Skreślaliście Messiego? On jeszcze nie powiedział ostatniego słowa. Leo wciąż może być najlepszy na świecie

Skreślaliście Messiego? On jeszcze nie powiedział ostatniego słowa. Leo wciąż może być najlepszy na świecie
Christian Bertrand / Shutterstock.com
Leo Messi przyzwyczaił nas do kosmicznej gry w niemal w każdym spotkaniu. Przez ponad dekadę nie schodził poniżej pewnego poziomu. Jego zniżka formy jest więc wydarzeniem. Chwilowy kryzys wzbudza sensację. Tak jak na starcie obecnego sezonu. Argentyńczyk znalazł się w dołku, ale wszelkie głosy o rychłym końcu wielkiego Leo są przedwczesne.
Minione, rozegrane w sobotę 7 listopada spotkanie z Betisem na Camp Nou było pełne zaskoczeń. Messi niespodziewanie usiadł na ławce rezerwowych i z tej perspektywy oglądał poczynania kolegów przez pierwsze 45 minut. I chyba mu to wyszło na dobre. Gdy już zameldował się na boisku, zdobył pierwszą bramkę w tym sezonie z akcji. Przełamał tym samym własny impas, fatalną passę, która ciągnęła się za nim przez dłuższy czas. Pokazał, że to jeszcze nie jest jego ostatnie słowo. Że potrafi strzelać nie tylko z rzutów karnych, choć i z “wapna” także ukłuł Betis.
Dalsza część tekstu pod wideo
Sposób zdobycia tego gola potwierdził, że coś w nim siedziało, coś go gryzło, wręcz zżerało od środka. Leo sprzed kilku lat w sytuacji sam na sam szukałby finezyjnego strzału, pewnie zmyliłby Claudio Bravo lobem. W ostatniej kolejce jednak widzieliśmy u Messiego charakterystyczną sportową złość. Tym jednym uderzeniem chciał uciszyć wszystkie głosy krytyki, wymazać minione tygodnie z pamięci. Był zły, podrażniony, bo sam dobrze wiedział, że coś z nim jest nie tak.

100 dni samotności

- Przez rok mówiłem prezesowi, że chcę odejść. Uważałem, że mój czas na Camp Nou nadszedł. Obiecano mi, że będę mógł podjąć decyzję. Zostaję, bo musiałbym zmierzyć się z Barceloną w sądzie, a tego nigdy nie zrobię - mówił Messi w słynnym już wywiadzie dla portalu “Goal.com”.
Ta wypowiedź jasno ukazała stosunek Messiego do całej sagi z jego niedoszłym transferem. Został, ale nie z własnej woli. Został, bo musiał. I to w niesprzyjających warunkach. Początkowo z prezesem, z którym prowadził otwartą wojnę. W środku kadrowej rewolucji, która objęła jego największego przyjaciela, Luisa Suareza. Urugwajczyk przez lata towarzyszył Messiemu nie tylko na boisku. Obaj byli sąsiadami, ich dzieci grały razem w piłkę, żony otworzyły wspólny biznes, na mecze jeździli jednym autem. To drobiazgi, ale składające się na codzienne życie Messiego, które od chwili odejścia Suareza drastycznie się zmieniło.
Leo stracił najlepszego kompana, na dodatek świetnie współpracującego z nim na murawie. Były snajper “Barcy” to zawodnik, któremu Messi najczęściej asystował w karierze, aż 39 razy. Drugi na tej liście Neymar otrzymał dwa razy mniej kończących podań od Argentyńczyka. Leo po raz pierwszy od kilkunastu lat mógł się poczuć w Barcelonie samotnie, obco. Wokół same nowe twarze, w biurach człowiek, który złamał dane słowo, a w mediach konkurs przymierzania go do coraz to nowszych klubów. To nie była komfortowa sytuacja.
Gwiazdor “Dumy Katalonii” stanął przed nieznanym dotąd wyzwaniem. Musiał odnaleźć się w starej-nowej rzeczywistości. Pragnął zmiany otoczenia, a tymczasem to Barcelona - jego dotychczasowe miejsce na ziemi - uległa gruntownej renowacji. Nawet on, człowiek, który w mieście Gaudiego spędził 2/3 życia, potrzebował chwili na adaptację, przystosowanie się do nowego środowiska. To znacznie odbiło się na jego sportowej postawie.

