Czy Lech ma wszystko, by w tym roku sięgnąć po mistrzostwo?

Jeśli przyjąć, że jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz, to kibice Lecha mogą już inwestować w stosowne przy świętowaniu mistrzostwa szampany. W trzech ostatnich kolejkach ich ulubieńcy zdobyli bowiem o sześć punktów więcej niż każda z pozostałych drużyn „wielkiej czwórki”. Wiele przemawia za tym, że dobra passa drużyny z Bułgarskiej może trwać nadal.
Przed sezonem Lech i Legia jasno deklarowały, że tylko zajęcie pierwszego miejsca w lidze uznają za sukces. Z Warszawy dochodziły nawet głosy, że rozgrywki stracą na atrakcyjności z powodu zbyt wielkiej przewagi stołecznego klubu nad konkurencją.
Wbrew pozorom jasne zdefiniowanie celu jest bardzo ważne. Nie zapewnia co prawda ani jednego punktu, ale mistrzostwa nie zdobywa się przecież przypadkiem. Należy zadbać, by deklaracje nie rozmijały się zbyt mocno z rzeczywistością, bo rozczarowanie jest siostrą śmieszności.
Przed nami ostatnia prosta, wydłużony sprint bez przerw na mecze reprezentacji. Kto zachował więcej sił i entuzjazmu ten wygra. Truizmem jest, że na tym etapie zwycięstwa budują, a porażki niczego już nie uczą. Przy tak wyrównanej punktowo stawce nie ma miejsca na kryzysy formy i potknięcia.
Droga do sukcesu nie będzie łatwa, a w końcówce sezonu konieczny jest silny, wyrównany i szeroki skład. Licho w postaci kontuzji, chorób i karencji za kartki nigdy nie zasypia. Przyjrzyjmy się pokrótce atutom Lecha.
Bramkarze
Burić i Putnocky to para solidnych, ogranych w naszej lidze bramkarzy. Wiele wskazuje na to, że ten pierwszy wkrótce osiągnie pełną sprawność po kontuzji, co da „Kolejorzowi” pełne zabezpieczenie na tej newralgicznej pozycji.
Obaj bramkarze Lecha nie tylko gwarantują stabilizację, ale co ważne stać ich na interwencje nadzwyczajne, na ratowanie zespołu w sytuacjach beznadziejnych.
Legia ma Malarza, Górnik - Loskę, ale już ich zastępcy niekoniecznie gwarantują odpowiedni poziom, gdyby przyszło im stanąć między słupkami w którymś z decydujących meczów.
Inaczej rzecz ma się z Jagiellonią, która również dysponuje parą rutyniarzy. Tyle tylko, że wracający po kontuzji Kelemen niejako na dzień dobry przyjął pięć silnych ciosów właśnie w Poznaniu.
Obrońcy
Wystarczy spojrzeć na tabelę by stwierdzić, że Lech dysponuje najsilniejszą defensywą. W czołowej czwórce ze swoimi 22 straconymi golami dominuje wyraźnie nad konkurentami. Ma też najwięcej meczów rozegranych na „zero z tyłu”.
Dilaver, Vujadinović, Gumny, Kostewycz i Janicki to silna piątka, a w ostatnim meczu z bardzo dobrej strony pokazał się też sprowadzony z Jagiellonii Tomasik. Linia obrony Lecha poza zabezpieczeniem tyłów dokłada też swoją cegiełkę w ofensywie.
Dwa gole i dwie asysty obrońców w rundzie wiosennej to niewiele, ale kto ogląda mecze Lecha wie, że statystyki w tym przypadku nieco fałszują obraz ofensywnej gry zawodników tej formacji.
Podobnie jak cała drużyna, obrona poznańskiej „lokomotywy” może w Ekstraklasie uchodzić za wzór stabilności. Zgranie, szybkość reakcji na wydarzenia boiskowe i progres formy, stawiają defensywę Lecha na czele linii obronnych klubów pretendujących do tytułu.
Pomoc
Jevtić to bezcenny atut w ofensywnej talii Lecha i prawdziwa gwiazda naszej ligi. Piłkarz, który nie tylko bierze na siebie ciężar rozegrania w ofensywie, ale gdy jest w dobrej formie potrafi sam zdecydować o wyniku meczu.
Tak naprawdę jedynie Kurzawa z Górnika dorównuje mu pod względem wpływu gry pojedynczego zawodnika na oblicze zespołu. Trzy strzelone wiosną gole i trzy asysty robią wrażenie, szczególnie gdy uświadomimy sobie, że Jevtić z powodu urazu nie zagrał w 3 z 7 rozegranych meczów. Należy dodać, że 2 z tych, które opuścił zakończyły się porażkami poznaniaków.
Z meczu na mecz coraz lepszy jest Gajos, a Majewski, który w meczu z Legią powrócił do podstawowego składu też nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w tym sezonie.
Walczący głównie w defensywie Trałka wiosną dołożył do swojego bilansu dwa gole, a efektowny i skuteczny zmiennik Jóźwiak, zdaje się zgłaszać gotowość do wzięcia na swoje barki bardziej znaczących ciężarów. Nie należy też zapominać o Makuszewskim, którego ewentualny powrót byłby znacznym wzmocnieniem ofensywnej siły Lecha.
Jeśli chodzi o potencjał tej linii, trudniej porównać go z możliwościami konkurencji. W pierwszej fazie wiosennych rozgrywek wyraźnie dominowała pomoc Jagiellonii. Kwartet: Frankowski, Pospisil, Novikovas i Romanczuk wydawał się nie do zatrzymania, aż przyszła klęska w Poznaniu, która mocno nadwątliła przekonanie o hegemonii ofensywnych graczy Jagi.
