Transfery z polskiej ligi za choćby 10 mln euro? Wolne żarty. Witajcie w "dyskoncie” o nazwie Ekstraklasa

Transfery z polskiej ligi za choćby 10 mln euro? Wolne żarty. Witajcie w "dyskoncie” zwanym Ekstraklasą
Dziurek / shutterstock.com
Tanio kupić, drogo sprzedać – tak powinna brzmieć dewiza każdego szanującego się menedżera klubu. Ale nie w Polsce. Mimo dość bogatego rynku piłkarskiego, zawodnicy z Ekstraklasy „chodzą” do zagranicznych zespołów jak przecenione ciuchy z lumpeksów. Dlaczego piłkarze po pierwszej „polskiej” obróbce są tak słabo cenieni w Europie?
- Mamy taki problem, że śmieją się z nas, bo my sprzedajemy piłkarzy bardzo tanio. Taki Walukiewicz powinien kosztować 20 milionów euro. My nie będziemy puszczać swoich piłkarzy za mniej niż 5 milionów euro – stwierdził w jednym z wywiadów trener i jednocześnie wiceprezes Cracovii Michał Probierz.
Dalsza część tekstu pod wideo
I nawet jeśli nikt o zdrowych zmysłach nie wyłożyłby, zwłaszcza po ostatnich mistrzostwach świata U-20, za defensora Pogoni Szczecin takich pieniędzy, to jest to pierwszy apel ze światka „niepublicystycznego” o zachowanie umiaru i dostrzeżenie potencjału u rodzimych graczy. Czy jednak nie jest to odosobniony głos wołającego na puszczy?
Na szczęście czasy całkowitego odhumanizowania instytucji polskiego piłkarza mamy dawno za sobą. To już nie ta epoka, gdy nastoletni Grzegorz Krychowiak przechodził do Stali Szczecin za 20 piłek, ani gdy za Andrzeja Niedzielana Górnik Zabrze musiał zapłacić workiem futbolówek (legenda głosi, że było ich od 20 do 50).
Środkiem płatniczym nie jest już też węgiel, jak w swoim czasie było to w przypadku kupna Krzysztofa Bizackiego do Ruchu Chorzów. Teraz, by sprowadzić wartościowego piłkarza z ekstraklasowym rodowodem, trzeba wyłożyć sumy. Wciąż niestety skromne – zwłaszcza, jeśli dla porównania przyjrzymy się innym rynkom.

W pogoni za Europą

Lata lecą, a ceny się nie zmieniają. Gdyby odjąć transakcje za Jana Bednarka (do Southamptonu za 6 mln euro) i ostatni Sebastiana Szymańskiego (do Dinama Moskwa za 5,5 mln), w tabeli „najdroższych” w czubie wciąż widzielibyśmy chociażby absurdalnie wysoki, jak na okoliczności, deal z Adrianem Mierzejewskim w Trabzonsporze, który już dawno obrósł brodą. Mało tego, w dziesiątce jest jeszcze Łukasz Fabiański, który opuszczając Ekstraklasę miał 22 lata, a było to ponad dekadę temu.
A co z naszymi talentami? Zawodnikami, którzy w perspektywie czasu mają podbić serca kibiców z topowych europejskich drużyn? Szymona Żurkowskiego puszczono z Górnika za niespełna 4 miliony, za Kownackiego Sampdoria musiała wyłożyć dokładnie taką samą sumę, podobnie jak Cagliari za wspomnianego już przez Probierza Walukiewicza.
Poniżej: Top 10 transferów z Ekstraklasy
Największe transfery piłkarzy z Ekstraklasy
Transfermarkt
A teraz mamy przykłady z innych lig. Lubujemy się w tym, by podnosić rangę polskim rozgrywkom. Ale spójrzmy: w lidze sebskiej za gwiazdy tamtejszej ligi trzeba płacić w okolicach 10 mln euro (potwierdzają to transfery Lazara Markovicia do Benfiki czy, bliżej naszych czasów, Nemanji Radonjicia do Marsylii). Chorwacja? To już zupełnie inny świat. Przez wiele lat transferowym rekordem była zmiana barw przez Lukę Modricia, ale niedawno Dinamo Zagrzeb pobiło swój własny wynik i zażądało od Juventusu 23 mln euro za Marko Pjacę. „Stara Dama” nie miała wyjścia, zapłaciła.
W ligowym rankingu UEFA Polska zajmuje żenująco słabe 26. miejsce, ale jeśli sprawdzić samą tylko wartość piłkarzy, ich obrót, rekordowe porozumienia, to śmiało można stwierdzić, że to adekwatna pozycja. Tylko dwa kraje umiejscowione w rankingu wyżej niż Polska nie potrafiły sprzedać swojego ligowca drożej od nas. To Kazachstan i Białoruś. Żeby nie było różowo – sporo lig, które jeszcze nas w klasyfikacji gonią, już mają w swojej historii sprzedaże zawodników w okolicach 10 mln euro (granica, do której wciąż nie możemy się zbliżyć), jak np. Izrael czy Rumunia.
Poniżej: miejsce Ekstraklasy w rankingu UEFA i sąsiadujące ligi
Ranking UEFA - miejsce polskiej ligi
UEFA
Co zatem sprawia, że przedstawiciele ekip liczących się lig na piłkarskie wyprzedaże jeżdżą do Polski? Wytypowałem kilka czynników.

