Polskie "El Clasico" o nic? Lech na drodze do bycia przegranym sezonu
W niedzielę czeka nas piłkarski klasyk. Podobnie jak przed rokiem, mecz Legii z Lechem wyznaczono na 32. kolejkę PKO Ekstraklasy, zamiana jest jedynie w kwestii gospodarza meczu. Zmienił się także cele, o co w tym sezonie grają jeszcze dwie ekipy. Dla Legii to mecz prestiżowy, a dla Lecha? Może okazać się, że też.
Cofając się do startu sezonu 2023/24, kiedy zobaczyliśmy w kalendarzu spotkanie Lecha z Legią w 32. kolejce, to wydawało się, że ten mecz może decydować o mistrzostwie Polski. Tak nie było, ale spotkanie i tak miało duży ciężar gatunkowy, bo decydowało o grze w kolejnych rozgrywkach w europejskich pucharach. Legia wygrała 2:1, oddając jeden celny strzał - z rzutu karnego, którego wybronił Mrozek. Jednak dwa samobóje Blazicia i Salamona sprawił, że to Legia miała piękną przygodę pucharową, zwieńczoną powtórzeniem sukcesu Lecha z 2022 roku w Lidze Konferencji.
Teraz też wydawało się, że ten mecz w sezonie 2024/25 pomiędzy Lechem a Legią będzie decydował o czymś więcej. Jednak wcale może tak nie być. Jeśli Raków wygra z Jagiellonią, to trudno nie będzie odnieść wrażenia, że samo spotkanie będzie głównie o prestiż. Spotka się w nim wtedy Legia, ćwierćfinalista Ligi Konferencji, zdobywca Pucharu Polski z... wicemistrzem Polski?
Smutny czas
Lech musi liczyć na cud. W XXI wieku, kiedy "Kolejorz" zdobywał mistrzostwo, to zawsze potrzebował mniejszego lub większego cudu. Taki stał się w... 32. kolejce sezonu 2021/22. Raków, grający przed Lechem, zremisował z Cracovią, a Lech kilka godzin później po dramatycznym meczu pokonał Piasta i zasiadł na fotelu lidera, z którego nie zszedł już do końca sezonu.
To wymarzony scenariusz dla środowiska Lecha Poznań, tylko pozostaje zadać pytanie, dlaczego Lech znowu znalazł się w takim położeniu? Widzimy, jak efektownie potrafi grać. Jak nikt inny w lidze. Jednak z jednym warunkiem - kiedy - kolokwialnie mówiąc - będzie "dobra pogoda". A dobra pogoda jest wtedy, kiedy Lechowi mecz się układa, wychodzi na prowadzenie, rywal ma problemy i wtedy "Kolejorz" zaczyna grać w sposób wyśmienity.
Jednak kilka razy to się nie udało i dlatego teraz w Poznaniu jest smutny czas, mimo tego, że Lech rozniósł ostatnio Puszczę 8:1. Ale dla wnikliwych obserwatorów życia i twórczości Lecha Poznań, to na dzisiaj jest tylko ciekawostka statystyczno-historyczna.
Wyglądało to jak mecz klasowy, czyli 6a (Lech) grał z 4c (Puszcza). Starszaki ograły młodziaków, ale na końcu w dwóch meczach pomiędzy tymi zespołami oba zanotowały po trzy punkty, mimo bilansu goli 8:3 na korzyść drużyny z Poznania.
I to jest właśnie Lech w sezonie 2024/25. Potrafi być piękny, grać fantastycznie, mieć mecze mistrzowskie jak z Widzewem, Jagiellonią, Legią czy Puszczą, ale potrafi też totalnie zawieść.
Dlatego przed starciem w Warszawie nie ma zbyt dużej temperatury. Właśnie ze względu na to, że Legia gra praktycznie o prestiż, a Lech być może o zamazanie plamy, jakim jest rozbudzenie marzeń o mistrzostwie i sprowadzenie ich brutalnie na ziemie. To smutny czas, który może zmienić tylko porażka Rakowa.
Pojedynek dwóch różnych myśli
Jeśli chodzi o Lecha i Legię, to na dzisiaj są to dwie zupełnie inne drużyny. U jednych jest ciągłe pragnienie mistrzostwa. Wręcz chorobliwe i momentami obsesyjne, ale niepodyktowane żadnymi racjonalnymi przesłankami, żeby Legia była mistrzem Polski. Przy tak dużej konkurencji w lidze i sporych dziurach w kadrze, która była budowana na inny system taktyczny, Legia nie ma obecnie szans na mistrzostwo, a w ostatnich latach wypisuje się z niego stosunkowo szybko.
Jednak Legia ma coś, czego nie ma nikt. Mental mistrzowski, które szybko może odbudować. Pokazuje to w meczach pucharowych. Zgodnie z planem zgarnęła 21. Puchar Polski w historii klubu, wygrała z Chelsea i Betisem, czyli finalistami LK.
