście dla Napoli, że dopiero co anulowana została kara za niestawienie się w Turynie na mecz z Juventusem. Wtedy cała piłkarska Europa zapamiętałaby na długo, że to pierwszy zespół w historii, który jednym spotkaniem stracił aż cztery „oczka” względem rywali. Z roku na rok de Laurentiis traci za to w oczach ludzi - kibiców, obserwatorów, ekspertów, zawodników. W 2020 nie było inaczej.

Maurizio Sarri

Jakie skojarzenia przywodzi nam postać Sarriego? Trener w ortalionowym dresie. Z fajką w buzi. Można napisać, że ten ortalion był idealnie skrojony pod uliczki Neapolu. Zresztą pasuje do klimatu tego miasta. Pamiętacie napaść i skrojony zegarek Arka Milika? Czy się naśmiewamy? No, trochę tak. Bo w Juventusie po prostu Sarriemu nie pykło. Jego zwolnienie nie wywołało żadnych kontrowersji. Wielki klub pożegnał trenera po jednym sezonie i nikt - nawet skrajni tradycjonaliści piłkarscy będący zwolennikami dawania czasu szkoleniowcowi - nie pisnął.
Tytuł zdobyty w nerwach, z zaledwie jednym punktem przewagi nad Interem. Blamaż w Lidze Mistrzów z Lyonem. Przegrany Superpuchar Włoch z Lazio. Porażka w finale pucharu krajowego z, a jakże, Napoli. Nie można tak, nie w „Juve”. Teraz każda znacząca marka rozglądająca się po rynku trenerskim, zerkając na Sarriego, będzie miała to, co biznesmen chcący kupić fajki na wieczorny bankiet. Odstraszy go wielki napis „palenie zabija”. Czy Sarri się skończył? Nie. Ale wypala wielkie kluby.
Przegrani 2020
własne

Przeczytaj również