Zmęczenie materiału

Przed meczem z Betisem pojawiła się ciekawa statystyka: po raz pierwszy od sezonu 2006/07 Messi nie zaliczył bramki i asysty w pięciu ligowych meczach z rzędu. Gdy już znajdował drogę do siatki, to wyłącznie za sprawą rzutów karnych. Ostatnie trafienie z gry zanotował 8 sierpnia przeciwko Napoli. Licznik minut bez gola z akcji nabierał więc rozpędu. Napięcie rosło, a po kolejnych mizernych występach zaczęto bić na alarm. To był inny, gorszy “La Pulga”. Niepewny, osowiały, przygaszony. W wielu momentach próbował udowodnić wyższość nad rywalami i to mu się, wbrew przyzwyczajeniom, nie udawało. Wikłał się w niepotrzebne dryblingi, tracił piłki, grał nieodpowiedzialnie. Często omijał partnerów, rzadziej asystował. W dwóch ostatnich sezonach La Liga zaliczał średnio prawie 3 kluczowe podania na 90 minut. Teraz wskaźnik spadł do 1,8 wykreowanej szansy.
Straty u zawodnika z formacji ofensywnej to norma, wkalkulowane ryzyko, jednak problem w tym, że 33-latek nie rekompensował ich pod bramką rywala. Brakowało lekkości, wigoru, czegoś, co serwował kibicom właściwie od momentu oficjalnego debiutu na Camp Nou. Świat obiegły niedawno migawki, gdy Messi ociągał się przy założeniu pressingu. Delikatnie mówiąc.
Powstała ogromna, niepotrzebna dyskusja na temat jego zaangażowania. A to przecież też wypadkowa słabszej dyspozycji. Leo w trakcie kariery rzadko kiedy aktywnie udzielał się w pressingu. “Caminar es de genios” - “Chodzenie jest dla geniuszy” - trafnie obwieścił kiedyś na okładce kataloński “Sport”.
Argentyńczyk od lat wykorzystywał zasadę: “lepiej mądrze stać niż głupio biegać”. Inni noszą fortepian, a on na nim gra. Zwykle piękne, spektakularne symfonie, w których dopiero od niedawna pojawiało się zbyt dużo pomyłek, fałszu. W normalnych warunkach nikt by się nie przejął odpuszczeniem krycia w doliczonym czasie gry meczu z Dynamem Kijów. Ale przez obniżkę formy “dziesiątka” Barcelony znalazła się na cenzurowanym.
- Bawi mnie, kiedy ludzie uderzają teraz w Leo. Parę tygodni temu on musiał lecieć i grać w Boliwii. Tam się nawet nie da oddychać. Ten facet rozegrał 10 spotkań w 5 tygodni. Ma 33 lata, a oczekiwania są niewiarygodne. Kiedy skończy karierę, będziecie za nim tęsknić - ocenił Thierry Henry.

Światełko w tunelu

45 minut na ławce i udana zmiana z Betisem może okazać się dla Leo przełomowa. Nie tylko ze względu na odpoczynek, chociaż regeneracja jest oczywiście niezwykle ważna. Zwłaszcza, gdy mówimy o 33-letnim zawodniku, który często bazuje na szybkości, raptownych zrywach. Messi znów udowodnił światu, ale przede wszystkim sobie, że wciąż to ma. Potrafi nadal być decydujący, wcielić się w rolę lidera.
Wreszcie było też widać zalążki jego współpracy z partnerami w ofensywie. Przy trafieniu Antoine’a Griezmanna Messi wykazał się piłkarskim szóstym zmysłem, został gwiazdą akcji, w której paradoksalnie nawet nie dotknął futbolówki.
A nić porozumienia między tym duetem będzie niezwykle ważna w kontekście całego sezonu. Barcelona jest obecnie w przebudowie, odmłodzono skład, w ataku biegają nastolatkowie. W gronie “dzieciaków” to właśnie doświadczeni liderzy muszą brać na siebie ciężar odpowiedzialności.
- Wszyscy znamy jakość Messiego. Dziś nasza gra się kompletnie zmieniła po jego wejściu. Z nim szło nam lepiej, wszystko przychodziło łatwiej - stwierdził po spotkaniu Jordi Alba.
Być może Leo potrzebował tego przełamania, jednej bramki z gry, mentalnego oczyszczenia. Teraz zeszło z niego ciśnienie i znów może zacząć robić swoje. Przecież 33 lata to jeszcze nie czas, żeby kompletnie usuwać się z wielkiej sceny. Messi to wciąż Messi - gwarant bramek, asyst, otwierających podań i momentów, po których ręce same składają się do braw. Czy zaliczył regres względem poprzednich sezonów? Bez wątpienia. Ale pamiętajmy, że podłoga “Atomowej Pchły” leży tam, gdzie sufit znacznej większości zawodowych piłkarzy.

Przeczytaj również