LM. Protesty kapitana i wiara Valencii, Tottenham liczy na "drugi Ajax". Nie rozdawajmy jeszcze awansów

Atalanta Bergamo i RB Lipsk wydają się o krok od pierwszego w historii obu klubów awansu do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Zarówno włoska, jak i niemiecka drużyna muszą się mieć jednak na baczności przed rewanżowymi meczami przeciwko bardziej doświadczonym na europejskiej arenie przeciwnikom. Cytując klasyka, może i oklepanego: wszystko się może zdarzyć.
- Nie jestem ekspertem, nic z tych rzeczy, ale z czystego, zdrowego rozsądku nie rozumiem, jak mogę spacerować po Walencji i razem z tysiącami ludzi na ulicach celebrować “Fallas” (święto obchodzone w mieście), które tak moja rodzina, jak i ja uwielbiamy, jak mogę pojechać odebrać krewnego na lotnisko, na które przylatuje setki samolotów z połowy świata, jak mogę oglądać w telewizji tuziny wydarzeń sportowych, społecznych i kulturalnych, które zrzeszają tysiące ludzi, podczas gdy my, Valencia CF, nie będziemy mogli zagrać przed naszą publicznością najważniejszego meczu w sezonie.
Apel o pomoc
Protest kapitana Valencii (którego fragment powyżej), Daniego Parejo, umieszczony na okładce poniedziałkowego wydania lokalnego dziennika sportowego “Superdeporte”, najlepiej oddaje nastroje, jakie towarzyszą całemu klubowi z Estadio Mestalla przed dzisiejszym, rewanżowym meczem 1/8 finału Ligi Mistrzów przeciwko Atalancie Bergamo. Valencia ciągle nie pogodziła się, że o ćwierćfinał Champions League powalczy przy pustych trybunach.
Piłkarze proszą o pomoc (hisz. Los jugadores piden ayuda) - głosi okładka wspomnianej gazety.
Nadzieje na cud
Podopieczni Alberta Celadesa zdają sobie sprawę, że nawet ze wsparciem swoich kibiców potrzebowaliby małego cudu, żeby odrobić trzybramkową stratę z pierwszego spotkania we Włoszech. W spotkaniu rozegranym na San Siro w Mediolanie debiutująca w tym sezonie w rozgrywkach Champions League Atalanta zwyciężyła aż 4:1 i tylko gol rezerwowego Denisa Czeryszewa - przy stanie 0:4 - dał Valencii jakąkolwiek nadzieję na dokonanie niewyobrażalnej remontady w rewanżu.
“Los Che”, nawet przy pustych trybunach, mimo wszystko mogą zachować nadzieję. Od czasu pierwszego meczu ⅛ finału Ligi Mistrzów przed trzema tygodniami do zdrowia powrócił najlepszy… asystent zespołu, Rodrigo Moreno (w sumie cztery gole i dziewięć asyst w La Liga oraz Champions League w tym sezonie). Valencia zdobyła też cztery punkty w dwóch ostatnich ligowych spotkaniach. W obu na listę strzelców wpisał się Parejo.
Wreszcie, klub z Mestalla pamięta, jak odrabiać straty. Sam Parejo rozegrał cały rewanż ćwierćfinałowego starcia Ligi Europy przeciwko Bazylei w 2014 roku. Valencia przystępowała do tamtego meczu po porażce aż 0:3 w pierwszym spotkaniu. U siebie zwyciężyła jednak w takich samych rozmiarach, by dołożyć dwie kolejne bramki w dogrywce. Co ciekawe, pierwszy mecz w Bazylei odbył się wówczas przy… pustych trybunach.
Jeszcze jeden promyk nadzieje dla Valencii stanowi fakt, że od pierwszego meczu z Atalantą rywale - w związku z epidemią koronawirusa - rozegrali zaledwie… jedno spotkanie. I choć pokonali w nim na wyjeździe Lecce aż... 7:2, mogą odczuć na Mestalla brak rytmu meczowego. Z drugiej strony, naprawdę trudno sobie wyobrazić, by drużyna zdobywająca najwięcej bramek (70 w 25 meczach) w trwającym sezonie Serie A mogła zostać powstrzymana przez grającą w kratkę przez większość rozgrywek siódmą obecnie siłę La Liga. Nawet biorąc pod uwagę małe doświadczenie Atalanty na europejskiej arenie. Nadzieja w cudzie.
Nie jesteśmy Ajaxem
Tymczasem przed drugim, wtorkowym rewanżem ⅛ finału Ligi Mistrzów można postawić pytanie, powtórka którego scenariusza wydaje się bardziej prawdopodobna. Tego sprzed niespełna roku czy tego sprzed… 16 lat.
Czy podobnie jak w półfinale Champions League w poprzednim sezonie Tottenham będzie w stanie odrobić na wyjeździe jednobramkową stratę z pierwszego meczu? Czy podobnie jak Jose Mourinho z FC Porto w sezonie 2003/2004 Julian Nagelsmann sprawi sensację i poprowadzi RB Lipsk do europejskiego triumfu?
Ten drugi scenariusz warto zostawić na później. Zajmijmy się na razie tym pierwszym.
- Nie jesteśmy Ajaxem - przekonuje prawy obrońca lub wahadłowy RB Lipsk, Nordi Mukiele.
Analogie mogą nasunąć się jednak same. Wiosną ubiegłego roku mistrzowie Holandii też zwyciężyli na nowym stadionie Tottenhamu 1:0. W tamtym dwumeczu również nie wystąpił Harry Kane (choć Son zagrał w rewanżu). Po pierwszym spotkaniu wszyscy wydawali się już z nostalgią wyczekiwać kolejnej rundy rozgrywek z udziałem zwycięzcy pierwszego meczu (tutaj nostalgii brak, jest za to ciekawość wywołana Nagelsmannem i świeżością gwarantowaną przez RB Lipsk).
Jeżeli jest jedna drużyna, której nie wolno skreślać po przegranym u siebie pierwszym spotkaniu w dwumeczu europejskich pucharów, zespół prowadzony przez Mourinho na pewno należy do mocnych kandydatów. Jak dobrze RB Lipsk nie zagrałby na Tottenham Hotspur Stadium, doświadczony Portugalczyk - nawet bez kluczowych zawodników z przodu - z pewnością wpadł od tamtej pory na szereg rozwiązań, którymi będzie chciał przetestować dziś wieczorem drużynę swojego młodszego kolegi po fachu.
Dla Lipska ten dwumecz to niesamowita szansa. Szansa na pokazanie, że - patrz Manchester City i Paris Saint-Germain - wcale nie potrzeba wiele czasu, by stać się ważną siłą na europejskiej arenie. Wyeliminowanie rywala prowadzonego przez jednego z najbardziej utytułowanych trenerów w historii Champions League stanowiłoby naprawdę poważny sygnał dla całej reszty. Sygnał, że Lipsk już tu zostanie.
Multirelację na żywo z obu spotkań przeprowadzimy na naszej stronie. Ruszamy o 20:00, godzinę przed pierwszym gwizdkiem. Zapraszamy do śledzenia rywalizacji z Lipska i Walencji razem z Meczykami!
Wojciech Falenta