To tam rozegra się prawdziwy finał Ligi Mistrzów. "Piłkarska wojna światów"
Nie doszłoby do rywalizacji Manchesteru z Chelsea w finale Ligi Mistrzów, gdyby nie liderzy angielskich projektów. Pep Guardiola i Thomas Tuchel to obecnie dwóch największych geniuszy pośród europejskich szkoleniowców. Decydujące rozdanie w Champions League wcale nie musi rozegrać się na murawie Estadio do Dragao. Prawdziwy pojedynek nastąpi w umysłach tych dwóch wybitnych trenerów.
W meczach tej rangi stawka zawsze jest większa niż życie. Obaj menedżerowie mają coś do udowodnienia sobie, kibicom i całemu światu. Tuchel rok temu poznał gorycz smaku porażki w spotkaniu decydującym o zwycięstwie. W grudniu wylądował na bezrobociu i tylko dzięki niesamowitym umiejętnościom znów zagra o zapisanie się w historii Ligi Mistrzów. Z kolei Guardiola to urodzony zwycięzca, kolekcjoner trofeów, który jednak ostatnie “uszate” trofeum podniósł dekadę temu. Będzie to rywalizacja dwóch wspaniałych trenerów, wielkich fachowców, a także… bliskich przyjaciół.
Uczeń Czarnoksiężnika
Guardiola tak naprawdę w pewien sposób stworzył swojego dzisiejszego przeciwnika. Według bliskich współpracowników Thomasa Tuchela ten zakochał się w możliwości pracy na ławce szkoleniowej, kiedy zaczął regularnie obserwować Barcelonę pod wodzą Katalończyka. Niemiec w wolnych chwilach między zdobywaniem licencji trenerskich jeździł na Camp Nou, żeby z wysokości trybun podziwiać złotą erę “Dumy Katalonii”. Z zapałem czytał także wszystkie biografie Pepa. Chłonął jego idee, na nowo uczył się futbolu. Christian Heidel, kierownik działu sportowego Mainz, który odpowiadał za wprowadzenie obecnego trenera Chelsea na poziom seniorski, zdradził, że Tuchel w jednej z książek natrafił na fragment o wielkim zdziwieniu Guardioli. Otóż Katalończyk nie mógł uwierzyć, że w szatniach klubów Bundesligi są ciastka i inne łakocie. Następnego dnia Tuchel wparował na stadion Mainz i wyrzucił wszystkie słodycze. Na modłę swojego idola.
- Innym razem w Mainz jechaliśmy na wyjazd, Thomas siedział w autobusie i oglądał dokument o Guardioli. W pewnym momencie na ekranie pojawił się wykres dotyczący podań Barcelony. Dla każdego wyglądałoby to, jak plątanina strzałek. Dla niego była to skarbnica informacji. Siedział i analizował ten wykres przez dwie godziny - powiedział Heidel na łamach “The Independent”.
Tuchel czerpał z filozofii Guardioli pełnymi garściami. Pilna nauka oczywiście przyniosła efekty, bowiem w Mainz prędko udowodnił swoją jakość. Oczywiście, w sercu Moguncji nie mógł powtórzyć sukcesów Pepa z Barcelony czy Bayernu Monachium. Robił jednak wszystko, żeby zawodnicy grali w podobnym stylu, zgodnie z duchem futbolu totalnego, którego podwaliny stworzył Johan Cruyff. Holender sam uczył tego Guardioli, żeby później to Katalończyk stał się źródłem poznania istoty piłki nożnej, wzorem do naśladowania dla tak pojętnych uczniów, jak Thomas Tuchel.
- Tuchel to podejście barcelońskie, czerpanie od Pepa Guardioli. Dłuższe utrzymanie piłki i dopracowanie funkcjonowania każdej pozycji. Minimalizowanie planu rywala i ich najlepszych argumentów przez świetne przygotowanie taktyczne - przyznał Łukasz Piszczek w wywiadzie dla naszego portalu. Całą rozmowę z prawym obrońcą przeczytacie TUTAJ.
Posolić i popieprzyć
Za kilka godzin obaj trenerzy zmierzą się ze sobą w finale Ligi Mistrzów, ale ich pierwsze spotkanie przebiegało w zupełnie innych okolicznościach. W 2014 roku Pep pracował w Bayernie Monachium, a Tuchel zrobił sobie mały urlop po odejściu z Mainz, a jeszcze przed objęciem Borussii Dortmund. Dyrekcja sportowa “Die Roten” spotkała się w jednej z bawarskich restauracji, w której znalazł się także Thomas Tuchel. Uczeń trafił na mistrza.
