5 grzechów głównych Michniewicza w roli selekcjonera. "Zaniedbał te kwestie. Musiało się tak skończyć"

5 grzechów głównych Michniewicza w roli selekcjonera. "Zaniedbał te kwestie. Musiało się tak skończyć"
Rafał Oleksiewicz/Pressfocus
Czesław Michniewicz nie będzie dłużej selekcjonerem reprezentacji Polski. PZPN potwierdził, że wygasająca wraz z końcem roku umowa nie zostanie przedłużona. Dlaczego szkoleniowiec, który poprowadził biało-czerwonych do pierwszego od 36 lat awansu z grupy na mistrzostwach świata, musiał odejść? Oto jego pięć grzechów głównych.
Gdyby PZPN na czele z prezesem Cezarym Kuleszą patrzył jedynie na suche wyniki, Michniewicz miałby pewną posadę. Zrealizował przecież stawiane przed nim cele - awansował na mundial, utrzymał kadrę w Dywizji A Ligi Narodów, na mistrzostwach świata wyszedł z grupy. Mimo to stracił jednak zaufanie włodarzy, piłkarzy i kibiców. Dlaczego?
Dalsza część tekstu pod wideo

1. Medialne konflikty

Wydaje się, że to najważniejszy problem. Michniewicza początkowo bardzo chwalono za to, że jest wyjątkowo otwarty na kontakt z mediami. Po czasie cecha ta okazała się jednak jednym z gwoździ do jego trumny. Zaczęło się od grożenia pozwem dziennikarzowi Wirtualnej Polski, Szymonowi Jadczakowi, który już na konferencji powitalnej Michniewicza miał odwagę zapytac o jego kontrowersyjną przeszłość. Potem oberwali kolejni dziennikarze - Jacek Kurowski, Stefan Szczepłek, Michał Kołodziejczyk czy Dariusz Tuzimek. W marcu selekcjoner miał już na koncie więcej ataków w stronę pracowników mediów niż meczów w roli sternika naszej kadry.
Kulminację “syndromu oblężonej twierdzy” zobaczyliśmy jednak w trakcie mundialu i już po nim. Michniewicz kompletnie nie radził sobie z krytyką oraz zamieszaniem, jakie powstało, gdy na jaw wyszła słynna już afera premiowa. Dalej atakował dziennikarzy, choćby podczas konferencji po meczu z Francją, a potem całkowicie pogubił się w przedstawianych przez siebie wersjach wydarzeń. Media były dość zgodne, słysząc o pewnych sprawach od ludzi będących blisko reprezentacji, a Michniewicz upierał się, że to wszystko brednie. W końcu zirytowany rozpoczął masowe blokowanie dziennikarzy na Twitterze, na którym po kilku dniach… usunął konto. Zdążył potem udzielić jeszcze kilku wywiadów. One spotkały się, cóż za zaskoczenie, z wielką krytyką odbiorców.
Nawet jeśli to nie dziennikarze zwolnili Michniewicza, to jego fatalne lawirowanie w przestrzeni medialnej zdecydowanie mu nie pomogło. Lepiej było chyba brać przykład z Adama Nawałki. Mówić mniej, może nawet niezbyt ciekawie, ale nie wystawiać się na pewny ostrzał. Mieć klasę, której w tym przypadku zabrakło.

2. Stracenie szatni

Jedno jest pewne. Jeśli chcesz być dobrym selekcjonerem, musisz dbać o relacje w drużynie. Zdobyć zaufanie piłkarzy, zwłaszcza tych najważniejszych. Początkowo Michniewiczowi chyba się to nawet udawało, ale były to tylko miłe złego początki. Pierwsze głosy usłyszeliśmy po meczu z Francją. Wtedy liderzy kadry, świadomi tego, że turniej się dla nich zakończył, przestali owijać w bawełnę, krytykując defensywny styl narzucany przez Michniewicza w fazie grupowej mundialu.
- Radość z gry jest potrzebna. To będzie ważny element, nawet w niedalekiej przyszłości. Oczywiście, jest inaczej, jak próbujemy atakować. Gdy gramy bardziej defensywnie, tej radości nie ma - mówił Robert Lewandowski. Wtórował mu Piotr Zieliński:
- Tak jak dzisiaj graliśmy, tak powinniśmy cały czas grać, bo nie mamy się czego wstydzić, nie mamy się czego bać, bo mamy zawodników na tyle dobrych, żeby używać ich umiejętności, czy to moich, czy Lewego, czy Milika. Mamy bocznych, którzy mają gaz. Mamy dobre jeden na jeden. Trzeba z tego korzystać cały czas. Mamy obrońców, którzy potrafią długą piłkę rzucić, ale czasami też trzeba pograć po ziemi i to dzisiaj było widać - tłumaczył pomocnik Napoli.
To były jednak tylko delikatne szpileczki. Ostro zrobiło się później. Gdy Michniewicz podczas obrad zarządu PZPN zaatakował rzecznika i team managera kadry, Jakuba Kwiatkowskiego, ostatecznie stracił szatnię. Piłkarze wstawili się bowiem za Kwiatkowskim i w kuluarach mówili jasno - “nie wyobrażamy sobie dalszej współpracy z tym selekcjonerem”. Na kanale YouTube Meczyki mówił o tym nasz dziennikarz, Tomasz Włodarczyk.
- Cezary Kulesza otrzymał telefon z jasną informacją, że "atak na Kwiatkowskiego jest atakiem na całą drużynę" - można było usłyszeć w programie “Pogadajmy o Piłce”.

