W futbolu niemożliwe nie istnieje. "To był cud, niczym spełnienie marzeń"

W futbolu niemożliwe nie istnieje. "To był cud, niczym spełnienie marzeń"
Yannis Halas / Focus Images Ltd / PressFocus
Niewiele ponad rok temu zawodnik Galatasaray, Omar Elabdellaoui, w dramatycznych okolicznościach stracił wzrok oraz, jak się wtedy wydawało, co najmniej kilka pozostałych lat piłkarskiej kariery. Dziś, kilkanaście operacji później, reprezentant Norwegii szykuje się już do powrotu na boisko. Jego historia przywraca wiarę w sens wspierania drugiego człowieka w trudnych chwilach.
- To było naprawdę wyjątkowe - przyznał Omar Elabdellaoui na łamach dziennika “The Guardian”. - Nie wiem, jak wyrazić to słowami. Nie sądzę, by ktokolwiek, kto nie znalazł się w takiej sytuacji, był w stanie to sobie wyobrazić. Zdejmowałem przepaskę na oko i zacząłem trochę widzieć. Zamykałem lewe oko i mogłem zobaczyć moją prawą rękę. Widziałem wszystkie ruchy po mojej prawej stronie, których wcześniej nie widziałem. To był cud, niczym spełnienie marzeń. Nigdy nie myślisz, że marzeniem może być widzieć. Po prostu tego nie doceniasz.
Dalsza część tekstu pod wideo

Wypadek

Był wieczór sylwestrowy 2020 roku. Omar Elabdellaoui znajdował się w ogrodzie, gdzie wraz z rodziną i znajomymi przygotowywał się do odpalenia nie pierwszej tego wieczoru petardy. Kiedy próbował podpalić lont, ta nieoczekiwanie wybuchła. Przedwcześnie. I prosto w twarz piłkarza.
- Nie widzę, nie widzę - miał krzyczeć prawy obrońca Galatasarayu do znajdującego się w pobliżu przyjaciela natychmiast po eksplozji. Choć panika nadeszła dopiero za chwilę.
- Myślałem, że po prostu coś dostało mi się do oka i że muszę to wyciągnąć - opisywał dramatyczne momenty 30-letni reprezentant Norwegii. - Ale szybko poczułem, że cała moja twarz płonie, a wszystko wokół stało się czarne.
Proch i metal przeszyły skórę Elabdellaouiego. Paliły się jego gałki oczne oraz kurtka. Płomienie w popłochu ugasiła żona piłkarza.

Zbiorowisko

Do czasu, kiedy karetka z zawodnikiem jednego z czołowych tureckich klubów na pokładzie dotarła do szpitala, na miejscu czekali już dziennikarze i koledzy z drużyny Elabdellaouiego. Zdjęcie jego poparzonej twarzy błyskawicznie obiegło media społecznościowe. Trudno w to uwierzyć, ale wykonał je, a następnie wrzucił do sieci, jeden ze szpitalnych pracowników, wysłanych na miejsce zdarzenia. Na marginesie: rodzina piłkarza domagała się później dyscyplinarnego zwolnienia, a nawet postawienia sprawcy “dodatkowego” zamieszania przed sądem. Sam Norweg poprosił jednak tylko o przeprosiny. Do dziś ich nie otrzymał.
Tymczasem, już w szpitalu, panika narastała.
- Na miejscu było dużo ludzi i hałasu - relacjonował zawodnik w rozmowie z dziennikarzem Willem Unwinem. - Kiedy nie widzisz, słyszysz wszystko. Głosy stały się zatem znacznie bardziej doniosłe. Im dłużej to trwało, tym bardziej się bałem.
Do szpitala przyjechali wkrótce nie tylko kolejni gracze Galatasarayu, ale również trener Fatih Terim, agent Elabdellaouiego oraz jego brat. Do kolejnej dramatycznej sceny doszło, kiedy ten ostatni nie rozpoznał własnego brata i upadł ze łzami w oczach na szpitalną podłogę.
- Rozpaczliwie próbowałem połapać się w sytuacji, ale było ciężko - kontynuował swoją opowieść 49-krotny reprezentant Norwegii. - Moja twarz została całkowicie poparzona prochem. Myślę, że lekarze nie byli w stanie od razu stwierdzić stopnia oparzenia. W pewnym momencie złapałem lekarkę za fartuch i powiedziałem: “po prostu powiedz mi prawdę, powiedz mi, jak bardzo jest źle”. Ona odpowiedziała: “Twoje lewe oko nie wygląda najgorzej, ale nie wiemy, jak z prawym okiem”. Po sposobie, w jaki to powiedziała, wiedziałem jednak, że nie było dobrze.
Na horyzoncie dość szybko pojawił się promyk nadziei. Elabdellaoui zaczął częściowo widzieć na lewe oko. To niekoniecznie poprawiło jednak jego mentalny stan.
- Nie ośmieliłem się spać - wyjaśniał. - Kiedy tylko zobaczyłem po kilku dniach trochę światła w lewym oku, bałem się spać jako, że bałem się ciemności. Bałem się zatem zamknąć oczy. Nawet mimo tego, że była to malutka dawka światła po lewej stronie, cały czas sprawdzałem, czy nadal się tam znajdowała, ponieważ bałem się, że ją stracę.

