Santos, mamy problem. Tak źle w ataku reprezentacji nie było od lat. "Kapitan i długo, długo nic"

Santos, mamy problem. Tak źle w ataku reprezentacji nie było od lat. "Kapitan i długo, długo nic"
Rafal Oleksiewicz / PressFocus
Robert Lewandowski i…? No właśnie, kto? Sytuacja w ataku reprezentacji Polski dawno nie była tak kiepska, jak obecnie. Etatowi wspierający “Lewego” piłkarze dziś albo z różnych przyczyn nie grają, albo szukają formy. A do startu eliminacji EURO 2024 niewiele ponad miesiąc.
Nie zazdrościmy Fernando Santosowi startu w roli selekcjonera reprezentacji Polski. Portugalczyk musi mierzyć się z problemami na większości pozycji. Niektórzy kadrowicze głównie siedzą na ławce, inni desperacko poszukują formy, nastąpił też wysyp nagłych kontuzji. TUTAJ szerzej pisaliśmy już o sporych kłopotach na prawej stronie obrony. Ale podobnie kiepsko jest w centrum defensywy, nie zniknęły też wątpliwości na lewej flance, do tego dochodzi znak zapytania na “szóstce”. Wyżej o dziwo spokojni możemy być o skrzydłowych. To jednak niewielkie pocieszenie zważywszy na to, że wyjątkowo słabo, jak nigdy w ostatnich latach, wygląda siła rażenia kadry. Poza Robertem Lewandowskim trudno o pozytywy.
Dalsza część tekstu pod wideo
Czasy, gdy zadowolony Paulo Sousa piał z zachwytu nad możliwością wystawienia w ataku tercetu Lewandowski - Piątek - Milik, już minęły, a na dobrą sprawę nigdy nie nadeszły. Brakuje także tych, którzy przy kłopotach zdrowotnych wymienionej dwójki kompanów “Lewego”, stawali na wysokości zadania i dawali drużynie narodowej pozytywny impuls. Dziś reprezentacyjny atak wygląda tak: kapitan i długo, długo nic.

Znaki zapytania

Problemy dotyczą bowiem wszystkich potencjalnych partnerów lub zastępców napastnika Barcelony. Ten, który dawał Lewandowskiemu mocne wsparcie i był w ostatnich latach wyjątkowo skuteczny, czyli Karol Świderski, od dłuższego czasu właściwie nie gra w piłkę w oficjalnych meczach. Sezon MLS zakończył się bowiem w październiku. Poza epizodami na mundialu i sparingami “Świder” czeka na poważne granie blisko cztery miesiące. Wróci do niego dopiero 26 lutego, na mniej niż miesiąc przed startem eliminacji do EURO. Do kadry wprowadził się świetnie, bronią go liczby, ale trudno przewidzieć, w jakiej dyspozycji pojawiłby się na marcowym zgrupowaniu. Do przerwy reprezentacyjnej rozegra bowiem trzy lub cztery spotkania. Musimy więc postawić przy jego nazwisku duży znak zapytania.
Zakładamy jednak, że Świderski mógłby przylecieć do Warszawy w krótkim, ale mimo wszystko rytmie meczowym, być może z otwartym już kontem goli w nowym sezonie MLS. Sytuacja snajpera Charlotte FC jest więc lepsza niż Arkadiusza Milika. Piłkarz Juventusu doznał niedawno dość poważnej kontuzji i ma wrócić na boisko dopiero w marcu. Gdy nadejdzie czas powołań, dopiero powoli powinien łapać optymalną formę, o ile jego absencja się nie przedłuży. Trudno dziś, mniej więcej w połowie lutego, ocenić, czy będzie w stanie pomóc reprezentacji w satysfakcjonującym wymiarze, świeżo po urazie, po około półtora miesiąca bez gry. Niemniej, zdrowy Milik, autor ośmiu goli dla “Juve” w tym sezonie, przy aktualnej biedzie kadry w ataku, byłby jej ważnym elementem. A przynajmniej być powinien, bo z drugiej strony w ostatnich latach dawał reprezentacji, z różnych przyczyn, niewiele.
Więcej pożytecznego od Milika u poprzedników Fernando Santosa robił Krzysztof Piątek, mimo naturalnych ograniczeń piłkarskich. Te jednak coraz częściej wychodzą na wierzch. Były gwiazdor Genoi powoli wraca do punktu wyjścia, z którego wybił się lata temu na San Siro. Tyle że strzela znacznie mniej goli. Jego kariera w Salernitanie przebiega mocno średnio, blado. W bieżących rozgrywkach zdobył tylko trzy bramki, z czego jedną z rzutu karnego. Jasne, w drużynie o takim potencjale jak ta z Salerno trudno o bycie goleadorem, ale Polak sam sobie nie pomaga. Choćby takimi zmarnowanymi “setkami” jak w ostatnim meczu z Hellasem, gdy mógł zapewnić zespołowi punkt, a kropnął prosto w bramkarza.
Jak zauważył dziennikarz “Viaplay” Marcin Borzęcki, współczynnik expected goals napastnika Salernitany wynosi w tym sezonie 5,24, a po raz ostatni piłkarz trafił do siatki 5 listopada. Przy czym gra regularnie, bo uzbierał już blisko 1200 minut. To nie może napawać optymizmem. Gdyby w linii ataku narodowego zespołu panowały “normalne” warunki, tj. brak plagi kontuzji, pewnie Piątkowi trudno byłoby o powołanie. A tak to mimo wszystko Fernando Santos raczej wezwie go na zgrupowanie.

