Wielowymiarowa kompromitacja Śląska Wrocław. W tym trenera. Rasistowski skandal w PP oczami świadka

Wielowymiarowa kompromitacja Śląska Wrocław. W tym trenera. Rasistowski skandal w PP oczami świadka
Krystian Porębski/PressFocus
Jadąc w celach towarzyskich na rozgrywany w nieodległych mi Niepołomicach mecz 1/8 finału Pucharu Polski Sandecja Nowy Sącz - Śląsk Wrocław, w życiu nie spodziewałbym się, że jeszcze dwa dni później będę czuł się absolutnie wstrząśnięty tym, co zobaczyłem.
Zanim pokuszę się o własną interpretację następstw rasistowskiego zachowania części kibiców Śląska Wrocław przy okazji środowego spotkania Pucharu Polski z Sandecją Nowy Sącz, postaram się obiektywnie opisać przebieg zdarzenia. Miałem nieprzyjemność obserwować je z wysokości połowy boiska, na której wykonywany był kończący zawody konkurs rzutów karnych.
Dalsza część tekstu pod wideo

Fakty

- Surely not - przeszło mi przez głowę już wtedy, kiedy Senegalczyk Maissa Fall powolnym krokiem zmierzał do piłki, by rozpocząć trzecią serię pucharowego konkursu jedenastek. Ze znajdującej się za bramką trybuny, zajmowanej przez kibiców gości, zaczęły bowiem przebijać się niepokojące odgłosy. To nie było zwykłe buczenie na zawodnika rywali.
Chwilę później wątpliwości zniknęły, a niepokój zamienił się w niedowierzanie. Nieduża część sympatyków Śląska naprawdę wydała z siebie małpie dźwięki, by zdeprymować czarnoskórego gracza przeciwnego zespołu.
Środkowy pomocnik Sandecji zwrócił uwagę prowadzącego zawody sędziego Sebastiana Jarzębaka na odgłosy dochodzące z trybuny. Następnie kopnął zaś piłkę, ku uciesze wrocławskich fanów, w słupek. I wtedy doszło do eskalacji.
Blisko sędziego szybko znalazło się kilku zawodników drużyny gospodarzy, na czele z kapitanem Dawidem Szufrynem. Ten ostatni jasno wskazał ręką w kierunku trybuny, z której wcześniej słychać było haniebne dźwięki. Błyskawiczną reakcję podjął również kapitan Śląska. Duńczyk Patrick Olsen ruszył do kibiców, jednoznacznym gestem prosząc ich o to, by się uspokoili.
Olsen podbiegł ponadto do przygnębionego Falla, gdy ten, pocieszany przez kolegów z drużyny, wracał w kierunku środka boiska. Wsparcie starał się okazać Senegalczykowi także inny gracz wrocławskiego klubu - wychowany w Niemczech Dennis Jastrzembski.
Najbardziej chwytający za serce fragment tej opowieści miał jednak dopiero nadejść. Piłkarze Sandecji, jak jeden mąż, postanowili w geście solidarności z partnerem z zespołu opuścić płytę boiska. Jako ostatni zrobił to przygotowany już do próby obrony kolejnego rzutu karnego w konkursie jedenastek bramkarz Matus Putnocky. Do szatni zawołał go Szufryn.
Konsternacja trwała w najlepsze. Zawodnicy Śląska założyli bluzy dresowe i delikatnie ruszali się po boisku, oczekując wznowienia konkursu rzutów karnych. Tymczasem stadionowy spiker poprosił w końcu zgromadzonych widzów, by ci nie opuszczali jeszcze obiektu.
Przez moment można było się obawiać. Kilku zawodników Sandecji wróciło po kolejnych kilku chwilach na plac gry. O ile małpie odgłosy wydała wcześniej z siebie mniejszość przybyłych do Niepołomic kibiców Śląska, o tyle powracających na murawę graczy gospodarzy spotkania przywitało już donośnie skandowane: “Pajace!”. Sympatycy wrocławskiego klubu raz jeszcze tego wieczoru wyszli jednak na idiotów. Piłkarze Sandecji tylko kontynuowali bowiem swój bohaterski czyn. Ivan Nekić wszedł na boisko wyłącznie po to, by pozbierać pozostałe na nim bidony. Jego koledzy posprzątali z kolei okolice ławki rezerwowych.
W tym miejscu dochodzimy do najbardziej wstrząsającej części opisywanego zdarzenia. Kiedy tylko sędzia Jarzębak obwieścił zakończenie spotkania, Erik Exposito natychmiast zwrócił się w triumfalnym geście w kierunku wrocławskich fanów. Nie trzeba było długo czekać, aż cała drużyna gości, jak gdyby nigdy nic, cieszyła się ze zwycięstwa (?) przed trybuną, na której stali jej najbardziej gorliwi sympatycy.
Wtedy zszedłem niżej, by upewnić się, czy w fetującej wygraną (?) ekipie znajduje się John Yeboah. Nie zwróciłem uwagi, czy czarnoskóry skrzydłowy Śląska, który otworzył wynik środowego meczu wyjątkowo efektownym trafieniem, początkowo cieszył się razem z kolegami. Wkrótce było jednak widać, jak odłączył się od grupy, podążając w przeciwnym kierunku. W tym czasie w kole środkowym boiska stało kilku skonsternowanych członków sztabu szkoleniowego wrocławskiego klubu.

