"Thierry Henry niemal został stratowany". Szokująca relacja z finału Ligi Mistrzów

Marcin Lepa, dziennikarz "Polsatu Sport", opowiedział o zamieszaniu przed i w trakcie finału Ligi Mistrzów. Według niego także na Stade de France dochodziło do szokujących scen.
Nie milkną echa po finale Ligi Mistrzów. Media koncentrują się nie tylko na zwycięstwie Realu Madryt. Szeroko informują też o incydentach, które doprowadziły do opóźnienia rozpoczęcia meczu. Pisaliśmy o tym TUTAJ.
W "Cafe Futbol" o pozaboiskowym zamieszaniu opowiedział Marcin Lepa. Według niego organizatorzy nie radzili sobie nie tylko z tym, co działo się przed stadionem wśród kibiców Liverpoolu, ale także z sytuacją na trybunach.
- Przed godziną 20:00 zaczęły do nas docierać informacje, że są kłopoty. W mieście było ok. 30 tysięcy kibiców Liverpoolu, którzy przybyli do Paryża bez biletów. Wówczas zaczął się kocioł. Pojawiły się problemy służb porządkowych. Policja zaczęła otaczać stadion. Później wszystko przeniosło się też do środka stadionu - relacjonował Lepa w "Cafe Futbol".
- Francuzi nie wyciągnęli żadnych wniosków z zamachów w 2015 roku. Widzieliśmy kibiców, którzy wchodzili na stadion przez potężny płot. Później wbiegali na sektor i zajmowali miejsca bez biletów. Następnie kłócili się z tymi, którzy bilety posiadali. Po meczu kibice wbiegali między rodziny piłkarzy Realu. Porażające. Thierry Henry niemal został stratowany - dodał dziennikarz "Polsatu Sport".
UEFA w swoim oświadczeniu obarczył odpowiedzialnością za zamieszanie kibiców z fałszywymi biletami, którzy próbowali przedostać się na trybuny. Zdaniem Lepy to nie cała prawda.
- "Le Parisien" zrzucił winę na Anglików. Na równi z nimi odpowiedzialne są służby porządkowe i UEFA. Mógł wejść każdy, bez żadnej kontroli i weryfikacji - podsumował Lepa.