Czesław Michniewicz jak najgorszy polityk. Dwie twarze selekcjonera. Nikt nie powinien płakać po jego odejściu

Czesław Michniewicz jak najgorszy polityk. Dwie twarze selekcjonera. Nikt nie powinien płakać po jego odejściu
Paweł Andrachiewicz/Pressfocus
Stało się nieuniknione. Czesław Michniewicz sam strzelił sobie widowiskowego gola samobójczego. I trudno będzie po trenerze płakać. Nie tak to miało wyglądać.
Gdyby ktoś zapytał mnie dzień, dwa, może trzy dni po meczu z Francją, czy Czesław Michniewicz zasłużył na to, by prowadzić dalej reprezentację Polski, z małym wahaniem, ale odparłbym, że tak. Nawet mając w pamięci obrzydliwy styl gry reprezentacji w fazie grupowej, nie mogłem nie docenić szczęśliwego, ale jednak sukcesu “Biało-czerwonych”. Tak wyczekiwanego, pierwszego w moim życiu awansu z grupy mistrzostw świata. Cele zrealizowane, powinna więc nadejść dla Michniewicza szansa pracy z kadrą w eliminacjach EURO 2024 - nie uważam, że ten tok myślenia jakoś bardzo mnie kompromitował. Szczególnie, że tej reprezentacji wreszcie przydałaby się stabilizacja.
Dalsza część tekstu pod wideo

Jak polityk

Dziś, po ponad dwóch tygodniach, nie mam wątpliwości, że decyzja PZPN-u o rozstaniu z selekcjonerem jest absolutnie prawidłowa. O ile bowiem sportowo można by dyskutować na temat dalszej kadencji Czesława Michniewicza, o tyle wszystko inne świadczy przeciwko odchodzącemu trenerowi. W kilkanaście dni pokazał, że wybuchy złości czy irytacji w Katarze nie brały się znikąd. Że świetnie się czuje w kłamstwach, kłamstewkach, oskarżeniach, półprawdach, robieniu dobrej miny do złej gry. Że doskonałe kontakty z przedstawicielami władzy wokół tzw. afery premiowej nie wzięły się znikąd, bo momentami Czesław Michniewicz zachowuje się jak rasowy polityk, w złym tego słowa znaczeniu.
Znakomitym tego przykładem był wtorkowy wywiad u Roberta Mazurka w “RMF FM”. Nie dziwi, że dziennikarz czuł się niczym w trakcie rozmowy politycznej. Selekcjoner nie odpowiadał bowiem na pytania, kluczył, mieszał i przy okazji dawał do zrozumienia, że atmosfera w kadrze jest świetna, nie ma żadnych problemów, a generalnie to media kłamią, a on uważa, że, wybaczcie kolokwializm, “szafa gra”. Jak w piosence T.Love - “jest super, jest super, więc o co ci chodzi?”.
No nie jest. Czesław Michniewicz nie mógł dłużej pracować z zespołem, którego szatnię w brawurowy sposób stracił. Jego zachowanie wpłynęło na katastrofalny wizerunek polskiej piłki, na wizerunek reprezentacji. Pożegnalne słowa Cezarego Kuleszy pełne są standardowych frazesów, które niewiele wnoszą. Wśród nich wyróżniają się jednak następujące dwa zdania:
- Chcemy, aby w eliminacjach Euro reprezentację poprowadził trener gwarantujący jej rozwój i realizację zakładanych celów. Nowy selekcjoner musi również poprawić wizerunek drużyny narodowej i odbudować zaufanie kibiców.
Wymowne do bólu.

Zawód

Tak samo jak wymowne jest to, że Czesław Michniewicz znów dał się poznać jako trener krótkodystansowy. Krótkodystansowy, czyli szybko roztrwaniający to, co zbudował w drużynie i z drużyną. Nie tylko na polu sportowym. Podobnie było w Legii Warszawa.
Osobiście czuję duży niesmak, bo byłem zwolennikiem zatrudnienia Czesława Michniewicza w kadrze. Uważałem, że stanowił najlepszy wybór, że nikt jak on z polskich trenerów nie wypełni roli “zadaniowca”, że zrealizuje stawiane przed nim cele. I je zrealizował.
Co jednak z tego, jeśli poza suchym wynikiem zawiodło wszystko inne? Odchodzący selekcjoner nie dźwignął swojej pracy nie jako trener. A jako człowiek. Niedawne, desperackie blokowanie kont dziennikarzy na Twitterze stanowiło smutne potwierdzenie, że 52-letni szkoleniowiec wyraźnie się pogubił. Całokształtem zachowania w trakcie i po mundialu zraził do siebie mnóstwo osób. Gdy wszystko szło po jego myśli, był jak najlepszy przyjaciel, ten doskonale ludziom znany medialny “rekin”, uśmiechnięty, życzliwy. Kiedy pod nogami pojawiły się przeszkody, pokazał swoją drugą twarz. Tę widoczną na treningu reprezentacji Polski po meczu z Meksykiem, kiedy padło słynne zdanie o “wodzie i winie” oraz zaczepka w kierunku naszego dziennikarza Radka Przybysza o “musztardzie w buzi”.
Nie tak to miało wyglądać, panie trenerze. Szkoda.

Reset

Reprezentacja Polski potrzebuje teraz resetu. Polski Związek Piłki Nożnej popełnił w ostatnim roku mnóstwo błędów, na czele z tymi wizerunkowymi. Miejmy jednak nadzieję, że jego prezes tę najważniejszą misję wypełni należycie. A celem numer jeden powinno być znalezienie odpowiedniego selekcjonera. Kogoś, kto dźwignie ten zespół, pozwoli mu rozwinąć skrzydła. Kogoś, kto otrzyma zaufanie i zapewnienie długofalowej pracy. Dostanie czas, a jednocześnie będzie autorytetem dla piłkarzy.
Cieszy, że prawdopodobnie PZPN sięgnie po trenera zagranicznego. Przestańmy się babrać w tym “polskim piekiełku”. Ostatnie tygodnie były żywym powrotem do czasów wydawało się słusznie w naszej piłce minionych. Czas powiedzieć stop. Wybór właściwego człowieka na stanowisko selekcjonera będzie oddechem świeżego powietrza. Dla reprezentacji, dla drużyny, dla związku, dla kibiców. I oby ten oddech szybko nie zamienił się w smród, podobny do tego, który właśnie pozostawił po sobie odchodzący selekcjoner.

Przeczytaj również