Polacy za granicą. Święta idą, cuda, cuda ogłaszają. Przełamanie “Stępnia”, wysyp goli, fatalny Grabara

Polacy za granicą. Święta idą, cuda, cuda ogłaszają. Przełamanie “Stępnia”, wysyp goli, fatalny Grabara
meczyki.pl
Z okazji zbliżających się świąt polscy stranieri postanowili obsypać nas prezentami w postaci pokaźnego worka z bramkami, asystami i świetnymi występami. Na pełne obroty wrócił Robert Lewandowski, zamiast Krzysztofa Piątka tym razem trafił Arkadiusz Milik, a po prawie roku przerwy przełamał się nawet Mariusz Stępiński. Zasłużone brawa należą się jednak nie tylko napastnikom.
Ale to od napastników zaczynamy. Po krótkim odpoczynku od ligowych goli do strzelania w Bundeslidze powrócił Robert Lewandowski, który najwyraźniej uznał, że Timo Werner zbyt niebezpiecznie blisko zbliżył się do niego w klasyfikacji strzelców. Napastnik Bayernu dwukrotnie pokonał bramkarza Werderu i miał spory udział w rozbiciu bremeńczyków aż 6:1.
Dalsza część tekstu pod wideo
Już wiemy, że “Lewy” przejdzie zabieg bezpośrednio przed świętami i ma zagrać w dwóch ostatnich spotkaniach “Die Roten” w tym roku, z Freiburgiem oraz Wolfsburgiem. Przed kapitanem reprezentacji Polski jawi się więc ogromna szansa, by dobić do dwudziestu goli w sezonie jeszcze w 2019 r. Brakuje dwóch.

Milik w sztosie, cud w Weronie

Po popisie w Lidze Mistrzów dobry kurs utrzymuje Arkadiusz Milik. Piłkarz Napoli trafił do siatki w piątym ligowym meczu z rzędu. Polak sprytnie wykorzystał dobre dośrodkowanie i wpisał się na listę strzelców pomimo asysty dwóch obrońców.
Milik może być zadowolony z gola, ale w samym Neapolu nastroje są dalej fatalne. Choć zespół objął Gennaro Gattuso, to poprawy w grze neapolitańczyków nikt nie zauważył. A porażka z Parmą na własnym boisku tylko pogłębia ligowy kryzys drużyny. Porażka, do której wydatnie przyczynił się Piotr Zieliński. Gdyby nie jego pechowe poślizgnięcie, do akcji na 1:2 by nie doszło.
Po zeszłotygodniowym świetnym występie znów dyskretnie zagrał Krzysztof Piątek (0:0 z Sassuolo), za to fajerwerki odpalił ten, który prawie zapomniał, jak się strzela. Mariusz Stępiński, bo o nim mowa, na gola czekał od… początku lutego. Dziesięć i pół miesiąca bez żadnego skalpu, ani w barwach Chievo, ani Hellasu. Passę “Stępień” przerwał przeciwko Torino.
Polski napastnik pojawił się na boisku po przerwie i rozegrał koncertową połowę. To po jego dośrodkowaniu defensor rywali interweniował ręką, za co Hellas dostał rzut karny. I wreszcie to Stępiński uratował swojej drużynie remis w końcówce spotkania. Były gracz m.in. Nantes wbrew pozorom nie miał tak łatwej sytuacji, ale świetnie wyczekał bramkarza i zapakował piłkę do siatki na 3:3 (Torino prowadziło już 3:0!) Zła seria przerwana, można strzelać dalej.

