Jerzy Brzęczek o swojej pracy w reprezentacji. "Jestem niesprawiedliwe oceniany. Przejmowałem drużynę w dołku"

Jerzy Brzęczek uważa, że jego praca w reprezentacji Polski nie jest właściwie oceniana. Były szkoleniowiec ma żal, że postrzega się go przez pryzmat dwóch ostatnich spotkań, co wyznał w rozmowie z "Piłką Nożną".
Jerzy Brzęczek wrócił niedawno do pracy w polskiej piłce. Szkoleniowiec przejął stery w Wiśle Kraków, którą próbuje uchronić przed spadkiem z Ekstraklasy. Wyzwanie to niełatwe, bowiem "Biała Gwiazda" nadal zajmuje miejsce w strefie spadkowej.
Trudności nie są jednak nowością w karierze opiekunka klubu z Małopolski. W końcu wcześniej 51-latek piastował stanowisko selekcjonera reprezentacji Polski i był wielokrotnie krytykowany.
Sam Brzęczek ma żal do mediów i kibiców za to, jak z perspektywy czasu oceniania jest jego kadencja. W rozmowie z "Piłką Nożną" zwrócił uwagę na jedną kwestię, która jest dla niego kluczowa.
- Boli mnie najbardziej, że moją kadencję ocenia się przez pryzmat dwóch ostatnich meczów - w listopadzie 2020 roku, czyli z Włochami i Holandią. Nieważne stało się wszystko, co było wcześniej. Że przeprowadziłem reprezentację przez jeden z najtrudniejszych okresów. Że obejmowałem zespół, który był w dołku mentalnym po rosyjskim mundialu, że musiałem bazując na starszych zawodnikach przebudować drużynę, wprowadzić młodą krew, przekonstruować kadrę - zaczął.
- Nieważne okazały się zrealizowane wszystkie cele, czyli awans do finałów mistrzostw Europy, i to na dwie kolejki przed końcem eliminacji, oraz utrzymanie w dywizji A Ligi Narodów. Liczyło się tylko wrażenie z dwóch ostatnich meczów. Nie jestem oderwany od rzeczywistości - zdaję sobie sprawę z błędów, które popełniłem. Czasem dotyczących personaliów bądź taktyki. Pamiętam, że na ten pamiętny mecz z Włochami jechaliśmy jako lider grupy. Wiele osób uwierzyło, że faktycznie możemy wygrać grupowe rozgrywki. OK, to było realne, ale wiara w to, że jesteśmy potęgą równą Włochom lub Holandii była nieuzasadniona. Tymczasem Włosi okazali się lepsi o klasę, a porażka nakręciła nieprzyjemną atmosferę - dodał.
- Proszę jednak wziąć pod uwagę, że nasze cztery mecze z Italią przypadły na okres, kiedy w drodze po mistrzostwo Europy Włosi budowali swoją serię 37 meczów bez porażki, ustanawiając jakiś niewiarygodny rekord świata. No tak, ale po co o tym wspominać... Po co mówić o Bolonii, bardzo dobrym, zremisowanym meczu w Gdańsku, kiedy Włosi bodaj pierwszy raz od trzydziestu spotkań nie strzelili swojemu przeciwnikowi gola. Albo o przegranym, po bramce w 90. minucie, meczu z nimi w Chorzowie... Cztery mecze, a tylko w Reggio Emilia nie mieliśmy nic do powiedzenia. A potem wszyscy pytali o taktykę i plan na ten właśnie mecz... - kontynuował Brzęczek.
- Jeśli miesiąc wcześniej w Gdańsku piłkarze grając bardzo przyzwoicie, mądrze, remisują z Włochami, jeśli jest prawidłowo dobrana taktyka, która pozwala z tak dobrym przeciwnikiem rozegrać udany mecz, to nagle w rewanżu trener zapomniał o wszystkim, nie ma pojęcia o niczym, nie wie co zrobić, nie nadaje się? Nie, po prostu czasem tak bywa, że jesteś dużo słabszy, a przeciwnik bardzo mocny. Zapominamy o prawdach obiektywnych - podsumował wątek.
Jerzy Brzęczek poprowadził reprezentację Polski w 24 spotkaniach. Wygrał 12 z nich, pięć zremisował, siedmiokrotnie musiał pogodzić się z porażką.