Legia to też ciągłe emocje. Głównie za sprawą Goncalo Feio, których ich regularnie dostarcza. Dziesięć żółtych kartek - najwięcej z całej drużyny, mimo że sam trener broni się tym, że w Europie i PP nie dostał żadnej.
A Lech? Wieczny spokój, może nawet za duży. Na ławce Lecha jest zupełnie inny człowiek niż Feio. Stroniący od emocji, spokojny. Wręcz wśród kibiców przylgnął do niego przydomek "zimny". Duński charakter, nie mówiący za dużo.
Jednak jeśli mówi się o tym, kto może stracić pracę, a kto ją zatrzymać, to mówi się o Feio, który jednak z Legią coś w tym sezonie zdobył i miał ciekawą podróż przez Europę.
Z kolei Frederiksen - 20 lat starszy od Feio - pozbierał Lecha po poprzednim fatalnym sezonie, zanotował najlepszy start w lidze w historii klubu, ale na dzisiaj koncertowo przerżnął walkę o tytuł z Rakowem Częstochowa.
To się może jeszcze wszystko odmienić, ale na dzisiaj czeka nas pojedynek dwóch różnych myśli szkoleniowych, z czego Feio walczy o posadę i zamazanie plamy z pierwszego meczu z Lechem. A Frederiksen? O spokojne lato? Bo chyba nie ma wątpliwości, że Lech trenera mimo braku tytułu nie zwolni.
Lech czy Legia?
Przed samym meczem ciężko wyrokować, kto jest faworytem, choć minimalnie można wskazać na Lecha, który w teorii ma jeszcze o co walczyć. Legia? Bez Oyedele, z wolnym do środy po Pucharze Polski, będzie szukała szansy na zmianę trendu w ekstraklasie, gdzie na 21 punktów z możliwych do zdobycia w siedmiu dotychczasowych meczach z pierwszą czwórką, zdobyła dwa.
Lech? Z kolei mający problemy na wyjeździe, problemy ze zdrowiem (nie zagrają Salamon i Murawski, pod znakiem zapytania są występy Jagiełły, Gholizadeha, a Walemark nie jest gotowy na 90 minut) i będący chimeryczną drużyną, która jak pierwsza traci - sześć takich przypadków - to można się rozejść, bo nawet nie potrafi wtedy wywalczyć remisu. Jednak Lech ma więcej jakości w kadrze od Legii i to ona może być decydująca, przy wyrównanych zespołach.
Na pewno Legii zależy na rewanżu za 2:5, czyli największą porażkę Legii od 1948 roku, jednak to jest właśnie cały Lech, który w tym sezonie może się na teraz cieszyć tylko z takich skalpów. A do gabloty trofea wstawiają inni.
Lech gra o to, żeby nie być największym przegranym ligi. Jagiellonia? Potencjalny awans do pucharów, historyczna podróż w pucharach. Raków? Potencjalne mistrzostwo. Legia? Pisaliśmy. Lech może walczyć z Pogonią, kto bardziej przegrał. Czy ona puchar, czy Lech mistrzostwo.
To wszystko jednak na dzisiaj. Magia 32. kolejki, magia cudu, Jacka Zielińskiego w barwach Korony, mierzącej się w następnej kolejce z Rakowem. To cały czas unosi się nad Lechem. Tylko czy Lech to wykorzysta? Czeka nas bardzo ciekawy weekend. Pewnie nawet kluczowy. Z perspektywy Lecha i Legii nikt nie chce, aby to była powtórka z 16 marca, kiedy wtedy też mierzyły się ze sobą zespoły z pierwszej czwórki. Wtedy Legia i Lech przegrały. Jedno jest pewne, że teraz to się nie wydarzy, chyba że Legia przegra, a Lech wygra, ale przy zwycięstwie Rakowa, za wiele to nie da. Oprócz prestiżu, którego do gabloty nie wstawisz.
Na koniec jednak kilka słów od kibiców Lecha. To nie jest normalne, żeby w kilka godzin rozeszły się wejściówki na ostatni mecz sezonu z Piastem Gliwice, czyli na mecz, gdzie zamiast radości obecnie przewidywany jest smutek.
To niesamowity potencjał, który od lat pozycjonuje Lecha wśród czołowych polskich klubów, ale ten potencjał jest niesamowicie "testowany" przez błędne decyzje włodarzy klubu lub przede wszystkim nieumiejętność wygrywania trofeów. Bo Lech za kadencji Rutkowskich często zdobywa je wspominanym cudem. Naprawdę ogromny szacunek dla kibiców Lecha. Nie wiem, skąd się to u Was bierze, ale jesteście niesamowici. W Poznaniu nie ma co prawda zbyt wielu konkurencji względem innych sportów czy rozrywek, ale jednak wypełnić 42 tysięczny stadion, gdzie na razie przewidywany jest pogrzeb? Niespotykane.