Będziecie tęsknić za golami na wyjeździe? Oto najlepsze mecze Ligi Mistrzów rozstrzygnięte w ten sposób

Będziecie tęsknić za golami na wyjeździe? Oto najlepsze mecze Ligi Mistrzów rozstrzygnięte w ten sposób
FOTO Xinhua / PressFocus
Od sezonu 2021/22, po 56 latach, we wszystkich rozgrywkach organizowanych przez UEFA przestanie obowiązywać podwójne liczenie goli wyjazdowych. Zanim przetestowane zostanie nowe-stare rozwiązanie, przypomnijmy najbardziej niezapomniane konfrontacje, których zwycięzcę poznaliśmy za sprawą skądinąd kontrowersyjnego przepisu.
W poniższym zestawieniu wyróżniliśmy siedem szczególnie pamiętnych dwumeczów, które rozstrzygnęła zasada podwójnego liczenia wartości gola strzelonego w spotkaniu wyjazdowym. Nasz ranking zawęziliśmy do rozgrywek Ligi Mistrzów (od sezonu 1992/93), a każda z przypomnianych rywalizacji miała miejsce na poziomie ćwierćfinału lub półfinału turnieju. Jak się okazuje, byli tacy, którzy wyjątkowo mocno skorzystali na wyjazdowych trafieniach. Inni wręcz przeciwnie.
Dalsza część tekstu pod wideo

7. Milan - Inter (0:0, 1:1)

Zasadność podwójnego liczenia bramek zdobytych na wyjeździe poddano prawdopodobnie pod największą wątpliwość w 2003 roku. Zanim Milan w rzutach karnych rozprawił się wtedy w finale Ligi Mistrzów z Juventusem, zmierzył się na etapie półfinału rozgrywek z innym włoskim, a nawet lokalnym rywalem - Interem. Oba spotkania rozegrano oczywiście na stadionie San Siro. W pierwszym meczu, którego gospodarzem był Milan, padł bezbramkowy remis. W drugim, kiedy na trybunach zasiadło więcej fanów Interu, było 1:1. Trafienie Andrija Szewczenki w doliczonym czasie gry do pierwszej połowy pojedynku wystarczyło jednak do awansu “Rossonerim”. Wyrównujący gol autorstwa Obafemiego Martinsa w końcówce spotkania okazał się bez znaczenia.
W tym miejscu można nadmienić, że w tamtym przypadku los w pewnym sensie nie był całkowicie niesprawiedliwy. Kiedy w ćwierćfinale tamtego sezonu Ligi Mistrzów ten sam Inter wyeliminował bowiem z rozgrywek Valencię, zrobił to pomimo faktu, że obie drużyny zdobyły w dwumeczu tyle samo bramek (po dwie). To “Nerazzurri”, za sprawą Christiana Vieriego, trafili jednak do siatki w obu spotkaniach.

6. Real Madryt - Monaco (4:2, 1:3)

Są tacy, którzy ciągle pamiętają zapewne ponad dekadę “chudych” lat występów w Champions League Realu Madryt. Do jednej z najbardziej dotkliwych klęsk najbardziej utytułowanego klubu w historii rozgrywek o Puchar Europy doszło wiosną 2004 roku w Księstwie.
Tamten ćwierćfinałowy dwumecz układał się wyjątkowo przedziwnie. Najpierw, do przerwy w pierwszym spotkaniu na Estadio Santiago Bernabeu, prowadziło w nim Monaco. Później dwukrotnie - zarówno w Madrycie, jak i już w rewanżu - aż trzybramkową przewagę osiągał Real. Ostatecznie z awansu do półfinału cieszyli się jednak podopieczni Didiera Deschampsa. Losy pamiętnego dwumeczu odwrócili autor dwóch goli na Stade Louis II - Ludovic Giuly oraz wypożyczony wówczas do Monaco z Realu Madryt Fernando Morientes, który, co kluczowe, wpisał się na listę strzelców w obu spotkaniach.

5. Tottenham - Manchester City (1:0, 3:4)

Pamiętacie szaleńczą radość Pepa Guardioli z ćwierćfinału Ligi Mistrzów w sezonie 2018/19, kiedy gol Raheema Sterlinga w 93. minucie rewanżowego meczu z Tottenhamem wydawał się dać awans do kolejnej rundy Manchesterowi City? Euforia, w jaką wpadł wtedy hiszpański szkoleniowiec, nie została tak brutalnie ostudzona wyłącznie za sprawą systemu VAR. Gdyby nie tzw. “away goals rule” (w dosłownym tłumaczeniu: “zasada bramek wyjazdowych”), tamto nieuznane ostatecznie trafienie z doliczonego czasu gry nie równałoby się z odpadnięciem ówczesnych mistrzów Anglii z rozgrywek. Zamiast tego - i tak będzie od nadchodzącego sezonu - rozegrano by dogrywkę. Decydujące okazało się “czyste konto”, jakie Tottenham zachował w pierwszym spotkaniu tamtego dwumeczu na własnym stadionie.
Kto jak kto, ale akurat Guardiola na temat zasadności tego przepisu nie może jednak narzekać. Ale o tym niżej.

