Maciej Skorża załamany kompromitacją Lecha Poznań. "To się w głowie nie mieści. Ciężko znaleźć słowa"

Lech prowadził ze Stalą 1:0, ale zwycięstwo wymknęło mu się z rąk w kuriozalnych okolicznościach. Oba gole stracił w końcówce meczu po wrzutach z autu. Najpierw samobója wbił Wasyl Kraweć, a po chwili zwycięstwo gościom dał Jonathan de Amo.

- Trudno jest zachować chłodną głowę po tym co się wydarzyło. Na pewno w pierwszej połowie nie graliśmy tak jak chcieliśmy, a za wolno i zbyt schematycznie. Nie wykorzystaliśmy tego czasu, a wiedzieliśmy, że Stal postawi na skomasowaną obronę. Byliśmy czytelni w ataku. Po przerwie przyspieszyliśmy grę, byliśmy bardziej kreatywni, była sytuacja ze strzałem w słupek Tymka Puchacza. I gdy w końcu udało nam się zdobyć bramkę 10 minut przed końcem, to stało się to, co widzieliśmy po dwóch wrzutach z autu. To dla mnie ciężkie do opisania, że w ogóle coś takiego można zrobić. A my to zrobiliśmy - komentował Skorża.

- To mi się nie mieści w głowie, nie ma prawa się zdarzyć. Brak agresywnego ataku na piłkę powoduje, że ciężko znaleźć słowa. Sytuacja jest niewesoła i nie wyobrażam sobie, by dalej tak miała wyglądać. Potrzebujemy więcej dyscypliny, pazerności i odpowiedniego zachowania się na boisku - dodał trener Lecha.

"Kolejorz" przegrał drugi mecz z rzędu z beniaminkiem walczącym o utrzymanie. Skorża dostrzega w swojej drużynie gigantyczny problem mentalny.

- Żadna drużyna nie osiągnie sukcesu, jeśli będzie brakować "team spirit". Bez kleju, który łączy zespół. To dla mnie wyzwanie, by obudzić go w drużynie - podsumował 49-latek.

Skorża dotąd poprowadził Lecha w czterech meczach. Bilans ma fatalny - jedno zwycięstwo przy trzech porażkach. "Kolejorz" póki co plasuje się na dziesiątym miejscu w tabeli Ekstraklasy.

Miażdżące opinie dziennikarze pod adresem Lecha prezentujemy TUTAJ. Niektórzy z nich wprost piszą o "parodii drużyny".