Leo, uciekaj z FC Barcelony. Skorzystałyby na tym wszystkie strony

Leo, uciekaj z Barcelony. Skorzystałyby na tym wszystkie strony. Tu już nic poważnego nie ugra
Joan Gosa / Xinhua / PressFocus
Czy ostatni mecz ligowy Barcelony z Celtą Vigo był jednocześnie pożegnaniem Leo Messiego z “Blaugraną”? Nie można tego wykluczyć. Argentyńczyk nie zagra przeciwko Eibarowi, a jeśli nie przedłuży wygasającego zaraz kontraktu, 1 lipca odejdzie z klubu. I tak właśnie powinien zrobić. To dla niego ostatni dzwonek na poważną zmianę.
Zanim dowiecie się, dlaczego najlepszym wyjściem dla Leo Messiego byłoby rychłe rozstanie z Barceloną, pozwolę sobie, jako autor niniejszego tekstu, na odrobinę prywaty. Kilka dni temu opublikowaliśmy na łamach Meczyków artykuł - także mojego pióra - będący zestawieniem piłkarzy czołowych klubów, którzy w najbliższym okienku transferowym powinni zmienić barwy. Na czele rankingu znalazł się Cristiano Ronaldo, nie mający sensownej przyszłości w Juventusie. W komentarzach licznie zasugerowaliście, że tuż obok CR7 brakuje właśnie Messiego. Pozwolę sobie zacytować użytkownika o nicku “Morlock”, którego komentarz był inspiracją do napisania poniższej treści.
Dalsza część tekstu pod wideo
- Zabawne, bo ten tekst "Ma wokół siebie rzeszę średnich i przeciętnych zawodników. Czas na zmiany. Tu już nic poważnego nie ugra, a metryki nie oszuka" mógłby się również odnosić do pewnego osobnika z Katalońskiego klubu, a jednak nie został umieszczony na liście, mimo że [na chwilę obecną] za półtora miesiąca, staje się wolnym zawodnikiem.
I ja się właściwie z tym zgadzam, podpisuję w stu procentach.
Leo Messi ma wokół siebie rzeszę średnich i przeciętnych zawodników. Czas na zmiany. Tu już nic poważnego nie ugra, a metryki nie oszuka. Podpisanie nowej umowy z “Barcą” stanowiłby błąd ze strony argentyńskiego geniusza.

Średni i przeciętni

Rzesza średnich i przeciętnych zawodników to problem, który w Barcelonie narasta z roku na rok, przez co “Blaugrana” jest na dobrej drodze, by kontynuować proces “arsenalizacji” klubu. Bo właśnie taka taktyka, w postaci ściągania kolejnych “zwyczajnych” lub po prostu zbyt słabych jak na ambicje zespołu graczy, doprowadziła londyński Arsenal do miejsca, w którym aktualnie się znajduje. W ostatniej dekadzie z bliźniaczymi kłopotami, na różną, ale zbliżoną skalę, zmagano się także w Manchesterze United i Milanie. Oczywiście, “Barca” to nadal ogromna marka, zbyt wielka, by stracić status giganta i mająca mniejszą w porównaniu do Anglii i Włoch konkurencję w czubie tabeli. Ale gdyby wyjąć z obecnego składu Leo Messiego, “Blaugrana” pewnie właśnie biłaby się o miejsce w Lidze Europy z La Realem, Villarrealem oraz Betisem.
Kategoria zawodników średnich i przeciętnych ma dwie gałęzie. Pierwsza z nich to piłkarze niegdyś klasy światowej, stanowiący “starą gwardię”, którzy w barwach Barcelony zastygli, zawodząc w najważniejszych momentach, na przykład rokrocznie ostatnio w Lidze Mistrzów. Mowa tu o Gerardzie Pique, Jordim Albie (choć ten dalej potrafi wykręcać znakomite cyferki po stronie asyst), czy Sergio Busquetsie. Z tym tercetem zresztą istnieje problem nie tylko natury sportowej, ale także mentalnej. Zdaje się zwracać na to uwagę Joan Laporta. Kataloński “Sport” pisał w miniony czwartek tak:
- Laporta uważa, że z szatni zniknął zwycięski duch, a pojawiło się lenistwo. Prezes nie narzeka na trenera, a piłkarzy, którzy jego zdaniem nie reprezentują wartości klubu, stawiając futbol dopiero na drugim miejscu, za własnymi biznesami i komercyjnymi zobowiązaniami. Celem Laporty będzie pozbycie się z szatni połowy zawodników, w tym tzw. świętych krów. Na liście piłkarzy do odejścia jest większość kapitanów.
Kapitanowie to, oprócz Messiego, także Pique, Busquets oraz Sergi Roberto, o którego niesamowitym “zjeździe” pisaliśmy TUTAJ.
Prezes klubu z Camp Nou stawia więc właściwą diagnozę. Kwestia, czy za tymi słowami pójdą do czyny, bo po pierwsze, nie można ot tak wyrzucić z drużyny zawodnika (chyba że uprzednio się go upokorzy, jak Luisa Suareza). Po drugie, trzeba także dobrać odpowiednich następców, gwarantujących właściwy poziom. A z tym w minionych latach było w stolicy Katalonii niewesoło. I tutaj dochodzimy do drugiej gałęzi podupadającej, barcelońskiej rośliny. Powstałej głównie w wyniku fatalnych rządów Josepa Marii Bartomeu i spółki, będącej realnym kłopotem dla ich sukcesorów, z Laportą na czele.
Tak jak w przypadku całego klubu można mówić o drodze “arsenalizacji”, tak skład od dawna znajduje się w fazie “lengletyzacji”. Clement Lenglet to bowiem dobry przykład zawodnika przeciętnego jak na zespół z najwyższej europejskiej półki, jakim była i znów chce być FC Barcelona. Ściągnięto go nie bez przyczyny, miał niezłe wejście, miewa przebłyski, ale na dłuższą metę nie da się trzymać światowego poziomu drużyny z piłkarzem pokroju Lenglet w roli podstawowego obrońcy. Do tego dochodzi brak alternatyw, bo Samuel Umtiti dawno wypadł z poważnego obiegu, a Oscar Mingueza, jak bardzo by nie walczył, pewnego poziomu nigdy nie przeskoczy. Warto stawiać na Ronalda Araujo, ale też nie wolno traktować go jako gotowy materiał na lidera defensywy, u którego boku będą rośli inni. O Juniorze Firpo nawet nie warto wspominać.
Powyższe przykłady dotyczą linii obrony, lecz w każdej formacji można znaleźć graczy nie przystających - z różnych przyczyn - poziomem. Martin Braithwaite to oczywisty przykład, ale oczekiwania zawodzą także Trincao, Miralem Pjanić czy Philippe Coutinho (gdy był zdrowy). Do tego dochodzi krnąbrny, nieregularny i nieskuteczny w ważnych momentach Ousmane Dembele oraz niezły w tym sezonie, jednak generalnie zasługujący na raczej negatywną ocenę Antoine Griezmann. Pedri to wyjątek od reguły, podobnie jak chwilowo niedostępny Ansu Fati.
Kadra jest źle zbilansowana, wąska, a Barcelonie wychodzą czkawką rokroczne transfery “Nelsonów Semedów, Firpów i Trincaów”. Dlaczego więc Leo Messi miałby zaufać, że tym razem projekt pójdzie we właściwym kierunku, a on nie będzie już otaczany tabunem lepszych i gorszych średniaków?

