Kompromitacja Lecha poszła w świat. Tak pisze o niej niemiecki kicker. Bezlitośnie

Kompromitacja Lecha poszła w świat. Tak pisze o niej niemiecki kicker. Bezlitośnie
Henryk Lipinski / pressfocus
Jan - Piekutowski
Jan PiekutowskiWczoraj · 06:50
Lech znowu dzielnie walczy o miano największej kompromitacji w historii występów polskich klubów w europejskich pucharach. Klub wielki, ale żenujące porażki przydarzają mu się z częstotliwością godną pożałowania. Ta na Gibraltarze zajmuje miejsce w ścisłej czołówce.
Znamienne, że gdy piszę ten tekst - a jest grubo po północy - duże angielskie media nie odnotowały jeszcze fatalnego występu Lecha w spotkaniu z Red Imps. Znamienne, bo przecież to właśnie Anglikom jest do Gibraltaru najbliżej historycznie, a klub z tego malutkiego państwa odniósł sukces niespotykany wcześniej w jego piłkarskich dziejach. Mam jednak przekonanie, że głośniej o tym spotkaniu zrobi się nad ranem, kiedy Anglicy sami otrząsną się z zaskakującej porażki Crystal Palace z Larnaką.
Dalsza część tekstu pod wideo
Jest na to szansa tym większa, że o kompromitacji "Kolejorza" trąbią nie tylko rodzime portale i serwisy informacyjne, lecz również niemieckie, gdzie wieść o klęsce na Gibraltarze dotarła błyskawicznie. Zaraz po meczu tekst opublikował kicker, który w nagłówku pisze, że "Lincoln Red Imps zawstydził do cna Lecha Poznań, mistrza Polski". Zręczne to podsumowanie, skutecznie nakreślające powagę przegranej. Bo zejść na tarczy można zawsze, ale jako mistrz Polski w meczu z Gibraltarem? Tego definicja słowa zawsze jednak nie obejmuje.
To właśnie sukces Lecha w poprzednim sezonie, a także fakt, że podopieczni Frederiksena efektownie rozjechali Rapid Wiedeń, wzmacnia poczucie wstydu. Tu nie chodzi o to, że w czwartek nikt nie zakładał porażki. W tym wypadku każdy z automatu dopisywał punkty do rankingów Ligi Konferencji i UEFA (o konsekwencjach ich braku pisaliśmy TUTAJ), bo przecież pokonanie ekipy z Gibraltaru jest powinnością dla każdego przedstawiciela Ekstraklasy. Tymczasem w świat poszła wiadomość nie o efektownym triumfie, ale wstydzie zafundowanym przez czempiona ligi aspirującej do TOP10 Starego Kontynentu. Masakra.
Nie tłumaczą jej nawet bardzo głębokie rotacje Frederiksena, tym bardziej, że na samym starcie drugiej połowy na boisku zameldowało się trzech absolutnie podstawowych zawodników, a później dołożono jeszcze Ishaka i Kozubala. Lech miał zatem ponad 20 minut na to, aby w swoim naprawdę mocnym składzie pokonać zespół, który wygrał dotąd cztery spotkania w europejskich pucharach - w 2016 z Celtikiem, w 2021 z Rigą i w 2024 z Larne oraz Dinamem Mińsk. Towarzystwo godne pożałowania.
Porażka Lecha różni się przy tym od tej Celticu w sposób diametralny - Szkoci mieli jeszcze rewanż, gdzie spokojnie Gibraltarczyków ograli, a poza tym były to eliminacje, więc o samym spotkaniu nikt za bardzo nie pamięta. Lech rewanżu nie ma, a żenada na wyjeździe będzie się za nim ciągnęła przez resztę fazy ligowej. Trudniej o rehabilitację z Rayo, Lausanne, Mainz i Sigmą Ołomuniec niż znów z Gibraltarczykami. Nerwówka zamiast trzech pewnych punktów. Brawo.
Czwartkowe starcie można spokojnie rozpatrywać w kategorii największych kompromitacji polskiej piłki. Jasne, istnieją mecze z ekipami z Estonii, Islandii albo Luksemburga, ale wciąż - nie ma sensu zakłamywać rzeczywistości - są to kraje piłkarsko stojące mocniej niż Gibraltar. W takim rankingu FIFA każde z tych trzech państw zajmuje wyższą pozycję. W rankingu klubowym UEFA również Gibraltar wypada słabiej, tam za większych amatorów uznawane są tylko San Marino, Walia i Gruzja. Ranking Opta? Katastrofalnie z perspektywy Lecha, bo Lincoln Red Imps to 1149. drużyna świata! Sąsiaduje z nigeryjskim Ikorodu City FC i Ulm, czyli niemieckim trzecioligowcem, który wisi tuż nad strefą spadkową.
Jak nie podejść do tego meczu, tak "Kolejorz" będzie lądował na deskach. Można punktować markę, finanse, liczbę kibiców, wydatki na transfery, wszystko. Mnie jednak najbardziej powala jakość piłkarska, a przynajmniej ta teoretyczna. Jeśli spojrzymy na podstawowy skład Red Imps, to zobaczymy w nim, owszem sześciu zawodników z doświadczeniem na najwyższym poziomie w lidze innej niż gibraltarska, ale jakie to są ligi! W tym elitarnym gronie znajdują się Rutjens (Malta), 40-letni Nano (Grecja), Garcia (Słowacja), Kolega (Malta, Bośnia i Hercegowina), Dabo (Wyspy Owcze) oraz Mandi (Indie, Australia). Dodam tylko, że w wypadku Lecha liczba takich piłkarzy to osiem (najsłabszą ligą islandzka), a pewnie byłby komplet, gdyby nie fakt, że Mrozek, Skrzypczak i Mońka jeszcze nie spróbowali sił za granicą. Po ich czwartkowej grze szanse na taki wyjazd spadły. Być może jedynie o ułamek promila, ale spadły.

Przeczytaj również