3. Brzydka gra oparta na przeszkadzaniu

Można preferować defensywny styl gry i osiągać przy tym bardzo dobre wyniki. To jasne. Nie można jednak ograniczać się tylko do przeszkadzania rywalowi, a tak reprezentacja Polski grała pod wodzą Czesława Michniewicza w większości spotkań, przede wszystkim podczas mundialu. Cel został oczywiście osiągnięty, bo biało-czerwoni wyszli z grupy, ale dokonali tego w bardzo brzydki, ogromnie szczęśliwy i wyjątkowo frustrujący nie tylko kibiców, ale i samych piłkarzy, sposób. Na grę naszej reprezentacji w meczach z Meksykiem i Argentyną nie dało się patrzeć. Gdyby nie będący w życiowej formie Wojciech Szczęsny, mówilibyśmy dziś o całkowicie innym wyniku polskiej kadry.
Polska w czterech meczach katarskiego turnieju oddała łącznie siedem celnych strzałów. Średnio najmniej spośród wszystkich drużyn. A innych statystyk, które dobitnie ukazały bezradność naszego zespołu, było jeszcze mnóstwo. Doszliśmy w ten sposób do sytuacji bez precedensu. Reprezentacja Polski wyszła z grupy mundialu pierwszy raz od 36 lat, a jednocześnie trudno było czuć dumę z tego, jak prezentowała się na tle rywali w fazie grupowej. Bo przez dwa i pół meczu (na trzy) grała fatalnie.
Michniewicz osiągnął postawione przed nim cele. Za to szacunek. Jednocześnie dał jednak bardzo niewiele argumentów, by liczyć na to, że kadra pod jego wodzą przestanie bazować jedynie na szczęściu. Jak zdążyliśmy już wspomnieć przy okazji poprzedniego punktu - dość defensywnej i zachowawczej gry mieli nawet liderzy kadry. Z tym selekcjonerem, lubującym się w takim właśnie stylu, trudno byłoby o jakikolwiek progres.

4. Retoryka pt. “Na więcej nas nie stać”

Futbol to gra pełna niespodzianek. Na minionym mundialu widzieliśmy Maroko, które sensacyjnie ogrywało Belgię, Hiszpanię i Portugalię. Mogliśmy zobaczyć Japończyków wygrywających z Niemcami czy Hiszpanią. Skazywana na pożarcie Arabia Saudyjska narobiła wielkiego strachu późniejszym mistrzom z Argentyny, pokonując ich 2:1. Przykłady takich nieoczywistych rozstrzygnięć można mnożyć.
Michniewicz próbował zaś zaszczepić w narodzie, i co gorsza - w piłkarzach kadry, przekonanie, że musimy znać swoje miejsce w szeregu. Że nie jesteśmy Argentyną czy Francją, by rywalizować z takimi drużynami jak równy z równym. Słyszeliśmy później Grzegorza Krychowiaka, który mówił:
- Bądźmy realistami. Może to kogoś zaboli, ale nasza reprezentacja jest na średnim poziomie.
Ten sam Krychowiak, grający podczas mundialu raczej bardzo zachowawczo, często na alibi, został potem uznany przez Michniewicza… najlepszym polskim piłkarzem pierwszych spotkań turnieju. Widać więc, że owa dwójka znalazła wspólny język. Oparty na przeświadczeniu, że trzeba znać swoje ograniczenia i za bardzo się nie wychylać.

5. Otoczenie się niewłaściwymi ludźmi

Być może Czesław Michniewicz nie pogubiłby się tak mocno podczas pracy z reprezentacją, gdyby miał przy sobie rozsądnych ludzi, potrafiących w pewnym momentach przemówić mu do rozumu. Przy okazji odpowiednio kompetentnych, charyzmatycznych, mających odpowiedni autorytet i doświadczenie. Ciekawie o sztabie Michniewicza pisał ostatnio na “weszlo,com” Michał Trela.
- Z trzech asystentów trenera, jedynym mającym jakieś doświadczenie typowo trenerskie był Mirosław Kalita, przed pracą z Michniewiczem prowadzący samodzielnie Watrę Białka Tatrzańska we wschodniej grupie małopolskiej IV ligi (piąty poziom rozgrywkowy). Inaczej mówiąc, jeśli Michniewicz miał dostać jakąś wskazówkę od sztabu, to raczej w kwestii tego, gdzie w zespole rywala otwiera się luka, a nie co powiedzieć 20-latkowi wchodzącemu na boisko w ważnym meczu - można przeczytać.
Prawą ręką Michniewicza w kadrze był przede wszystkim Kamil Potrykus. Ten sam, który po meczu z Argentyną miał o wpół do trzeciej zbierać od piłkarzy numery kont bankowych, by jak najszybciej załatwić sprawę ewentualnej premii od premiera. Lepiej byłoby jednak, żeby w reprezentacji Polski pracowali ludzie, którzy nie mają, lub przynajmniej nie realizują, tak poronionych pomysłów.

Przeczytaj również