“Trup” ściele się gęsto, a FIFA liczy pieniądze. Coraz więcej meczów, kontuzji i frustracji

“Trup” ściele się gęsto, a FIFA liczy pieniądze. Coraz więcej meczów, kontuzji i frustracji
Han Yan / PressFocus
Mięśniowych urazów przybywa, kalendarz piłkarski jest napięty bardziej niż kiedykolwiek. Dlatego niektórzy zawodnicy i trenerzy ruszyli na barykady, aby walczyć o zdrowie swoje i podopiecznych, a także o rozsądek władz futbolu. Powstaje pytanie: czy to cokolwiek zmieni?
Co łączy Trenta Alexandra-Arnolda, Joe Gomeza, Virgila van Dijka i Andy’ego Robertsona? Cała czwórka to trzon defensywy Liverpoolu, dzięki któremu udało się wygrać Ligę Mistrzów i zdobyć historyczny, pierwszy tytuł w Premier League. I teraz wyobraźmy sobie, że Juergen Klopp przez jakiś czas nie będzie mógł skorzystać z żadnego z nich. Złapali urazy, mniejsze lub większe. A powody? Różne. W przypadku Holendra - pech, inni nabawili się kontuzji podczas zgrupowań reprezentacji lub podczas ligowego meczu. Prawdopodobnie części z nich można było uniknąć, gdyby zawodnicy możliwość odpoczynku. Przynajmniej tygodniowego. Ale sorry, nie w tych czasach.
Dalsza część tekstu pod wideo

Bez wytchnienia

Ofiar zresztą możemy naliczyć znacznie więcej, także poza kadrą “The Reds”. Christian Pulisic, Ansu Fati, Joshua Kimmich, Nathan Ake… Jesteśmy dwa miesiące po rozpoczęciu sezonu 2020/2021, a zawodnicy już walczą o nadążanie za nieustannym obciążaniem organizmu. Według dziennikarzy “The Athletic”, kontuzje mięśniowe w Premier League w pierwszych pięciu tygodniach nowej kampanii wzrosły o 42% względem tego samego etapu w zeszłym sezonie. Zatem ostrzeżenia i sygnały były w pełni uzasadnione. Wydaje się jednak, że zostały zignorowane.
Około 15 miesięcy temu Klopp wypowiedział zdanie, które obecnie jest bardziej aktualne niż wtedy.
- Jeśli nie nauczymy się lepiej zarządzać siłami naszych największych gwiazd, zabijemy tę wspaniałą grę - mówił.
Z powodu przerwy pandemicznej, a później restartu i najkrótszych piłkarskich wakacji w historii, program rozgrywek napiął się do granic możliwości. Dlatego też niektórzy trenerzy zaczęli uderzać w podobne tony.
- Idziemy w kierunku morderstwa piłkarzy. Gracze nie mają szans na regenerację i przygotowania do następnego meczu - powiedział pod koniec października Thomas Tuchel, opiekun graczy PSG.
Największe pretensje do ligowych władz mają oczywiście menedżerowie klubów Premier League. Trudno im się dziwić. Kiedy w zimowy sen zapadają zawody międzynarodowe i europejskie puchary, harmonogram angielskiej ekstraklasy wręcz przeciwnie - jeszcze się nasila. Z tego też powodu Pep Guardiola, Ole Gunnar Solskjaer, Frank Lampard, Jose Mourinho i Klopp zgodnie uważają, że porzucenie pomysłu przeprowadzania do pięciu zmian w meczu było błędem. Czy jednak ta reguła cokolwiek by zmieniła? Czy trenerzy chętnie rotowaliby składem? Liczby mówią, że niekoniecznie.
Wyliczono na przykład, że pomiędzy ostatnią, październikową przerwą reprezentacyjną, a listopadową Liverpool rozegrał siedem meczów w ciągu 23 dni. Cztery w Premier League oraz trzy w Lidze Mistrzów. Juergen Klopp wystawił Trenta Alexandra-Arnolda na wszystkie starcia. W lidze zszedł dopiero w samej końcówce spotkania przeciwko Manchesterowi City, w LM z kolei został wezwany do zejścia w 81. minucie batalii z Atalantą. W sumie 691 minut na 692 w lidze angielskiej, 262 na 270 w Champions League. Do tego 183 minuty w trzech meczach dla reprezentacji Anglii. 1136 minut w nieco ponad dwa miesiące, w meczach rozgrywanych co trzy, cztery dni. Tortury.
Podobne rzeczy widzimy także w La Liga. O tym, jak w Barcelonie i reprezentacji Argentyny szafuje się zdrowiem wiedzieliśmy od dawna. Niedawno pisaliśmy, że kapitan Barcy i “Albicelestes” w ciągu 34 dni (od 27 września do 31 października) rozegrał 10 pełnych meczów i nie miał dłużej przerwy niż 4 dni od piłki. Szaleństwo, którego nie zmienią przepisy o pięciu zmianach. To kalkujący na chłodno trenerzy, którzy chcą mieć ciągle do dyspozycji najlepszych piłkarzy i nie dopuszczają myśli o rotacjach. Wszyscy menedżerowie w Premier League mieli dostęp do harmonogramu spotkań i mogli się do niego dostosować poszerzając kadrę. Jak widać, nie wszyscy z tego skorzystali.