Przebudzenie Linetty’ego

Inny polski stranieri w Weronie, Paweł Dawidowicz pauzował za kartki. Nie grał też choćby Wojciech Szczęsny, który doznał niegroźnej kontuzji na siłowni. Dwóch reprezentantów Polski wystąpiło za to w derbach Genui. Bartosz Bereszyński wprawdzie dalej leczy uraz, ale naprzeciw Karola Linetty’ego stanął na ostatnie prawie pół godziny Filip Jagiełło.
Bardziej doświadczony pomocnik milej będzie wspominał to starcie. Linetty miał decydujący udział przy zwycięskim golu Sampdorii. Zaimponował świetnym czytaniem gry, odebrał rywalowi piłkę, przebiegł z nią kilkanaście metrów i jak na tacy wyłożył Manolo Gabbiadiniemu. Duża klasa.
To bardzo ważna asysta dla Linetty’ego, który w tym sezonie zmagał się głównie z problemami zdrowotnymi. Takie występy jak w derbach na pewno pomagają mu w odbudowaniu pozycji w “Sampie”. A Filip Jagiełło i tak powinien być zadowolony, bo dostał szansę w niezłym wymiarze czasowym w istotnym dla drużyny meczu. Jego ciężka praca na treningach jest doceniana, co należy uznać za sukces byłego piłkarza Zagłębia Lubin.
Ciepłe słowa warto skierować także do duetu polskich golkiperów Skorupski-Drągowski. Obaj zaliczyli kilka bardzo udanych interwencji w meczach odpowiednio z Atalantą (2:1) i Interem (1:1) i udowodnili, że nie bez przyczyny mają pewne miejsce w bramce swoich drużyn. Słówko też o Thiago Cionku - doświadczony zawodnik SPAL tym razem zagrał na… wahadle. Szału nie było, bo Roma zwyciężyła 3:1. Arkadiusz Reca leczy kontuzję uda.
Kończąc objazd po Włoszech, spójrzmy na zaplecze Serie A. Paweł Jaroszyński i Patryk Dziczek zadbali o emocje w spotkaniu ich Salernitany z Crotone. Obrońca popisał się… samobójem, a Dziczek zanotował asystę ładnym dośrodkowaniem z prawej strony. Zespół Polaków zajmuje dziesiątą pozycję w tabeli Serie B.

Babol Grabary, “Grosik” włączył turbo

Z Italii przenosimy się do Anglii. Choć nie brakowało tam powodów do zadowolenia, na start spójrzmy, co zrobił Kamil Grabara.
Ostatnie tygodnie nie są udane dla znanego z kontrowersyjnej aktywności w sieci golkipera. Słabo grał w listopadzie, formy nie poprawił w grudniu, a takie fatalne błędy na pewno mu nie pomagają. I otwierają szeroko furtkę licznie zgromadzonym przeciwnikom Grabary, którzy wytykają mu każdą wpadkę.
Wydaje się jednak, że menedżer Huddersfield nie ma zamiaru sadzać go na ławce. - Grabara popełnił błąd, ale to młody bramkarz, a młodzi bramkarze popełniają błędy. Po to Liverpool go wypożyczył do nas, by się tutaj uczył - powiedział szkoleniowiec.
Drugi z polskich golkiperów w Championship, Bartosz Białkowski z Millwall miał więcej powodów do zadowolenia, bo zachował czyste konto w meczu z Derby County. Krystian Bielik ostatnio zmagał się z kontuzją, więc tym razem usiadł na ławce. Mateusz Klich uczestniczył w szalonym spotkaniu Leeds z Cardiff (3:3) i wypadł bardzo solidnie, ale najlepiej z całej biało-czerwonej kolonii na zapleczu Premier League spisał się Kamil Grosicki.
Pomocnik Hull na początku drugiej połowy zaimponował znakomitą, sprytną asystą po ziemi, a w ostatniej minucie znów świetnie dośrodkował, tym razem górą na głowę kolegi, po którego strzale bramkarz Charltonu sam wrzucił sobie piłkę do bramki. Po to “Grosik” jest, by notować liczby i kluczowe podania, a ma też na koncie kilka goli w tym sezonie. Nie wiadomo, na ile prawdziwe są plotki o jego ewentualnym odejściu, ale Hull na pewno by na tym sporo straciło.
Stracić też może Jan Bednarek, bo Ralph Hasenhuettl, szkoleniowiec Southampton, który obdarzył polskiego defensora ogromnym zaufaniem, dalej ma pod sobą bardzo gorące krzesło. Teraz “Święci” przegrali z West Hamem (0:1) i wciąż nie wyszli ze strefy spadkowej.