Pechowcy

Z urazem bowiem zmaga się nie tylko Milik, ale i zawodnik, który mógłby wnieść do biało-czerwonej ofensywy sporo świeżości. Dawid Kownacki. “Kownaś” osiągnął w tym sezonie życiową formę. Zdobył dla Fortuny Duesseldorf dziesięć goli i siedem asyst we wszystkich rozgrywkach. Wzbudza spore zainteresowanie na rynku transferowym, bo zasygnalizował już, że nie przedłuży wygasającego latem kontraktu. Może szykować się do letniej przeprowadzki do lepszego klubu. Marcowe mecze el. EURO byłyby doskonałą okazją na udowodnienie wartości. Ostatnio jednak 25-latek nie dokończył ligowego meczu z Sandhausen. Opuścił boisko po kilkunastu minutach z uszkodzonym mięśniem. Wprawdzie mimo początkowego niepokoju udało mu się uniknąć bardzo poważnej kontuzji, tyle że i tak czeka go kilka tygodni przymusowej pauzy.
Być może wróci na boisko mniej więcej wtedy kiedy Milik. W jakiej formie - trudno przewidzieć. Złapał więc uraz w bardzo niefortunnym momencie, u progu wielce prawdopodobnego powrotu do kadry. Pozostaje trzymać kciuki, by szybko doszedł do siebie. W takiej dyspozycji jak w ostatnich miesiącach byłby dla reprezentacji jak złoto.
Limitu pecha nie może za to wyczerpać Adam Buksa. Rosły napastnik miał efektowne wejście do drużyny narodowej, świetną grą w MLS zapracował na transfer do Ligue 1 i… przepadł. Niestety z przyczyn zdrowotnych. Kontuzje pozwoliły mu rozegrać w barwach Lens jedynie 59 minut w czterech spotkaniach. Piłkarz był zmuszony przejść operację. Pod koniec grudnia wyraźnie rozgoryczony mówił:
- Minęły cztery tygodnie od operacji i nadal jestem całkowicie wyłączony z treningów. Wydaje się, że wszystko idzie w dobrym kierunku, ale jeszcze dużo czasu zajmie mi powrót do ćwiczeń na boisku i optymalnej formy - wyjaśniał na łamach oficjalnej strony Pogoni Szczecin. - Od połowy roku to nie jest najlepszy czas w mojej karierze. To dla mnie najcięższa próba do tej pory, ale jestem przekonany, że przyszły rok znowu da mi wiele radości - dodawał.
Kiedy możemy spodziewać się powrotu Buksy do gry? Sam napastnik zapowiadał, że na przełomie marca i kwietnia. Jego tematu pod kątem najbliższego zgrupowania więc nie ma. Pole manewru Fernando Santosa wygląda na mocno okrojone.

Szare zaplecze

Szczególnie, że zaplecze prezentuje się równie blado. Piłkarze, których moglibyśmy rozważać w kontekście powołań, też mają swoje problemy. Patryk Klimala zakończył niezbyt udaną karierę w MLS i przeniósł się do Hapoelu Beer Szewa. A też nigdy właściwie nie wysyłał sygnałów, że prezentuje poziom reprezentacyjny. Jarosław Niezgoda, z bagażem sporych kłopotów zdrowotnych na plecach, nieco “ugrzązł” za oceanem. Jakub Świerczok długo nie grał w piłkę i dopiero będzie budował formę. Bartosz Białek gra, ale nie zachwyca w słabym na skalę Eredivisie Vitesse Arnhem. Talentu nie można odmówić Adrianowi Benedyczakowi, ale on dopiero ostatnio wskoczył do podstawowego składu Parmy. W tym sezonie strzelił w Serie B tylko trzy bramki. To nadal “prospekt”, talent do oszlifowania. Kto wie, czy w tym morzu przeciętności kandydatem do kadry nagle nie zostanie Oskar Zawada, robiący furorę w A-League, niezwykle skuteczny w ostatnim kwartale.
Są jeszcze młodzi piłkarze z Ekstraklasy, Filip Szymczak czy Szymon Włodarczyk, tyle że należy ich raczej traktować jako melodię przyszłości, nawet jeśli obaj prawidłowo się rozwijają i mogą sporo osiągnąć. Samo powołanie dla któregoś z nich to nie jest science-fiction. Ale odgrywanie jakiejkolwiek istotniejszej roli, gotowość do natychmiastowego wsparcia Lewandowskiego - na to raczej zdecydowanie zbyt wcześnie.
Nie zazdrościmy więc Fernando Santosowi. Na dziś Portugalczyk może być spokojny wyłącznie o kapitana. Ale, po pierwsze, “Lewy” wielokrotnie udowadniał, że lepiej w kadrze wygląda z drugim napastnikiem u boku. A po drugie, nawet jeśli reprezentacja grałaby jedną “dziewiątką”, ktoś musi na tej ławce siedzieć, zwarty i gotowy do sekundowania liderowi. Zaś dziś nie ma ani jednego piłkarza, co do którego nie byłoby żadnych wątpliwości, że da radę. To musi niepokoić.

Przeczytaj również