Po co komu sparingi?

Rzecz jasna winami za kontuzje zawodników nie można obarczać tylko trenerów goniących za wynikami. Stoją oni bowiem pod presją zwycięstw i zdobywanych trofeów. W jednej ręce trzymają oczekiwania fanów, w drugiej zdrowie sportowców. Rozwiązań trzeba szukać też gdzie indziej. Najbardziej oczywiste byłoby załatwienie problemu przegrzanego kalendarza, np. odłożenie na półkę przerwy reprezentacyjnej, albo przynajmniej zlikwidowanie meczów towarzyskich. Tak się nie stanie, bo… zawsze wygrają aspekty finansowe.
Mecze międzynarodowe i generowane przez nie pieniądze są siłą napędową wielu federacji piłkarskich. Kontrakty na transmisje podpisywane z telewizją to jedno z niewielu źródeł dochodu w momencie, gdy stadiony będą świecić pustkami jeszcze przez jakiś czas. To zrozumiałe. Ale o ile trenerzy klubowi mogą znieść utratę zawodników dla rywalizacji reprezentacji o jakąś stawkę, o tyle spotkania towarzyskie przyprawiają ich o ból głowy i liczne frustracje.
Reprezentacja Stanów Zjednoczonych, która nie grała żadnego meczu od lutego, może słusznie powołać się na potrzebę skorzystania z tej przerwy i wezwania swych piłkarzy, ale trudno jednak dostrzec korzyści płynące ze starcia Portugalii z Andorą. No, może oprócz tego, że Cristiano Ronaldo mógł się zbliżyć do rekordu świata Irańczyka Ali Daei pod względem zdobytych bramek w kadrze narodowej. Anglicy zorganizowali sparing z Nową Zelandią, a kiedy nie doszedł do skutku, bo goście wycofali się z powodu obaw związanych z koronawirusem, angielska federacja ad hoc zorganizowała nowego rywala, Irlandię. Wszystko dlatego, żeby spełnić wymogi podpisanej wcześniej umowy telewizyjnej. Nie ma tu miejsca na odpoczynek piłkarzy. Liczy się zysk, choćby nawet z kiepskiego produktu.

Sprzeciw piłkarzy

Nie ma więc niczego dziwnego w tym, że zawodnicy powoli wszczynają bunt. Inni zmieniają nastawienie i przyzwyczajenia. Przykład? Robert Lewandowski. Napastnik Bayernu jeszcze kilka miesięcy temu uważał fakt zmieniania go w trakcie meczu za obrazę majestatu. Teraz otwarcie rozmawia z trenerem Hansi Flickiem o mniejszej liczbie minut i przerwach na zregenerowanie sił.
Znacznie dalej idzie Toni Kroos. Pomocnik Realu bardzo łatwo wskazuje na źródło problemu.
- Przy tych wszystkich dodatkowych meczach i rozgrywkach, które są wymyślane, my, gracze, jesteśmy tylko marionetkami UEFA i FIFA. Nikogo z nas się nie pyta o opinię - powiedział niedawno w swoim podcaście “Einfach mal Luppen”.
- Gdybyśmy mogli decydować, na pewno nie gralibyśmy w Lidze Narodów, ani w turnieju o Superpuchar Hiszpanii organizowanym w Arabii Saudyjskiej, ani w rozszerzonych Klubowych Mistrzostwach Świata. Te turnieje są tylko po to, by wyssać wszystko z finansowego punktu widzenia oraz po to, by zamęczyć fizycznie piłkarzy - skonstatował gracz “Królewskich”.
Nie sposób nie przyznać mu racji. Pozostało jeszcze osiem miesięcy do końca piłkarskiego roku. W perspektywie Euro i Copa America, turnieje, które potrwają do połowy lipca. Wcześniej, w marcu, kolejna dawka spotkań reprezentacji, czyli rozpoczynające się kwalifikacje do mundialu w 2022 roku. Karuzela nie zwalnia. Nikt nie powinien się zatem zdziwić, gdy kontuzji będzie więcej, zanim jeszcze sezon osiągnie swój punkt kulminacyjny.

Przeczytaj również