“Kownasiowi” bije licznik

Czekamy i czekamy na pierwszego gola Dawida Kownackiego w tym sezonie, ale piłkarz Fortuny Dusseldorf dalej notuje puste przeloty. W przegranym meczu z Lipskiem zabrakło mu bardzo niewiele, bo przy stanie 0:1 trafił w poprzeczkę. No ale cóż, obramowanie bramki to nie bramka i Fortuna dostała 0:3, a “Kownaś” wciąż nie może się przełamać.
Warto docenić, że trener mu ufa i nadal go wystawia, ale cierpliwość szkoleniowca nie jest wynagradzana. Polski zawodnik ma jeszcze dwa spotkania, by przerwać niechlubnie bijący licznik minut bez gola.
Bramkę tym razem wpuścił Rafał Gikiewicz (1:1 z Paderborn), lecz nawet jemu może zdarzyć się trochę słabszy mecz. Na ławce rezerwowych całe spotkanie z Mainz (4:0) spędził Łukasz Piszczek, a na zapleczu Bundesligi znów opaskę kapitana Sankt Pauli założył Waldemar Sobota. Co ciekawe, grał nie na skrzydle, a jako jeden z dwóch ofensywnych pomocników.

Słońce w Chorwacji

Z Niemiec wędrujemy do Chorwacji (liga rosyjska ma zimową przerwę), gdzie niemal co tydzień polski zawodnik a to strzeli gola, a to zanotuje asystę. I nie zawsze jest to Damian Kądzior. Pomocnik Dinama Zagrzeb po występie w Lidze Mistrzów usiadł w weekend na ławce, za to na listę strzelców wpisał się Łukasz Zwoliński z Goricy. “Zwolak” trafił do siatki w pierwszej minucie spotkania z Interem Zapresić (1:1).
W Turcji też doszło do cudu - Ankaragucu Michała Pazdana wreszcie nie przegrało. W ostatnich siedmiu meczach zespół “Pazdka” za każdym razem schodził z boiska z niczym, a teraz niespodziewanie urwał punkty faworyzowanemu Galatasaray. I to na wyjeździe, przy grze bez jednego piłkarza. Może będzie to punkt zwrotny dla Pazdana i jego drużyny. Sam polski stoper szału w Stambule nie zrobił, ale i tak na tle fatalnych kolegów wypadał ostatnio w miarę przyzwoicie.
Na kilka minut wszedł nawet Paweł Olkowski, który zwykle spędza mecze Gaziantepu na ławce. Podniósł się z niej też jego klubowy kolega, Bartłomiej Pawłowski i zanotował nawet asystę, a drużyna z Polakami w składzie pewnie wygrała 3:0 z Kayserisporem. Denizlispor Adama Stachowiaka i Radosława Murawskiego gra dziś, a Jakub Kosecki został tym razem zdjęty w przerwie.
W Danii Kamil Wilczek wyjątkowo nie pokonał bramkarza rywali. W jego ślady poszedł inny niepowoływany przez Jerzego Brzęczka snajper, czyli Karol Świderski. Po świetnym starcie “Świder” ostatnio przystopował, bo od końcówki października zdobył tylko jedną bramkę. Bez gola mecz ze Slavią Sofia zakończył również Jakub Świerczok z Łudogorca (Jacek Góralski leczy kontuzję pleców).
Spójrzmy jeszcze na obrońców. Czyste konto zachowały drużyny Kamila Glika i Tomasza Kędziory. Środkowy defensor grał 90 minut z Angers (0:0), a “Kendi” dostał niewiele ponad pół godziny przeciwko Desnie (1:0). Rozważany jeszcze niedawno w kontekście ponownego powołania do kadry Rafał Pietrzak od kilku tygodni nie podnosi się z ławki.
I na koniec zaglądamy na Półwysep Iberyjski. W Portugalii wszystko wróciło do normy, bo Aves Adama Dźwigały przegrało 0:1 z Setubal. Z kolei w bramce Rio Ave cały mecz spędził Paweł Kieszek i w dużej mierze dzięki jego interwencjom udało się zremisować z Portimonense (1:1).
***
Ostatnio Piątek i Zieliński, teraz Lewandowski i Milik, na dokładkę Stępiński. To był naprawdę udany weekend polskich stranierich w najlepszych ligach europejskich. Jako, że w Niemczech i Włoszech jeszcze nie ma świąteczno-noworocznej przerwy, liczymy na powtórkę w odpowiednio dwóch i jednej kolejce ligowej. A może nawet “Kownaś” przełamie się z okazji świąt? To byłby dla niego najlepszy prezent pod choinkę.
Mateusz Hawrot

Przeczytaj również