Krótsze okienko w Premier League rozstraja rynek transferowy. To problem także Serie A, La Liga czy Bundesligi

Wczesne zamknięcie okienka w Premier League rozstraja rynek transferowy. To problem dla całej Europy
CosminIftode / shutterstock.com
Wyspiarze właśnie drugi rok z rzędu zakończyli zakupy wcześniej, niż reszta Europy. A reperkusje braku możliwości ściągania graczy przez drużyny najbogatszej ligi świata z pewnością będą poważne.
Premier League to rozgrywki, w których obraca się naprawdę ogromnymi pieniędzmi. Zespoły z Anglii dysponują szalonymi budżetami, które sprawiają, że są w stanie pozyskać niemalże każdego. Nie może więc nikogo dziwić, że „wykluczenie” ich z transferowych rozgrywek zmienia obraz tego, co dzieje się podczas mercato.
Dalsza część tekstu pod wideo

Chronić słabszych... w kompletnie bezsensowny sposób

No dobrze, ale czemu właściwie przyspieszono deadline ma zakupy? Otóż celem, który przyświecał osobom zarządzającym angielskim futbolem było zapobieganie protestom piłkarzy, którzy mieliby bojkotować swoje kluby, usiłując wymusić przenosiny do mocniejszych drużyn.
Jedną z inspiracji do takiego posunięcia była saga z Philippe Coutinho. Brazylijczyk w obliczu zainteresowania Barcelony złapał słynną „kontuzję pleców”, która wykluczyła go z gry. Wszyscy jednak wiedzieli, że w kuluarach działo się coś kompletnie innego.
Tego typu historii było więcej. Niejednokrotnie ambicje zawodników i ich pracodawców są kompletnie inne, chociaż finalny cel jest taki sam. Sukces. Dla gracza jednak drogą do niego jest zmiana barw. Dla jego klubu – utrzymanie swojego piłkarza.
Zamknięcie okienka przed startem rozgrywek miało uniemożliwić mocniejszym, bogatszym rywalom kuszenie celów z drużyn teoretycznie słabszych. To miało w efekcie sprawić, że wymuszanie transferu protestem stanie się bezsensowne. Kto bowiem weźmie gościa, który nie grał pół roku?
Tego typu podejście nie wydaje się jednak poprawne. W ślad za Anglikami nie podążyli w żadnym innym kraju. No i zrodził się problem, bo zespoły z Hiszpanii, Włoch, czy jakiegokolwiek innego kraju mogły wciąż zabiegać o swoje cele z Anglii. A ich kluby? Nie mogą znaleźć zastępstwa.
Zrodził się więc większy problem, który jest niełatwy do rozwiązania. A właściwie niemożliwy. W pewnym momencie okienko transferowe dla niektórych drużyn zmienia się z wyrównanej rywalizacji zmienia się w rozpaczliwą walkę o minimalizację strat.

Nie oddamy naszych gwiazd!

Tego lata z zapartym tchem śledziliśmy wiele sag transferowych. Wiele z nich dotyczyło piłkarzy, którzy kopali piłkę po drugiej stronie Kanału La Manche. Swoją przygodę z Tottenhamem miał zakończyć Christian Eriksen, a chęć odejścia z Manchesteru United sygnalizował Paul Pogba. Leroy Sane z kolei znajdował się na celowniku Bayernu Monachium, ale odniósł kontuzję, która miała storpedować plany Niemców.
Teraz ich transfery wydają się zdecydowanie mniej prawdopodobne. W końcu nawet jeśli do klubu wpłynie satysfakcjonująca pod względem finansowym oferta, to nie będzie można pozyskać zastępstwa (wciąż nie wiadomo, jaka rola przypadnie Giovaniemu Lo Celso w Tottenhamie).
Ani Daniel Levy, ani Ed Woodward, ani Txiki Begiristain nie będą więc chcieli osłabiać swoich drużyn. Anglicy muszą wiedzieć wszystko trzy tygodnie szybciej, niż ich odpowiednicy z innych krajów.
Wydaje się więc, że Juventus, Real Madryt oraz mistrzowie Niemiec, łączeni z wymienionymi zawodnikami, będą musieli obejść się smakiem lub poszukać gdzie indziej. Chociaż... przynajmniej w przypadku Duńczyka, mogą skorzystać.
Jego kontrakt z „Kogutami” wygasa bowiem za rok. To oznacza, że zimą będzie można spróbować go kupić po cenie niższej, niż ta letnia lub nawet przekonać go do podpisania umowy bez wpłacania kwoty odstępnego. A takie rozwiązania turyńczycy lubią najbardziej.
I tak, modyfikacja przepisów, która pierwszy raz obowiązywała rok temu, ma wpływ na poczynania europejskich mocarstw. Również tych z części kontynentalnej. Możemy chyba więc już zapomnieć o efektownych sagach, których bohaterami byli gracze Premier League. Nikt nie zgodzi się na to, aby odeszli tego lata. No, chyba że w odwodzie jest już gracz, który został pozyskany wcześniej.