4. Barcelona - Roma (4:1, 0:3)

Jeśli, w odróżnieniu od Manchesteru City na Tottenham Hotspur Stadium, zdołałeś za to strzelić gola w nawet przegranym, pierwszym spotkaniu dwumeczu, zasada podwójnego liczenia bramek wyjazdowych dawała ci nadzieję na odrobienie strat. Nikt nie skorzystał z takich okoliczności bardziej, niż zrobiła to Roma w ćwierćfinale Ligi Mistrzów z sezonu 2017/18.
Rzymianie ulegli wtedy na Camp Nou Barcelonie aż 1:4, a trafienie Edina Dzeko z 80. minuty pierwszego spotkania (na 1:3) początkowo wydawało się raczej mało znaczącym momentem całego dwumeczu. Zupełnie inaczej spojrzano na nie sześć dni później, kiedy gole ponownie Dzeko, Daniele de Rossiego oraz Kostasa Manolasa sensacyjnie wyrzuciły “Blaugranę” za burtę Champions League.
- Roma podniosła się ze swoich ruin! - krzyczał wtedy do mikrofonu po decydującym trafieniu na Stadio Olimpico angielski komentator telewizyjny, Peter Drury.

3. Milan - PSV (2:0, 1:3)

Wróćmy jednak do dwumeczów półfinałowych. Nie wszyscy mogą pamiętać, że zanim Milan roztrwonił trzybramkową przewagę w najsłynniejszym finale Pucharu Europy z 2005 roku, z dużymi problemami zdołał w ogóle do niego awansować. W półfinale, podobnie jak dwa lata wcześniej, pomogła mu w tym zasada goli wyjazdowych.
Rewelacyjne we wspominanej edycji Ligi Mistrzów PSV mogło mówić o sporym pechu już w pierwszym spotkaniu na San Siro, kiedy stworzyło sobie wiele podbramkowych okazji, a jego wynik dopiero w 90. minucie ustalił na 2:0 dla gospodarzy Jon Dahl Tomasson. W rewanżu ekipa Guusa Hiddinka odrobiła jednak straty i szykowała się do dogrywki, kiedy już w doliczonym czasie gry rozstrzygającego na korzyść Milanu gola zdobył Massimo Ambrosini. PSV nie pomogła już jeszcze jedna bramka autorstwa Phillipa Cocu.
Jak przypomnicie sobie niżej, Holendrzy mogą zresztą czuć się największymi przegranymi “wyjazdowych” trafień.

2. Tottenham - Ajax (0:1, 3:2)

Złośliwi mogą zauważyć, że gdyby nie zasada goli wyjazdowych, Tottenham w życiu nie zagrałby przed dwoma laty w finale Ligi Mistrzów. Tej hipotezy rzecz jasna nigdy nie zweryfikujemy. Faktem pozostaje za to, że w sezonie 2018/19 Spurs nie zdobyli w dwumeczu więcej goli od rywali ani na etapie ćwierćfinału, ani półfinału rozgrywek.
Pościg ekipy Mauricio Pochettino za Ajaxem był jednak o tyle wyjątkowy, że nie dość, że przegrała ona pierwsze spotkanie dwumeczu o awans do historycznego dla niej finału Pucharu Europy na własnym stadionie, to następnie miała już dwie bramki straty (a trzy w dwumeczu) w rewanżu. To, co wydarzyło się później, na zawsze wpisało się zatem w historię londyńskiego klubu. Niezależnie od tego, czy pomógł w tym nieobowiązujący już przepis.
W ekstazę wpadł wtedy nawet nigdy niezwiązany z Tottenhamem Rio Ferdinand.

1. Barcelona - Chelsea (0:0, 1:1)

Wspominaliśmy, że Pep Guardiola nie może narzekać na zasadność podwójnego liczenia goli wyjazdowych? Odkładając na bok wszystkie kontrowersyjne decyzje sędziego Henninga Ovrebo z pamiętnego rewanżu półfinału Ligi Mistrzów z 2009 roku, to właśnie ten przepis przysłużył się późniejszemu, pierwszemu wielkiego triumfowi katalońskiego szkoleniowca na europejskiej arenie. Tymczasem premierowe spośród dwóch legendarnych trafień w karierze Andresa Iniesty nie okazałoby się decydujące, gdyby nie fakt, że gwiazdor Barcelony pokonał kilkanaście już lat temu Petra Cecha nie na Camp Nou, a na Stamford Bridge.
Messi odegrał do Iniesty, ten doprowadził w trzeciej minucie doliczonego czasu gry do remisu, a wszystko to, co później - w tamtym i w kolejnych sezonach - jak to się rzekło, to już historia.
Jakie inne słynne mecze rozstrzygnięte przez bramkę na wyjeździe pamiętacie? Na propozycje czekamy w komentarzach.

Przeczytaj również