Uczeń może dziś przerosnąć mistrza. Niemcy od dekady marzą o pokonaniu wielkiej Hiszpanii

Uczeń może dziś przerosnąć mistrza. Niemcy od dekady marzą o pokonaniu wielkiej Hiszpanii
Xinhua / PressFocus
Reprezentacja Hiszpanii awansuje do “Final Four” rozgrywek Ligi Narodów, jeśli pokona dziś wieczorem w Sewilli reprezentację Niemiec. Naszym zachodnim sąsiadom do osiągnięcia tego samego celu wystarczy remis. Dla nich to jednak znacznie bardziej symboliczne spotkanie.
- Hiszpania jest wspaniałą drużyną. Są mistrzami tej gry. Można to zobaczyć w każdym podaniu. W zasadzie nie sposób ich pokonać. Są ekstremalnie spokojni i przekonujący. Od dwóch, trzech lat tworzą zespół o najwyższych umiejętnościach. Szybko operują piłką, a my nie byliśmy w stanie grać tak, jak w poprzednich spotkaniach. Nie potrafiliśmy pozbyć się naszych zahamowań - zachwycał się selekcjoner reprezentacji Niemiec, Joachim Loew, po półfinałowym meczu mistrzostw świata z 2010 roku.
Dalsza część tekstu pod wideo

Początek nowej ery

Im dłużej trwał tamten mundial, tym bardziej zapowiadało się na równie wyczekiwany, co niespodziewany triumf reprezentacji Niemiec. Wyczekiwany, bo nasi zachodni sąsiedzi sięgali po kolejno brązowe i srebrne medale dwóch wcześniejszych, wielkich imprez: Mistrzostw Świata w 2006 roku oraz finałów Euro 2008. Niespodziewany, bo dekadę temu na stadionach Republiki Południowej Afryki początkowo nikt nie wróżył tamtej odmienionej - pozbawionej m.in. kontuzjowanego kapitana, Michaela Ballacka - i młodej drużynie sukcesu.
W porównaniu do decydującego meczu Mistrzostw Europy z 2008 roku przeciwko Hiszpanii, na półfinałowe starcie z tym samym rywalem, rozgrywane zaledwie dwa lata później, nie wyszli już Jens Lehmann, Christoph Metzelder, Torsten Frings, Thomas Hitzlsperger oraz wspomniany Ballack. Z ławki nie wszedł też Kevin Kuranyi. Zaczynała się era Manuela Neuera, Jerome’a Boatenga, Samiego Khediry, Mesuta Oezila, pauzującego w półfinale za kartki Thomasa Muellera czy wreszcie jeszcze rezerwowego Toniego Kroosa.
Niemcy szli jak burza. Na inaugurację turnieju rozgromili 4:0 Australię. W fazie pucharowej rozbili najpierw Anglię (4:1), a następnie Argentynę (4:0). Grali tak, jak nigdy wcześniej - ofensywnie, z energią i rozmachem. Zachwycali Oezil, Mueller, Khedira czy Schweinsteiger. Skutecznością niezmiennie imponował niezawodny Miroslav Klose. Tymczasem ich półfinałowi przeciwnicy, pogromcy sprzed dwóch lat, ledwo “prześlizgnęli” się do półfinału po wymęczonej wygranej nad Paragwajem.

Zamęczeni

To nie był jednak ten czas. Jeszcze nie.
- Nie mieliśmy za bardzo odwagi, której potrzebowaliśmy. Nie zagraliśmy wystarczająco ofensywnie i nie stworzyliśmy sobie wystarczającej liczby okazji podbramkowych. Strzelaliśmy gole w pierwszej połowie w niemal wszystkich poprzednich meczach, co zawsze wzmacniało naszą pewność siebie, ale tym razem było inaczej - zwrócił uwagę bezpośrednio po półfinałowym pojedynku 24-letni wówczas bramkarz reprezentacji Niemiec, Neuer.
- Organizacja i taktyka Hiszpanii są z innej ligi. Kiedy atakują, cała drużyna przesuwa się do przodu. A kiedy bronią, wszyscy pracują razem blisko siebie. Wiedzieliśmy, że będziemy musieli być cierpliwi, ale mogliśmy spróbować podjąć trochę więcej ryzyka. W ostatecznym rozrachunku trochę nam zabrakło - dodawał rezerwowy zarówno w tamtym spotkaniu, jak i w finale Euro 2008 Marcell Jansen.
Otwarte pozostaje pytanie, czy w meczu, który znacząco wpłynął na przyszły kierunek rozwoju niemieckiego futbolu - a przynajmniej ten obrany przez drużynę narodową - problem podopiecznych Joachima Loewa rzeczywiście tkwił w braku odwagi. To, że Hiszpanie “zabrali” Niemcom piłkę, a następnie długo się przy niej utrzymywali, wcale nie było przecież naszym zachodnim sąsiadom nie na rękę. Na tamtym turnieju Niemcy znakomicie grali bowiem przede wszystkim z kontry.
Szkopuł polegał na tym, że ówcześni jeszcze tylko mistrzowie Europy zwyczajnie nie dali w tamtym spotkaniu rywalom okazji do wyprowadzania kontrataków. Utrzymując się tyleż mozolnie, co cierpliwie przy piłce, zamęczyli przeciwników zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Tak bardzo, że ci wreszcie zgubili koncentrację w najmniej oczekiwanym momencie. W okrągłych 100 występach w barwach reprezentacji Hiszpanii Carles Puyol zdobył przecież zaledwie trzy bramki.
Hiszpania znowu wskazała wtedy Niemcom miejsce w szeregu. I to jeszcze wyraźniej - mimo identycznego rezultatu - niż dwa lata wcześniej w Wiedniu.