1) Poziom rozgrywek

„Niby człowiek wiedział, to jednak trochę się łudzi” – parafraza najsłynniejszego ostatnio mema z nosaczami całkiem nieźle ilustruje stan polskiego kibica właściwie już w okolicach sierpnia i września. To wtedy kluby zamykają front zagraniczny i zaczynają skupiać się wyłącznie na krajowych zmaganiach.
Kolejne porażki w europejskich kampaniach powodują frustracje u ambitniejszej części zawodników. Nie gram w Europie, nie liczę się, moje notowania spadają. Piłkarz zaczyna naciskać na transfer, a prezes nie chcąc zastać popsutej atmosfery w szatni postanawia pozbyć się utalentowanego gracza za wszelką, a więc dużo niższą niż realna wartość, cenę. Łatwy kąsek dla szukających okazji w ostatnich dniach przed zamykającym się oknem transferowym.

2) Słabe wyszkolenie

To oczywistość, która jednak musi za każdym razem wybrzmieć. Piłkarz z Ekstraklasy, zwłaszcza młody i o polskiej narodowości, najczęściej nie jest gotowym „produktem”. Nie jest w stanie być filarem swojej nowej drużyny walczącej o wysokie cele w rozgrywkach o dużo większej randze niż jego rodzima liga. A w których aspektach najbardziej odstaje? W najbardziej kluczowych. Fizyczności i technice.
- Polski piłkarz jest bardziej chętny do pracy niż holenderski. Ale jest wychowany w strachu przed porażką, w systemie, który tępi każdą inność i różnorodność – to słowa Richarda Grootscholtena, byłego szefa akademii Zagłębia Lubin, a wcześniej Feyenoordu Rotterdam. Szkoleniowiec w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego” wykazywał różnice w podejściu do treningów, na co stawia się nacisk w przygotowaniu dwunasto- i trzynastolatków i jego wnioski są przerażające. - To, co zobaczyłem przychodząc do Zagłębia, nie przystawało do mojej wizji futbolu – mówił.
Braki u naszych piłkarzy potwierdza też w innym wywiadzie Michał Chmielewski, trener od przygotowania fizycznego, który pracował m.in. w Legii, Fortunie Düsseldorf, a obecnie w Zagłębiu Lubin. – Dołujemy strasznie w intensywności biegania (..) W Polsce podejmowane są próby w zakresie przygotowania fizycznego, ale to wszystko raczkuje. Nie mamy żadnego modelu, nie mamy schematu, którego się trzymamy – skarżył się Chmielewski.

3) Charakter

Bardzo modnym ostatnio słowem, stosowanym przeważnie tylko w sportowej terminologii, jest mental. Nie ma dla tego hasła dobrego tłumaczenia, bo chodzi o sumę składników składających się z podejścia do gry i treningu, pewności siebie, przywództwa, przekonania o swojej skuteczności itp. Ogólnie rzecz biorąc, chodzi o charakter. Trudno go zmierzyć liczbami, a znacznie łatwiej obserwacją.
- Największymi zakapiorami są zawodnicy z Bałkanów. Odnajdą się w każdym środowisku, wszędzie znajdą sobie miejsce. (…) Są twardymi ludźmi. Myślę, że często kluby zachodnie płacą za ich mentalność, nieustępliwość – to z kolei opinia Mariusza Piekarskiego, jednego z bardziej uznanych agentów piłkarskich w Polsce. Czy o którąś z tych cech posądzalibyśmy któregoś z młodych, ekstraklasowych grajków?

4) Presja natychmiastowego zysku

Ekipy z Polski, może z wyjątkiem Lecha Poznań, nie prowadzą żadnej polityki transferowej. Potrafią w kilku okienkach nakupować po 20-30 piłkarzy o łącznej sumie 2 milionów euro, a później jest problem - nie wiadomo, co z nimi zrobić. Tzn. wiadomo – wypchnąć z klubu za bezcen. Najgorzej oczywiście jest z nieoszlifowanymi diamentami, które zagrają jedną dobrą rundę i już widzi się w nich potencjał na wielki zysk. Presja, by jak najszybciej sprzedać talent, jest olbrzymia. Świetnym i ostatnim przykładem jest Sebastian Szymański.
Pomocnika z Legii pozbywano się już od zeszłego lata. Mówiło się o CSKA Moskwa i cenie 7-8 mln euro. Ostatecznie temat ucichł, a ówczesny trener Ricardo Sa Pinto twierdził, że 19-latek może się jeszcze rozwinąć i wart będzie dziesięć razy tyle. Władze stołecznego klubu zawierzyły Portugalczykowi, ale cierpliwości wystarczyło im tylko na kilkanaście miesięcy.
Ostatecznie dobili targu z inną moskiewską drużyną i kwotą prawie dwukrotnie niższą niż ta sprzed roku. Czy warto było rzucać się na takie pieniądze? Legioniści być może zapomnieli, że przed nastolatkiem najważniejsza impreza tego sezonu, Mistrzostwa Europy do lat 21, i szansa, że jego wartość po turnieju mogłaby znacznie podskoczyć.
***
Praktycznie poprawa każdej z powyższych kwestii automatycznie podniosłaby ceny za piłkarzy znad Wisły. Ale i to nie będzie konieczne. Pamiętajmy, że rynek reguluje się sam. Jeszcze kilka lat temu nikt nie sądził, że za młodego piłkarza ze Szczecina czy Płocka, ktoś będzie chciał wypisać nawet kilkumilionowe czeki. Pieniądze w futbolu są coraz większe i kwestią czasu jest, kiedy w końcu pęknie zaporowe 10 baniek. Tylko czy wraz z tym faktem polska piłka zyska na znaczeniu? Do tego potrzeba czegoś więcej niż tylko symbolicznego rekordowego transferu.
Tobiasz Kubocz

Przeczytaj również