Atak
Christian Gytkjaer, który strzelił wiosną siedem goli jest poza konkurencją. Trudno wśród czołowych strzelców ligi znaleźć napastnika ze zbliżonymi w rundzie rewanżowej osiągnięciami.
Następny w kolejności Niezgoda z Legii ma co prawda cztery gole, ale trzy zdobył w pierwszych dwóch kolejkach, a obecnie wydaje się, że nie ma nawet pewnego miejsca w wyjściowym składzie. Angulo strzelił gola Sandecji, ale Górnik w tym samym meczu stracił lepiej „punktującego” Łukasza Wolsztyńskiego.
Lechowi duński napastnik jest na tym etapie rozgrywek po prostu konieczny. Brakuje mi bowiem przekonania, że nawet tak interesujący zawodnik jak Chobłenko potrafi go zastąpić.
W pozostałych formacjach zespół z Poznania dysponuje na tyle silnym składem, że ubytek jednego czy dwóch graczy da się z powodzeniem „załatać”. Na Gytkjaera trzeba chuchać i dmuchać, nie zapominając odpukać co kolejkę w niemalowane drewno.
Twierdza Poznań
Lech po sezonie zasadniczym na pewno znajdzie się na ligowym podium, co sprawi, że czterokrotnie zagra na własnym boisku, a jest to dla tego klubu bardzo ważny atut. Jesienne 3:0 z Legią, a szczególnie zaś ostatnie 5:1 z Jagiellonią, wiele mówią o tym, czym dla „Kolejorza” jest mecz na Bułgarskiej.
Tak było zawsze. Lech dotychczas sześciokrotnie (wliczając kontrowersyjny tytuł z 89/90) zostawał mistrzem Polski. Bilans meczów na własnym boisku w zwycięskich sezonach to: 79 zwycięstw, 27 remisów i tylko 7 porażek. Bilans bramek? 238 goli strzelonych, przy 77 straconych.
Dotychczasowa średnia obecnych rozgrywek jest jeszcze lepsza i wyraża się liczbami 11-3-0, a w bramkach 32:7. To nie są puste statystyki. Trudno bowiem wyobrazić sobie, by Lech nagle zaczął na własnym boisku przegrywać.
Aby potwierdzić tezę o wyjątkowości „twierdzy Poznań” sięgnąłem, aż do sezonu 1972/73. Akurat trafiłem idealnie. Lech trzeci od końca. Nie spadł, wyprzedzając Polonię Bytom o dwa punkty. Bilans u siebie 6-6-1, gole 13:3. Z mistrzowską wówczas Stalą Mielec 3:0. A na wyjeździe? Mój Boże! 0-4-9, w golach 3:23. No właśnie!
Wyjazdy, czyli tarapaty
Zwycięstwo z Wisłą w Krakowie okrzyczano przełamaniem fatalnej passy Lecha w meczach na obcych stadionach. Faktycznie bilans 3-7-5 nie jest zachwycający, ale jeśli wziąć pod uwagę jedynie porażki, to na przykład Legia siedmiokrotnie znalazła pogromcę w meczach wyjazdowych. Na negatywnej ocenie dokonań poznaniaków zaważyła znikoma liczba zwycięstw.
Nieszczęsne remisy z drużynami dołu i środka tabeli, a przede wszystkim sama gra Lecha na wyjazdach, nie pozwalają na przesadny optymizm w szacowaniu szans tego klubu na zdobycie mistrzostwa Polski.
Z drugiej strony, zakładając zdobycie kompletu punktów u siebie, remisy na wyjazdach raczej wystarczą do osiągnięcia końcowego sukcesu. Ale to już czyste gdybanie.
Dla stonowania przesadnego optymizmu jeszcze raz sięgnę do statystyk z mistrzowskich sezonów Lecha. Ich wyjazdowy bilans bywał zdecydowanie lepszy niż w obecnym sezonie: 44 zwycięstwa, 39 remisów i 29 porażek. Bramki: 150:120.
Trudno będzie drużynie z Poznania uzyskać obecnie podobną średnią, a fakt, że nadal jest bardzo poważnym kandydatem do mistrzostwa Polski, należy złożyć na karb chybotliwości formy jego najgroźniejszych rywali.
Czyżby mistrzostwo dla Wielkopolski?
Od ponad dziesięciu lat Lech Poznań jest zawsze kandydatem do zdobycia mistrzostwa Polski. W byciu przedsezonowym faworytem ustępuje jedynie bezkonkurencyjnej w tej kategorii warszawskiej Legii. W bilansie ostatnich dziesięciu sezonów, poza dwukrotnym mistrzostwem znajdujemy też dwa wicemistrzostwa i dwa trzecie miejsca.
Lech, który w najważniejszych meczach sezonu potrafi zapełnić czterdziestotysięczny stadion. Klub od którego się wymaga, ale który jest na swoim terenie otaczany kibicowską miłością i szacunkiem.
Z wyrównanym, doświadczonym w ligowych bojach składem, z silną ławką rezerwowych i trenerem, który zaczyna powoli udowadniać, że jego zatrudnienie nie było błędem Zarządu.
Powtórzę: Lech Poznań ma wszystko, żeby zdobyć mistrzostwo. Tyle tylko, że posiadanie odpowiednich narzędzi to niewiele. Dajcie mi narzędzia Michała Anioła. Wyrzeźbię pieska, a jeden powie, że to koza, inny zaś będzie się upierał, że krowa.
Wszystko zweryfikuje boisko. To piłkarska oczywistość. Już dzisiaj Lech zagra z Górnikiem. Powstaje pytanie, czy po tym meczu powyższy tekst będzie nadal aktualny? To cały urok sportu, a piłki nożnej, w szczególności.
Jacek Jarecki