Presja czasu zmusza do desperackich kroków

Paulo Dybala w Manchesterze United lub Tottenhamie? Philippe Coutinho w Arsenalu albo przywdziewający koszulkę ich największych rywali? Na pewno nie teraz. Możliwe jednak, że w przypadku tych piłkarzy zmiana barw klubowych i tak nastąpi.
Dlaczego jednak zamknięcie okienka na Wyspach jest tak istotne? W końcu inne kierunki są wciąż otwarte. Otóż spieszę z odpowiedzią: wpływa to na cenę piłkarza. W jaki sposób?
Ekipy z Premier League są bardziej zdesperowane, aby dopiąć transfer wcześnie. W związku z tym są skore do zaoferowania większej sumy pieniędzy. Klubowi, w którym gra zawodnik, nie opłaca się potem przyjmować mniejszych zapłat od interesantów z innych rejonów. I tak zamykanie angielskiego mercato wcześniej może utrudniać wzmocnienia rywalom z całego świata.
Jeśli piłkarz nie zamierza naciskać na zmianę otoczenia w bardzo zdecydowany sposób, jak to miało miejsce chociażby w przypadku Dybali, to jego cena może odstraszać drużyny z innych lig. W Premier League mogą po prostu pozwolić sobie na więcej.
W najbliższych latach możemy spodziewać się desperackich ofert rzucanych przez Anglików w momencie, gdy ich rywale z drugiej strony kanału La Manche będą spokojnie prowadzić negocjacje. Takie sytuacje mogą zmienić sytuację na rynku i wpłynąć na poczynania poszczególnych klubów.
No i oczywiście istnieje ryzyko, że angielskie kluby po prostu będą musiały pogodzić się z tym, że ucieknie im sprzed nosa kilka perełek pod koniec europejskiego okienka. Wtedy bowiem często usiłuje się sprzedać niektórych piłkarzy wręcz na siłę, więc ich ceny spadają i można ubić niezły interes.
W przypadku reprezentantów Premier League okres „końcowych wyprzedaży” wypada zdecydowanie wcześniej i tak na przykład Chelsea sprzedała Davida Luiza do Arsenalu za niecałe osiem milionów. Czemu? Bo „Kanonierzy” później nie mogliby dopiąć transakcji.
Jasne, można było czekać na inną ofertę z klubu z innego kraju, ale jeśli priorytetem było pozbycie się Brazylijczyka, to nie było co ryzykować. Pojawił się kierunek, w którym chciał ruszyć, więc po prostu ustalono na szybko w miarę przystępną cenę. Anglicy jednak nie będą mogli dobić takiego targu z drużynami z zagranicy. No i znowu tracą.

Długotrwałe skutki

Spoglądając dalej, niż tylko na obecne okienko i graczy takich jak Pogba, Sane czy Dybala, możemy spodziewać się pewnych procesów, spowodowanych tym, że Premier League kończy zakupy wcześniej.
Po pierwsze, gdy będzie zbliżał się start tych rozgrywek, to będziemy mieli do czynienia ze sporymi wahaniami cen piłkarzy, zwłaszcza tych, którzy będą znajdować się w kręgu zainteresowań zespołów z pierwszej ligi angielskiej.
Stać je na to, aby płacić dużo więcej, niż w przypadku konkurencji z innych krajów, a presja czasu będzie robić swoje. Nie ma co ukrywać, że „dojenie” Anglików jest bardzo popularne, a żądania finansowe, jakie się im stawia są nieraz niewspółmiernie wysokie, w porównaniu do jakości ewentualnego obiektu zainteresowania.
Kwestia sprzedaży piłkarzy przez zespoły najbogatszej ligi świata również jest problematyczna. Wszystkie kluby z Kontynentu będą musiały liczyć się z tym, że trzeba będzie dopinać transfery wcześniej, niż w końcówce okienka.
W efekcie, w pewnym sensie może stworzyć się wyodrębniony, „premierleague’owy” rynek transferowy, który będzie rządził się całkowicie innymi prawami, niż ten ogólny. Wszystko będzie musiało być załatwione wcześniej, a krzywa zmian wartości piłkarzy będzie kompletnie inna, niż wszędzie indziej.
Tak odmienny termin zamknięcia mercato sprawia, że Anglia w pewien sposób będzie stale oddalać się od zagranicznych oponentów. Ci w okresie transferowym będą żyli swoim rytmem, zupełnie innym.
Cel był kompletnie inny, ale sposób rozwiązania problemu protestów piłkarzy domagających się transferów jest kompletnie nieprzemyślany. Niewykluczone, że niedługo Anglicy zrezygnują ze swojej innowacji.
Tak naprawdę sprawiła ona tylko, że ich kluby mają więcej problemów i muszą ze wszystkim się spieszyć. Z kolei Włosi, Hiszpanie, Niemcy czy Francuzi mogą kupować i negocjować z większym spokojem, a nawet osłabiać ich i nie dawać szans na uzupełnienie braków.
Sami zawodnicy i tak będą manifestować swoją chęć odejścia. Pierwszy przykład z brzegu to chociażby Romelu Lukaku. Czy to naprawdę różnica, czy piłkarz odmówi gry, czy udziału w sesjach treningowych swojego klubu?
W każdym razie, rynek transferowy już jest szalony. Wczesne zamknięcie okienka w Anglii sprawia tylko, że staje się coraz bardziej nieprzewidywalny. Wzrasta liczba tzw. „panic buyów”, jak chociażby Danny Drinkwater do Chelsea czy po prostu graczy przepłaconych. A to stale rozstraja świat futbolu.
Kacper Klasiński

Przeczytaj również