Teraz bolączka kadry, niedługo jej duży atut? Perspektywy są obiecujące. Trzy nazwiska dają nadzieję

Teraz bolączka kadry, niedługo jej duży atut? Perspektywy są obiecujące. Trzy nazwiska dają nadzieję
MB Media/BPA / Pressfocus
Środek obrony nie jest najmocniejszym elementem składu reprezentacji Polski. W niedalekim czasie może to jednak ulec zmianie. Perspektywy są obiecujące.
Reprezentacyjna defensywa przysparza nam w ostatnich miesiącach wyjątkowo dużo powodów do niezadowolenia. Polacy popełniają momentami niewytłumaczalne błędy w ustawianiu się i kryciu, a niekiedy “odcina im prąd”, jak ostatnio Kamilowi Piątkowskiemu przeciwko San Marino. Trudno jednak myśleć o skutecznej grze w obronie, jeśli duet etatowych stoperów od pewnego czasu notuje słaby okres w piłce klubowej. I nie da się ukryć, że jest to widoczne w barwach narodowych.
Dalsza część tekstu pod wideo

Schyłek Glika, kłopoty Bednarka

Kamil Glik wrócił w zeszłym roku na włoską ziemię, by pełnić rolę lidera defensywy Benevento. I choć faktycznie dowodził obroną, to taką, która straciła dziesiątki bramek i w efekcie “Czarownice” spadły do Serie B, gdzie Glik, z uwagi na wysoki kontrakt, nadal gra.
Nie można mu odmówić ambicji, zaangażowania, doświadczenia, zasług i potrzebnych kadrze cech wolicjonalnych, ale na boisku weteran coraz rzadziej gwarantuje poziom reprezentacyjny. Przy wielu ważnych i ofiarnych interwencjach zdarzają mu się niewybaczalne pomyłki, jak choćby z Albanią, kiedy to jego błąd (choć nie popisała się cała formacja) zakończył się stratą gola. Poza tym warto pamiętać, że w trakcie katarskiego mundialu Glik będzie miał niespełna 35 lat. Trudno oczekiwać, by wówczas mógł prezentować określoną jakość z orzełkiem na piersi, jeśli już teraz często, wybaczcie kolokwializm, “nie dojeżdża”. Narodowej drużynie przyda się zmiana pokoleniowa w centrum defensywy. Pisaliśmy zresztą o tym na naszych łamach jeszcze przed rozpoczęciem wrześniowego cyklu eliminacyjnego.
- Wydaje się, że nie sposób dłużej opierać obrony kadry na Kamilu Gliku. Nic nie zmieni jego statusu jednego z najlepszych polskich piłkarzy XXI wieku. To gracz, którego koszulkę kibice będą nosić z dumą jeszcze latami. Ale musimy przygotować się na przyszłość i dać szansę jego następcom. (...) Właśnie wkraczamy w odpowiedni czas, by to zrobić - apelował W TYM MIEJSCU nasz redaktor Kacper Klasiński.
Słabo ostatnimi czasy wygląda także Jan Bednarek. Nie miał udanej drugiej części zeszłego sezonu ligowego w barwach Southampton. W tym zaczął rozgrywki Premier League od ławki rezerwowych. Medialne pogłoski przymierzające go do klubów ze ścisłej angielskiej czołówki brzmią dziś co najmniej niedorzecznie. Dołek formy Bednarka to fakt, ale tutaj akurat można mieć realną nadzieję, że 25-latek wróci do optymalnej dyspozycji. Jest w takim wieku, że powinien naturalnie przejąć schedę po Gliku i być ważnym punktem kadry przez pięć, sześć, a może osiem lat.
Z kim Bednarek może tworzyć reprezentacyjną defensywę po odejściu Glika? Jakie są alternatywy także wobec niego, abyśmy nie musieli drżeć o właściwą formę piłkarza “Świętych”? O ile dziś środek obrony to realny kłopot kadry, o tyle istnieją spore szanse, że niedługo stanie się jej atutem.

