Po co nam ten Suarez? Macie go za darmo. Jak “El Pistolero” stał się wyrzutem sumienia FC Barcelony

Po co nam ten Suarez? Macie go za darmo. Jak “El Pistolero” stał się wyrzutem sumienia FC Barcelony
Xinhua / PressFocus
Kilka miesięcy temu FC Barcelona bez żalu pozbyła się swojej legendy. Luis Suarez przez lata strzelał dla niej mnóstwo goli, asystował, prowadził zespół do kolejnych zwycięstw i trofeów. Po zakończeniu sezonu w Katalonii stwierdzono jednak, że lepiej będzie podbijać świat Martinem Braithwaitem. W efekcie dziś “Duma Katalonii” świętuje awans na trzecie miejsce w La Liga, a “El Pistolero” jako lider klasyfikacji strzelców usadowił się ze swoim nowym klubem - Atletico Madryt - na samym szczycie tabeli.
14 sierpnia 2020 roku. Barcelona w ćwierćfinale Ligi Mistrzów rywalizuje z Bayernem Monachium. Do przerwy zespół z Bawarii prowadzi 4:1. Wydaje się, że jest już pozamiatane. W 57. minucie odrobinę nadziei w serca kibiców “Dumy Katalonii” wlewa jednak Luis Suarez. Otrzymuje piłkę z lewego skrzydła, markuje strzał prawą nogą, przekłada futbolówkę na lewą, oszukując w ten sposób Jerome'a Boatenga, a po chwili pakuje futbolówkę do siatki. Jest już “tylko” 2:4.
Dalsza część tekstu pod wideo

Wypchnięty za darmo

Co było dalej - wszyscy wiemy. Joshua Kimmich, Robert Lewandowski, Coutinho, Coutinho. 2:8. Kompromitacja klubu z Camp Nou, która musiała przynieść konsekwencje. Zaczęło się od tej najbardziej spodziewanej. Pracę stracił trener - Quique Setien. Ale jednocześnie pewne było, że na tym się nie skończy. Głośno zaczęto mówić o konieczności przeprowadzenia rewolucji. Po kilku tygodniach jedną z jej ofiar został Suarez.
Ten sam Suarez, który w poprzednim sezonie strzelił dla Barcelony we wszystkich rozgrywkach 21 goli i zanotował 12 asyst. Ten, który w kompromitującym meczu z Bayernem jako jeden z niewielu zagrał przyzwoicie. W końcu ten, który bez słów, na boisku i poza nim, rozumiał się z Leo Messim.
Luis Suarez
własne
Jeśli klub koniecznie chciał szukać oszczędności, z pewnością znalazłoby się na nie wiele innych sposobów. Stwierdzono jednak, że “El Pistolero” jest już niepotrzebny. Bo przecież na karku ma 33 lata, do tego zarabia dużo. Lepiej będzie go oddać. Nawet nie sprzedać. Oddać za darmo. W dodatku do bezpośredniego rywala w walce o krajowe sukcesy. Byle sobie poszedł. I to mimo braku alternatyw na pozycji numer dziewięć. Jedynym klasycznym napastnikiem został tak naprawdę Martin Braithwaite.

Wkurzony Messi i posucha w ataku

Tym ruchem Barcelona strzeliła sobie w kolano na kilka sposobów. Na starcie jeszcze bardziej rozwścieczyła i tak naburmuszonego już Messiego, który wcale nie miał zamiaru w tej kwestii owijać w bawełnę.
- Dziwnie będzie widzieć cię w innej koszulce. Zasłużyłeś na pożegnanie za to kim jesteś: jednym z najważniejszych zawodników w historii klubu, osiągającym wielkie rzeczy z zespołem, a także indywidualnie. Nie zasłużyłeś na wyrzucenie. Ale prawda jest taka, że w tym momencie nic mnie nie zaskakuje - wypalił Argentyńczyk.
A potem skutki swojego ruchu Barcelona odczuwała już głównie na boisku, zaliczając bardzo kiepskie wejście w sezon. Ostatnie tygodnie są już nieco lepsze, ale sytuacja dalej nie wygląda całkowicie kolorowo. Zaryzykujemy stwierdzenie, że gdyby w zespole był napastnik z krwi i kości, a Suarez przecież na takie miano zasługuje, licznik zdobytych punktów pokazywałby dużo większą liczbę. Nieskuteczność to bowiem coś, co w spotkaniach “Blaugrany” mocno rzuca się w oczy.
Barcelona rozegrała już 17 ligowych kolejek. Tak prezentują się statystyki strzeleckie najbardziej ofensywnych zawodników Barcelony.
  • Leo Messi - 9 goli
  • Ansu Fati - 4 gole
  • Antoine Griezmann - 3 gole
  • Martin Braithwaite - 2 gole
  • Coutinho - 2 gole
  • Ousmane Dembele - 2 gole
Do pierwszej dwójki nie można mieć akurat pretensji. Messi, zwłaszcza w ostatnim czasie, nie schodzi poniżej wysokiego poziomu. Fati z kolei zaliczył dobry start, ale od listopada jest kontuzjowany. Na dorobek pozostałych można natomiast spuścić zasłonę milczenia.

Gol co 94 minuty

Urugwajczyk na Wanda Metropolitano odnalazł się natomiast fenomenalnie. Dwa gole i asysta w debiucie, który trwał przecież tylko 21 minut. Później kolejne bramki, dające mu dziś ex aequo z Messim, Gerardem Moreno oraz Iago Aspasem przodownictwo w rankingu najlepszych strzelców La Liga. A przecież “El Pistolero” w międzyczasie zmagał się też z problemami zdrowotnymi. Ominęły go trzy ligowe spotkania. W wielu innych grał po 60-70 minut. Do siatki trafia średnio co 94 minuty.

“Nie żałuję odejścia Suareza”

Bramki Suareza w dużej mierze przyczyniły się do dzisiejszej - jakże dobrej - sytuacji Atletico. Podopieczni Diego Simeone są liderem, mają dwa punkty więcej niż Real i dwa spotkania rozegrane mniej. Jest to już jakiś handicap, który pozwala wierzyć, że “Los Colchoneros” przerwą hegemonię “Królewskich” i Barcelony.
A urugwajski napastnik może tylko żałować, że koronawirus zabrał mu możliwość bezpośredniego odegrania się na byłym zespole. Taka szansa przyjdzie pewnie za kilka miesięcy. Wtedy już na Camp Nou.
W Katalonii robią natomiast dobrą minę do złej gry.
- Nie żałuję odejścia Suareza. Zawsze podkreślałem jego atuty. Klub podjął jednak decyzję już wcześniej - mówił niedawno Ronald Koeman.
Prawda jest jedna taka, że póki co “El Pistolero” wysyła na Camp Nou jasny przekaz: patrzcie, co straciliście.

Przeczytaj również