Leczenie

Podczas gdy doświadczony piłkarz zmagał się z życiowym dramatem, jego agent, Mikail Adampour, wraz z doktorem Yenerem Incem zabrali się za znalezienie kliniki, która podjęłaby się leczenia tego wielce skomplikowanego przypadku medycznego. Wątpliwości nie ulegało jedno. Jeśli Elabdellaoui miał mieć jakąkolwiek szansę na odzyskanie wzroku, o wznowieniu sportowej kariery nie wspominając, należało działać szybko. Rozległy research objął niemal cały świat. Ostatecznie wyzwania podjął się dr Edward Holland z Eye Institute w Cincinnati w Stanach Zjednoczonych.
Nie zagłębiając się w szczegóły medyczne, Holland dał nowemu pacjentowi między 5% a 10% szans na odzyskanie wzroku. Stopień uszkodzenia ciała ocenił na jeden z najgorszych, z jakimi spotkał się na przestrzeni 35 lat kariery. Co więcej, opisał go jako czterokrotnie bardziej poważny niż w przypadku amerykańskiego żołnierza, który trafił do niego po zostaniu oślepionym przez bombę podczas wojny w Afganistanie.
Elabdellaoui spędził w Stanach Zjednoczonych sześć miesięcy i przeszedł łącznie aż 11 operacji, zanim w końcu znowu widział. I mógł na stałe wrócić do rodzinnego domu.
- Ten czas dostarczył nam więcej wzruszających chwil niż przez całe wcześniejsze życie - radował się Norweg. - Dla mnie, możliwość powrotu do domu i ponownego zobaczenia rodziny, a także to, że oni zobaczyli mnie… pojawiło się wiele łez. Kiedy twoim celem przez dziewięć, dziesięć, jedenaście miesięcy jest widzieć, kiedy jest to jedyna rzecz, o jakiej myślisz przez 24 godziny na dobę, kiedy byliśmy w stanie to osiągnąć, to było czyste szczęście.