Trzy nadzieje

Są trzy nazwiska dające nam nadzieję. Rocznik 2000. Kamil Piątkowski, Sebastian Walukiewicz oraz Jakub Kiwior. Wszyscy młodzi, utalentowani i z perspektywami na duże granie, choć podążający do poważnej piłki innymi ścieżkami.
Piątkowski, który zapewne wbił się na dłużej do pamięci polskich kibiców za sprawą de facto nieistotnego błędu z San Marino, ma wszystko, by za jakiś czas wspominać pomyłkę z Serravalle z uśmiechem. To oczywisty kandydat na etatowego defensora reprezentacji w bardzo niedalekiej perspektywie. Nie bez przyczyny Paulo Sousa darzy go zaufaniem od początku kadencji. Nie ma także przypadku w tym, że Salzburg zapłacił za Piątkowskiego kilka milionów euro. To nowoczesny stoper, szybki i ze świetnym wyprowadzeniem piłki. Wybrał, wydaje się, doskonałe miejsce do rozwoju, bo projekty Red Bulla masowo tworzą kolejnych klasowych zawodników.
Walukiewicz z kolei zdołał już udowodnić, że potrafi rywalizować na wysokim poziomie. Miewał solidne występy na poziomie Serie A, choć po optymistycznym początku ostatnio spuścił z tonu.
- Niecały rok temu włoskie media zachwycały się nim, podkreślając, że pięknie dojrzewa pod słońcem Sardynii. Grał od deski do deski, coraz częściej pojawiały się doniesienia o zainteresowaniu ze strony znacznie silniejszych klubów. Niestety po tym dobrym okresie w wykonaniu Polaka pozostało tylko wspomnienie. W wyniku serii błędów, po których Cagliari traciło punkty, Walukiewicz stracił z czasem miejsce w pierwszym składzie i stał się wręcz szóstym środkowym obrońcą do gry w ekipie z Sardynii - wyjaśnia Michał Borkowski, nasz redakcyjny kolega i ekspert od calcio.
Szkoda, bo przy regularnej grze w Cagliari zapewne byłby na wszystkich zgrupowaniach Sousy oraz EURO 2020. Tutaj jednak nie ma wielkich powodów do zmartwień. “Walu” ma jeszcze czas, by wrócić na właściwe tory. Czy na Sardynii, czy w innym klubie.
- Cagliari chciało go latem sprzedać, a on sam chciał odejść do Torino, jednak transfer ostatecznie nie wypalił. Teraz teoretycznie Polak powinien mieć łatwiej o grę - skończyło się wypożyczenie Daniele Ruganiego, z klubu odszedł także Ragnar Klavan, a z poważnych konkurentów pojawił się tylko “last minute” Martin Caceres. Ale to żadna tajemnica, że Polak nie jest obrońcą o charakterystyce jaką ceni trener Leonardo Semplici - podsumowuje Borkowski.
Najciekawszym przypadkiem z całej trójki jest Kiwior, który w młodym wieku wyjechał do akademii Anderlechtu. W Belgii nie wypaliło, więc obrał inną drogę - słowacką. I okazuje się, że grając świetnie w barwach Żyliny (a najpierw Podbrezovej) można bez problemu wypromować się do ligi z czołowej piątki europejskiej. Utalentowanego obrońcę dopiero co pozyskała Spezia. Co istotne, 21-latek to zawodnik lewonożny, a doskonale wiemy, jak bardzo brakuje ich polskiej kadrze. Dlatego Kiwiora warto obserwować i możliwie szybko rzucić go na głęboką, reprezentacyjną wodę. Szczególnie, że wychowanek GKS-u Tychy ma w Spezii całkiem realną możliwość przebicia się do podstawowego składu.
- Na prawdopodobnej pozycji Kiwiora, pół-lewym środkowym obrońcy, w pierwszym spotkaniu wystąpił Petko Hristov, który wcześniej miał we Włoszech doświadczenie zaledwie na poziomie Serie C. Efekt był taki, że w drugim meczu Motta wolał wystawić tam Kelvina Amiana, który jest nominalnie prawym defensorem. Także przynajmniej teoretycznie jest szansa, by Polak powalczył w Spezii o regularną grę. Podstawowymi obrońcami prawdopodobnie będą Martin Erlic oraz Dimitrios Nikolaou, ale trzecie miejsce w defensywnym tercecie wydaje się na ten moment “nieobsadzone” - uważa Michał Borkowski, którego teksty na naszych łamach znajdziecie TUTAJ.
W niedługim czasie możemy mieć więc sytuację, w której Piątkowski (zakładając sukces w Salzburgu i transfer “wyżej") oraz Walukiewicz i Kiwior będą stale grali na poziomie najlepszych lig w Europie. To scenariusz bardzo optymistyczny, ale równocześnie naprawdę możliwy. A na takim obrocie spraw reprezentacja Polski wyłącznie by skorzystała. Dlatego “życie po Gliku” wcale nie zapowiada się kiepsko. Wręcz przeciwnie. Potrzeba czasu oraz odwagi. I, jak to bywa w futbolu, odrobiny szczęścia.

Przeczytaj również