Dobre losowanie, duże ostrzeżenie. Czas prawdy Lecha Poznań. "Jeśli tego nie zrobią, może być totalna klęska"

Lech Poznań może być zadowolony z losowania grup Ligi Konferencji. Trafił wręcz idealny zestaw rywali, bo zarówno interesujący, jak i dający nadzieję na awans do fazy pucharowej. Aby się tak jednak stało, władze “Kolejorza” nie mogą nawalić na finiszu okienka transferowego. Czas zmazać plamy, które powstały w ostatnich dwóch miesiącach.
Villarreal, Hapoel Beer Szewa i Austria Wiedeń. Lech Poznań nie ma prawa narzekać na wyniki czwartkowego losowania grup Ligi Konferencji Europy. Może i dało radę trafić łatwiejszy zestaw przeciwników, ale też nie chodzi o to, by patrzeć na nich wyłącznie pod kątem sportowym. Ważna jest marka rywala i kwestie marketingowo-wizerunkowe. Dwie z trzech drużyn spełniają te warunki.
Villarreal to prawdopodobnie najsilniejszy zespół rozgrywek obok West Hamu i Fiorentiny. Drużyna Unaia Emery’ego dopiero co dzielnie walczyła w Lidze Mistrzów i jej przyjazd do Poznania to, jak na warunki Ligi Konferencji, naprawdę duża sprawa. Przy Bułgarskiej pojawi się sporo naprawdę ciekawych nazwisk. W kadrze “Żółtej Łodzi Podwodnej” są m.in. Gerard Moreno, zjawiskowy Yeremy Pino, Giovani Lo Celso, reprezentant Hiszpanii Pau Torres, kapitan i były piłkarz Realu Madryt oraz Napoli Raul Albiol. Prawie wszyscy wymienieni gracze niewiele ponad rok temu w Gdańsku podnosili puchar za zwycięstwo w Lidze Europy. O ile na finiszu okienka Emery nie straci któregoś z liderów, o tyle kibice w Poznaniu dostaną jak na tacy zawodników z wysokiej, europejskiej półki futbolu. A nawet jeśli hiszpański menedżer potraktuje Ligę Konferencji dość ulgowo, to i tak nie ma co narzekać na wylosowanie Villarrealu. To mocniejszy, większy i bardziej medialny klub niż inne zespoły z pierwszego koszyka, które może byłyby łatwiejszym przeciwnikiem, ale nie tak interesującym. Mowa tutaj o Partizanie (choć kibicowsko byłby szał), Basaksehirze, Alkmaar czy Gent.
Hapoel Beer Szewa nie wywoła takiej ekscytacji jak Villarreal, ale za to jest stosunkowo przystępnym rywalem z koszyka numer dwa. Z pierwszego Lech trafił “giganta”, z drugiego można było liczyć na nieco łatwiejszy traf. I faktycznie, Hapoel zamiast Koeln czy Fiorentiny brzmi całkiem obiecująco. To drużyna absolutnie w zasięgu poznaniaków. Podobnie jak i Austria Wiedeń, przy której dodatkowo dochodzi ważny aspekt sentymentalny. Wszyscy fani Lecha doskonale pamiętają boje “Kolejorza” z wiedeńczykami sprzed 14 lat, gdy gola decydującego o awansie do fazy grupowej Pucharu UEFA kosztem Austrii w ostatnich sekundach dogrywki strzelił Rafał Murawski [na wideo od 5:20]:

A jak Hapoel i Austria wypadają sportowo? Izraelczycy awansowali do fazy grupowej eliminując kolejno Dinamo Mińsk, szwajcarskie Lugano oraz rumuńską Universitateę Craiova. W ubiegłym sezonie rodzimej ligi zdobyli wicemistrzostwo, a latem wydali m.in. milion euro na kosowskiego napastnika Astrita Selmaniego. To ekipa w zasięgu lechitów, ale nie można założyć, że Hapoel rozłoży przed nimi czerwony dywan do wygranej. Wystarczy spojrzeć na przykład Śląska Wrocław, który rok temu pojechał do Beer Szewy na mecz III rundy eliminacji Ligi Konferencji i wrócił do kraju znokautowany 0:4. Hapoel do fazy grupowej jednak się wtedy nie dostał, bo w decydującym dwumeczu uległ cypryjskiemu Anorthosisowi.
Austria Wiedeń z kolei nie jest tak silna, jak przed laty. Ligę austriacką dominuje potentat z Salzburga, a reszta drużyn walczy o jak najlepszą pozycję za jego plecami. Wiedeńczycy zajęli w zeszłym sezonie czwarte miejsce w rundzie zasadniczej, ale za sprawą niezłej gry w grupie mistrzowskiej załapali się do eliminacji Ligi Europy. Tam jednak dwukrotnie ograło ich Fenerbahce (6:1 w dwumeczu dla Turków). Na arenie międzynarodowej Austrii od dawna idzie bardzo kiepsko. Rok temu z kwalifikacji Ligi Konferencji wyrzucił ich islandzki Breidablik, dwa lata wcześniej Apollon Limassol, a czasy, gdy zespół rywalizował w Lidze Mistrzów (sezon 2013/14) wydają się dziś bardzo odległe i nieosiągalne. Sportowo to zatem dla Lecha rywal z podobnej półki co Hapoel. Jeśli poznaniacy chcą grać w pucharach na wiosnę, muszą szukać punktów właśnie z tymi dwoma przeciwnikami. Nie ma innej opcji.
Czas prawdy
Aby jednak udział Lecha w fazie grupowej LKE nie zakończył się totalną klęską, władze klubu ze stolicy Wielkopolski muszą wreszcie stanąć na wysokości zadania. To m.in. przez ich opieszałość, skąpstwo i brak decyzyjności oraz chęci podjęcia ryzyka “Kolejorz” z bólem przeszedł eliminacje. Można i należy zwracać uwagę na kiepską grę lechitów pod wodzą Johna van den Broma, tyle że przełożeni absolutnie nie ułatwili mu roboty. Swoje zrobiły kontuzje, szczególnie na środku defensywy nastąpił ich wysyp, ale gołym okiem widać, że Lechowi doskwierają braki kadrowe. Wielu piłkarzy już wygląda na totalnie “zajechanych”, choćby Jesper Karlstroem. Od deski do deski gra też Joel Pereira, realnej alternatywy nie ma Mikael Ishak, z ławki zespół muszą ratować Filipowie: Marchwiński i Szymczak. Kadra jest źle zbilansowana, a czasu na wzmocnienie drużyny pozostało coraz mniej.
Okienko transferowe zamyka się 1 września. I o ile można zrozumieć, że na tę chwilę szefostwo klubu raczej odpuszcza temat sprowadzenia nowego środkowego obrońcy, o tyle ma wręcz obowiązek dorzucenia van den Bromowi piłkarskiej jakości do szatni. Przede wszystkim w ofensywie. Być może ruchy będą paniczne i nerwowe, ale lepiej późno niż wcale. Oby tylko władzom Lecha poszło lepiej niż z Damianem Kądziorem.