Rewolucja. Ale jaka?

Odpowiedź niejako znajdziecie wyżej. Brzmi: Joan Laporta. Nowy-stary szef “Barcy” zdaje się doskonale rozumieć potrzeby klubu.
Przynajmniej tyle wynika z medialnych doniesień. Zalecam jednak zachować dystans do zapowiedzi gigantycznej rewolucji kadrowej, bo przecież już rok temu miało dojść do przebudowy, a skończyło się głównie wykopaniem Luisa Suareza, który zaraz pewnie zostanie mistrzem Hiszpanii. Pique, Busquets i spółka nie odeszli. A błędne koło niezmiennie się kręciło. Nie pomógł Ronald Koeman, który jest chyba bliżej niż dalej zwolnienia aniżeli kontynuowania obecnej pracy.
Załóżmy jednak, że Laporta spełni “groźby” i faktycznie dokona gruntownych roszad w zespole. Na pewno jest do tego zdolny, bo podobne działania serwował kibicom “Dumy Katalonii” za poprzednich rządów. W najbardziej radykalnym scenariuszu “adios” może powiedzieć nawet piętnastu piłkarzy. I tutaj pojawia się kłopot, o którym wspominałem wyżej - ktoś musi ich przecież zastąpić. Leo Messi musiałby uwierzyć, że “Barca” wykona sensowne ruchy nie tylko out, ale także in. Przy czym w obecnej sytuacji finansowej, nawet biorąc pod uwagę sporo prawdopodobnych odejść, zakontraktowanie klasowych piłkarzy nie będzie łatwym zadaniem. A też nie każdy przecież gracz zechce bezproblemowo wsiąść na niepewny, kataloński pokład. Barcelona nie jest tak magiczna jak kiedyś.

Zyskają wszyscy

Leo Messi nie dostaje więc zbyt wielu argumentów sportowych, by pozostać w klubie, przedłużając kontrakt o kolejne dwa czy trzy lata. Kwestie prywatne, jak niechęć do przeprowadzki i poważne zmiany w życiu rodzinnym, odłóżmy na bok. Spójrzmy tu i teraz, stricte pod względem przydatności Barcelony w jego karierze. Nie na odwrót. To “Barca” potrzebuje Messiego, nie on jej. Leo mógłby zaryzykować i odświeżyć własną, futbolową kartę. Dalej jest wybitny i ma kapitalne statystyki, ale coraz częściej sprawia wrażenie zmęczonego tym, wokół kogo gra i w jakim otoczeniu. Na jego odejściu zyskałyby wszystkie strony. I Messi, i nowy klub, i przede wszystkim piłka nożna, której argentyński geniusz stanowi nieodłączną część. A także Barcelona, której messidependencia powinna wyjść na dobre. Rozstanie z “La Pulgą” byłoby odpowiednim punktem zwrotnym i idealnym momentem na faktyczną rewolucję, na zbudowanie czegoś na inną modłę niż wokół Leo, któremu zawsze można podać w razie problemów i braku pomysłu na grę.
A dokąd mógłby przenieść się Messi? Na logikę ma dwie opcje, te same, o których mówiło się rok temu, gdy wprost zażądał odejścia. PSG i Manchester City. Obie z wadami i zaletami. Obie lepsze niż pozostanie na Camp Nou przez kolejny rok, dwa czy trzy. Tego potrzebuje futbol. Czy Messi również? Miejmy nadzieję, że tak.

Przeczytaj również