Mocne słowa o Lewandowskim i bezcenna reakcja kibiców. "Nigdy nie widziałem"
Robert Lewandowski zanotował specyficzny występ z Atletico Madryt. Z jednej strony spektakularnie zmarnował rzut karny, a do tego nie wykorzystał świetnej centry od Lamina Yamala, ale z drugiej okazał się postacią niezwykle ważną dla końcowego triumfu Barcelony. Całość meczu w jego wykonaniu jest trudna do zdefiniowania.
Robert Lewandowski już z Deportivo Alaves nie rzucał na kolana, co opisywaliśmy TUTAJ. Mimo tego reprezentant Polski otrzymał kolejną szansę w wyjściowym składzie Barcelony, Hansi Flick na ławce posadził Ferrana Torresa. Tym samym to weteran miał lepszą okazję, aby zmniejszyć stratę do Kyliana Mbappe, przewodzącego w wyścigu o koronę króla strzelców. Przed starciem z Atletico Madryt zawodnik "Królewskich" wypracował sobie sześć trafień przewagi nad "Lewym".
Po wtorkowym spotkaniu dystans pozostał niezmienny. Lewandowski bowiem ponownie zaliczył występ z jednej strony porządny, z drugiej zaś naznaczony wieloma błędami. Nie chodzi nawet o zmarnowany rzut karny, chociaż pozostaje on podsumowaniem nieudanej gry, mimo tego, że tak naprawdę poprzedził pozostałe wpadki Polaka. A może właśnie była to sytuacja na tyle rzutująca na pewność siebie 37-latka, że znacząco wpłynęła na resztę jego poczynań. To tym bardziej prawdopodobne, że równie źle uderzonej "jedenastki" ciężko szukać w całym dorobku doświadczonego piłkarza.
- To było groteskowe uderzenie. Nigdy nie widziałem gorszego strzału z rzutu karnego w jego wykonaniu - powiedział Dani Senabre z COPE. - Bardzo trudno jest kopnąć piłkę wyżej niż zrobił to Lewandowski - wtórował mu Ruben Martin.
Rafael Hernandez, aktywnie komentujący poczynania Barcelony na platformie X, stwierdził natomiast, że egzekwowanie "jedenastek" powinien przejąć Raphinha. AbsurDB podał zaś, że podopieczny Flicka stał się pierwszym zawodnikiem w całej historii La Liga, który dwukrotnie w jednym sezonie nie trafił z karnego w światło bramki. Wstydliwy rekord zdawał się ciążyć Polakowi przez resztę spotkania.
Lewandowski pozostawał niewidoczny przez kolejnych 30 minut, które spędził na boisku. Oczywiście, miał kapitalną okazję po wymierzonym do milimetra dośrodkowaniu Lamina Yamala, ale nie tyle nie zdołał jej wykorzystać, co Jan Oblak zanotował genialną interwencję. Napastnik uderzył dobrze, blisko słupka, jednak Słoweniec udowodnił, że wciąż może ubiegać się o miano jednego z najlepszych golkiperów świata.
Bardziej na noty za występ "Lewego" oddziałuje jego niewidoczność. On zwyczajnie nie był pod grą - zanotował raptem 27 kontaktów z piłką, miał 11 podań i wygrał dwa na siedem pojedynków. To słabe liczby w kontekście obu drużyn. Wyraźnie więcej podań i kontaktów miał każdy piłkarz z podstawowego składu Barcelony, a także siedmiu zawodników Atletico. Jeśli zaś chodzi o pojedynki, to skuteczniejsza była cała ofensywa "Blaugrany" oraz połowa ataku madrytczyków.
Trudno się więc dziwić, że Sport przyznał przedstawicielowi biało-czerwonych notę "6". Z jednej strony niezłą, nieco powyżej tej wyjściowej, ale też drugą najniższą ze wszystkich graczy, którzy rozpoczęli bój z Atletico, słabiej zdaniem dziennikarzy wypadł jedynie Pau Cubarsi. Jeśli zaś chodzi o zmienników, to wszyscy mieli zagrać na poziomie równym Lewandowskiemu, zaś w wypadku Ferrana Toressa i Marcusa Rashforda - lepszym.
Z drugiej jednak strony, gdy Lewandowski schodził w 67. minucie, to nie żegnało go buczenie lub martwa cisza. Był zmieniany przy akompaniamencie oklasków, co wynikało nie tylko z ogólnych zasług dla Barcelony. Tak się bowiem złożyło, że chociaż cały występ trudno zaklasyfikować do udanych, to mimo tego 37-latek walnie przyczynił się to ostatecznego triumfu swojej drużyny. Trzy punkty nie zostały zainkasowane wbrew grze Polaka.
W drugiej połowie to właśnie weteran świetnie rozegrał piłkę z Danim Olmo na małej przestrzeni. W kluczowym momencie odgrodził dwóch rywali jednocześnie i zdołał musnąć futbolówkę, dzięki czemu ta trafiła do Hiszpana. Wydaje się, że mylnie odebrano "Lewemu" asystę. Zagranie bardzo w jego stylu, bo wynikające w dużej mierze z nieprzyzwoitej pracowitości i reżimu treningowego, a nie czystego talentu. W gruncie rzeczy wielu chciałoby tak "przejść obok meczu".