Hiszpańskie inspiracje

Na szczęście nie ma jednak nic bardziej pożytecznego niż bolesna porażka. Gdyby Niemcy nie przegrali dekadę temu z Hiszpanią, ich gra prawdopodobnie nigdy nie ewoluowałaby w takim stopniu, jak stało się to na przestrzeni ostatnich 10 lat. Joachim Loew wyraził bowiem następnie zachwyt dla hiszpańskiego stylu gry nie tylko słowami, ale również działaniami.
Medaliści sześciu kolejnych wielkich turniejów - w tym mistrzowie świata z 2014 roku - nie zamierzali kopiować swoich pogromców. Stopniowo adoptowali jednak wybrane rozwiązania na własny użytek. Z hiszpańskich inspiracji wziął się zresztą zwycięski gol Niemców w finale brazylijskiego mundialu przeciwko Argentynie. Został strzelony dopiero wtedy, kiedy “klasycznego” środkowego napastnika (Klose) zastąpiła na murawie “fałszywa dziewiątka” - Mario Goetze.
Dotkliwe upokorzenia z rąk Xaviego i spółki stanowiły oczywiście jedynie zalążek inspiracji dla selekcjonera reprezentacji Niemiec. Ogromnym bodźcem okazał się również przyjazd do kraju naszych zachodnich sąsiadów Pepa Guardioli, kiedy były szkoleniowiec Barcelony objął latem 2013 roku stery w Bayernie Monachium. To Guardiola przydzielił przecież Goetze rolę, jaką wcześniej wymyślił w Barcelonie dla Leo Messiego.
Mimo że od czasu pamiętnych batalii z 2008 i 2010 roku Niemcy i Hiszpanie nie spotkali się ze sobą w meczach o stawkę aż do bieżącej edycji Ligi Narodów, można zaryzykować stwierdzenie, że obie te wielkie piłkarskie nacje niezmiennie stanowią szkoleniowy wzór dla innych krajów na całym świecie. Ci drudzy - za sprawą bezprecedensowej skali sukcesów z lat 2008-2012, opartej na bezlitosnym posiadaniu piłki. Ci pierwsi - dzięki wyczekiwanemu i tamtym razem już spodziewanemu triumfowi z kolejnej wielkiej imprezy, bazującemu na szybkich przejściach z obrony do ataku, z domieszką hiszpańskiej kontroli nad piłką.

Finał finałów

Co ma powyższe wideo do dzisiejszej konfrontacji reprezentacji Hiszpanii i Niemiec o awans do “Final Four” Ligi Narodów? Po raz pierwszy od 1982 roku nasi zachodni sąsiedzi znowu zagrają dziś wieczorem na Estadio Ramon Sanchez Pizjuan w Sewilli - obiekcie historycznego zwycięstwa Republiki Federalnej Niemiec nad Francją w półfinale mistrzostw świata z 1982 roku, odniesionego w cieniu skandalu towarzyszącego brutalnemu faulowi bramkarza Haralda Schumachera na Patricku Battistonie. Blisko 40 lat później podopiecznym niezmiennie od 2006 roku piastującego rolę selekcjonera Loewa ponownie wystarczy remis i to bez konieczności udowadniania następnie swojej wyższości w konkursie rzutów karnych. Jeżeli Niemcy rzeczywiście awansują kosztem Hiszpanii do finałowej czwórki rozgrywek Ligi Narodów, będzie można jednak napisać coś jeszcze. A konkretnie to, że uczeń w końcu pokonał mistrza.
Dziesięć lat temu Loew mógł tylko śnić o przezwyciężeniu bezlitosnych pogromców jego drużyny. Dziś to, czym wtedy zaczął się inspirować, może przyczynić się do kolejnego w ostatnich kilku latach niepowodzenia nie tak dawno przecież ciągle jeszcze “wielkich” Hiszpanów. Dla Niemców to prawdziwy finał finałów.

Przeczytaj również