Szansa

Na kameralnym stadionie w Niepołomicach rozegrały się w tym tygodniu sceny, które powinny przejść do historii polskiego futbolu, sportu i nie tylko. Ale na razie wiele wskazuje na to, że - nadal - nie przejdą.
Polska piłka nożna miała w środowy wieczór niesamowitą szansę. Niestety, szansę tę w bulwersujących okolicznościach zmarnowali zawodnicy, trener i kierownictwo Śląska Wrocław. Ci pierwsi mogli zapisać się w annałach złotymi zgłoskami. Wystarczyło potępić zachowanie własnych kibiców i dołączyć do gestu solidarności wobec obrażonego na tle rasistowskim piłkarza rywali. Olsen i spółka mieli kilka momentów, w których mogli zdecydować się na radykalny, potencjalnie przełomowy krok. Mogli udać się pod prysznic razem z gospodarzami. Powinni byli, kiedy jasnym stało się, że ich przeciwnicy nie wznowią rywalizacji.
Czy się to komuś podoba czy nie, podchodząc na koniec do trybuny, z której słychać było wcześniej małpie odgłosy, piłkarze Śląska Wrocław dali wyraz przyzwolenia na rasizm. Ich wspólne cieszenie się (z czego?) razem z kibicami stanowi z pewnością jeden z najbardziej skandalicznych momentów w najnowszej historii polskiego futbolu. Nie wspominając nawet o haniebnej, pomeczowej wypowiedzi bramkarza Śląska - Rafała Leszczyńskiego (zajrzyjcie TUTAJ).
Ale szansę zaprzepaścił również trener wrocławian. Podczas konferencji prasowej, zorganizowanej krótko po spotkaniu, Ivan Djurdjević miał doskonałą platformę do tego, by stanowczo odciąć się od zachowania kibiców. Zamiast tego, jak gdyby nigdy nic podzielił się swoją perspektywą przebiegu meczu. O skandalu z konkursu rzutów karnych powiedział z kolei tylko to, co cytujemy poniżej.
- Jesteśmy skoncentrowani na piłce. Nie będę komentował zachowania, na które nie mam wpływu jako trener. Na pewno ludzie, którzy są od takich sytuacji, będą reagować. My wykonaliśmy swoje zadanie. Zostaliśmy przy rzutach karnych. Zespół rywali miał swoje powody, żeby zejść. To już nie moja sprawa.
Swoją drogą, do opisywanego skandalu przyłożyli się także zgromadzeni w sali prasowej stadionu w Niepołomicach dziennikarze. To niesamowite, że trener Śląska - jako, chcąc nie chcąc, główna z uwagi na piastowaną funkcję “twarz” klubu - nie został zasypany pytaniami o rasistowski incydent.
Wreszcie, na wysokości zadania nie stanęło obecne na meczu kierownictwo Śląska Wrocław, które po meczu - w tym dyrektor sportowy Dariusz Sztylka - pospiesznie zapakowało się do samochodu. Nazajutrz klub wydał oświadczenie, na którego cytowanie naprawdę szkoda tracić czasu.
Czyny, nie słowa.

Bohaterstwo

W każdym poważnie podchodzącym do walki z rasizmem kraju zachowanie pracowników wrocławskiego klubu urosłoby do rangi narodowego skandalu, od którego w kolejnych dniach rozpoczynałyby się telewizyjne dzienniki. Ale być może haniebne zdarzenie w Niepołomicach powinno być w pierwszej kolejności opowieścią o bohaterstwie. Nie ulega bowiem najmniejszej wątpliwości, że tak samo w każdym poważnie podchodzącym do walki z rasizmem kraju Sandecja Nowy Sącz byłaby obecnie na ustach wszystkich. A kapitan zespołu, Dawid Szufryn, znalazłby się na okładkach nie tylko sportowych gazet.
Pomeczową wypowiedź doświadczonego piłkarza Sandecji warto zacytować od początku do końca. Oto ona:
- Naprawdę ciężko mi w ogóle wyrazić w słowach zachowanie kibiców WKS-u Śląsk Wrocław. Wiemy, jak to jest drażliwy temat na całym świecie i, jak widać, w polskiej piłce dalej nie wypleniono tego zachowania. Nie możemy sobie z tym poradzić. Dzisiaj był tego przykład. Nie chcę się tu rozwodzić na ten temat. Podjęliśmy decyzję jako drużyna, że nie będziemy uczestniczyć dalej w serii rzutów karnych, ponieważ jesteśmy całym sercem z naszym kolegą z drużyny, Maissą Fallem.
- Chcemy też jako klub, Sandecja Nowy Sącz, walczyć z rasizmem na stadionach. Nasza decyzja była taka, a nie inna. Jakie będą tego konsekwencje? Tym niech zajmie się PZPN, ale najpierw niech odpowie sobie na pytanie, kogo wpuszczają na stadiony.
W uzupełnieniu powyższych słów warto podkreślić również pełną klasy wypowiedź na pomeczowej konferencji prasowej trenera Sandecji - Stanislava Vargi. Jednolite stanowisko zajął ponadto, co najważniejsze, prezes klubu - Miłosz Jańczyk (z którym nasz wywiad przeczytacie TUTAJ).
Pozostaje tylko mieć nadzieję, że władze klubu z Nowego Sącza nie zbagatelizują sprawy i zrobią teraz to, co w całej tej historii najważniejsze. Czyli pomimo, jak określił ją prezes Jańczyk, “silnej osobowości” Maissy Falla zapewnią Senegalczykowi należyte, psychologiczne wsparcie.
Na koniec pasowałoby poświęcić kilka zdań na temat dalszych kroków podjętych przez Śląsk Wrocław, a także kwestii rozstrzygnięcia środowego meczu 1/8 finału Pucharu Polski. Czy władze wrocławskiego klubu zdobędą się na jakikolwiek gest skruchy przy okazji niedzielnego, ligowego spotkania z Legią Warszawa? Jak zachowa się PZPN?
Pytanie tylko, czy kogokolwiek jeszcze to obchodzi.
Za mało, za późno.

Przeczytaj również