Wsparcie

Niesamowita historia Omara Elabdellaouiego nie jest jednak opowieścią o “cudzie”. A przynajmniej nie tylko. To również opowieść o wielkim wsparciu, jakie zawodnik Galatasarayu otrzymał ze wszystkich stron na przestrzeni poprzedniego roku.
Mimo że w chwili wypadku reprezentant Norwegii występował w Turcji zaledwie od kilku miesięcy, zdążył do tego czasu cieszyć się w nowym klubie na tyle dużą popularnością, że jego koledzy natychmiast ruszyli mu na pomoc. Władze klubu zapłaciły tymczasem za leczenie.
Na jeszcze większe poświęcenie zdobył się wspomniany wyżej agent piłkarza.
- Nie sądzę, by na całym świecie istniał jakikolwiek inny agent, który zrobiłby to, co on - tłumaczył Elabdellaoui. - Kiedy zdarzył się wypadek, on przyjechał i przez miesiąc nocował ze mną w szpitalu. Biorąc pod uwagę, że było to podczas styczniowego okna transferowego, mam prawdziwe szczęście i jestem tak bardzo wdzięczny, że go mam.
Adampoura nie zabrakło również na miejscu we wrześniu ubiegłego roku, kiedy jego podopieczny poddał się ostatniej z serii skomplikowanych operacji. Przeszczep rogówki, jaki wtedy wykonano, nie doszedłby z kolei do skutku bez wsparcia siostry piłkarza, Ikram, która okazała się pasującym dawcą.
- Sprawienie, że moja siostra musiała poddać się operacji, nie było czymś, czego chciałem - przyznał Elabdellaoui. - To było zresztą zabawne, ponieważ reszta mojego rodzeństwa była wręcz niepocieszona, że to nie żaden z nich okazał się dawcą! Czucie miłości ze strony mojej rodziny było dla mnie ważne.
Doświadczony zawodnik pomógł również sam sobie. Podczas pobytu w Cincinnati ani myślał zaniedbać indywidualnych treningów. Mimo że widział wtedy tylko na jedno oko, starał się zmusić swój organizm do fizycznego wysiłku, kiedy tylko było to możliwe.
- To mnie uratowało - nie ukrywał. - Bez tego nie byłbym w stanie tego wszystkiego przetrwać. To była moja prawdziwa ucieczka. Wznowiłem treningi wcześnie i wbiłem sobie do głowy, że wrócę do gry niezależnie od okoliczności. Za każdym razem kiedy odbyłem naprawdę ciężki trening, leczyłem się przez pocenie się. Mogłem poczuć, że nadal byłem do tego zdolny, silny i ciągle “przy życiu”.
- Trening był dla mnie wszystkim - kontynuował Elabdellaoui. - Pamiętam pierwszych kilka tygodni, kiedy nie mogłem trenować. Poddawałem się wtedy delikatnym zabiegom czy operacjom. To były najtrudniejsze momenty, a doktor Holland zrozumiał i upewniał się, że trenowałem, kiedy tylko mogłem. Trenowanie oraz wizualizowanie trenowania z zespołem były czymś, co utrzymało mnie przy życiu.
Wsparcie z tak wielu stron sprawiło, że Holland opisał Elabdellaouiego jako “najbardziej zmotywowanego pacjenta”, jakiego spotkał.
- Jego wytrwałość w odzyskiwaniu wzroku zainspirowała mnie i mój personel - przyznał lekarz. - Gdybyśmy mu tak powiedzieli, wskoczyłby w ogień.

Powrót

Kolejna wielka chwila w życiu Omara Elabdellaouiego jeszcze nie nadeszła. Ale jest już coraz bliżej. W sobotę 12 lutego prawy obrońca Galatarasayu z wysokości ławki rezerwowych obejrzał zremisowane spotkanie z Kayserisporem (1:1). Najbliższą okazję do zanotowania upragnionego powrotu na boisko będzie miał dziś, 21 lutego, przy okazji wyjazdowego meczu przeciwko Goztepe.
Urodzony w Oslo były zawodnik Eintrachtu Brunszwik i Olympiakosu, który jako nastolatek spędził kilka sezonów w akademii Manchesteru City, wznowił treningi z zespołem z początkiem nowego roku. Nosi zarówno specjalistyczne okulary, jak i soczewki kontaktowe. Kiedy nie przebywa na boisku, co pół godziny musi zakrapiać oczy. Jego styczniowemu występowi w spotkaniu sparingowym towarzyszyły niesamowite emocje.
- Wszyscy zawodnicy płakali i przytulali go do siebie - cieszył się lekarz Galatasaray, doktor Yener, który od tamtej pory dał Elabdellaouiemu zielone światło na powrót do gry w meczach o stawkę.
Bo w futbolu, jak raz jeszcze się okazało, nie ma rzeczy niemożliwych.

Przeczytaj również