- Tuchel przysiadł się do stolika z Pepem i zaczęli rozmawiać. Początkowo to przypominało relację nauczyciela z uczniem, ale później role się odwróciły. Rozmawiali na równi o swoim rzemiośle. Dyskutowali o niuansach taktycznych w meczach, które miały miejsce lata temu. Nie mogłem uwierzyć, że zapamiętali najdrobniejszy szczegół. To było jak: “Wiesz, w 2009 roku przesunąłeś swoich bocznych obrońców w drugiej połowie spotkania z Realem. Dlaczego tak zrobiłeś?”. I tak dalej. To było niesamowite. Przypominało oglądanie dwóch szachowych arcymistrzów, Fischera i Spasskiego, Kasparowa i Karpowa. To tak jakby Cyceron i Sokrates usiedli i zaczęli rozmawiać o futbolu - powiedział dla “The Athletic” Michael Reschke, dyrektor sportowy Bayernu.
Według doniesień pozostałych uczestników rozmowa trwała ponad cztery godziny. Tuchel i Guardiola w pewnym momencie zaczęli zabierać solniczki i pieprzniczki z pozostałych stolików, żeby te imitowały zawodników, ich ustawienie, przesuwanie się. Przez tych kilka godzin kelnerzy przestali ich obsługiwać, bo obaj byli zbyt pochłonięci rozmową, żeby ktokolwiek śmiał im przerywać.
- Pep był nim zachwycony. Po wszystkim podszedł do mnie i powiedział: “To interesujący młody trener. On ma świetne pomysły. Musisz go ściągnąć do Bayernu”. Chciał, żeby został jego następcą - kontynuował Reschke.
Doszło nawet do spotkania Tuchela z Ulim Hoenessem, jednak ostatecznie nigdy nie objął on Bayernu. Nie zmienia to faktu, że Guardiola miał nosa. Naturalnie, obecny trener Chelsea już wtedy wyrobił sobie pewną renomę w Bundeslidze, ale mało kto przypuszczał, że zajdzie aż tak daleko. Pep zakochał się w jego ideach, kiedy ten był na urlopie, a w CV miał jedynie epizod w Mainz. W 2015 roku pisarz Marti Perarnau współpracował z Katalończykiem, tworząc książkę pt. Pep Guardiola: The Evolution. Zapytał wtedy o dwóch trenerów z największym potencjałem. “Tuchel i Conte” - odpowiedział Guardiola bez chwili namysłu. Swój jednak zawsze pozna swego.
W świecie idealistów
Poza podobnym stylem łączy ich także szalony etos pracy. Obaj są zadeklarowanymi pracoholikami. Żyją i oddychają futbolem. Znajomi Pepa przyznają czasem, że można z nim porozmawiać o czymś innym niż piłka tylko raz na parę tygodni - kiedy gra w golfa i na moment zapomina o swoim zawodzie. Arjen Robben zdradził kiedyś, że Guardiola potrafił dzwonić w środku nocy, bo akurat wpadł na jakiś rewolucyjny pomysł. Philipp Lahm opowiedział anegdotę o tym, jak Bayern przygotowywał się do ważnego spotkania w Lidze Mistrzów. Pep przez ponad tydzień szlifował z zespołem jedną taktykę. Po czym wparował na przedmeczową odprawę, mówiąc że piłkarze mają o wszystkim zapomnieć, że tamten plan się nie powiedzie i ma nowy pomysł. Perfekcjonista, idealista, taktyczny pedant, trenerski stachanowiec. Tuchel jest podobny, żeby nie powiedzieć identyczny.
- Thomas myśli o futbolu przez 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. Jego zwykły dzień w pracy nie jest normalny. To po prostu fanatyk - opisał Christian Heidel.
O niecodziennych metodach szkoleniowych przekonał się w trakcie jednego ze zgrupowań Mainz. Ekipa z Moguncji przygotowywała się do sezonu w Austrii. Tuchelowi bardzo spodobała się murawa na boisku. Leżał na niej, mierzył długość, wąchał ją, oglądał źdźbła z różnej strony. Potem podszedł do Heidela i powiedział, że trzeba zatrudnić greenkeepera, bo to najlepiej przygotowana trawa, jaką kiedykolwiek widział. Jego życzenie oczywiście spełniono.
Szalony profesjonalizm Niemca objawił się także na początku przygody z Chelsea. “The Blues” ogłosili zatrudnienie nowego trenera 26 stycznia. Następnego dnia londyńczycy mieli zagrać z Wolverhampton. Każdy inny szkoleniowiec prawdopodobnie pozwoliłby poprowadzić zespół tymczasowemu menedżerowi, żeby w spokoju przygotować się do prawdziwego debiutu. Tymczasem Tuchel nalegał na to, aby samemu znaleźć się przy linii bocznej. Taktykę na mecz rozrysował w samolocie. Wystarczyło jedno spotkanie z zawodnikami, żeby wpoił im swoje założenia. Chelsea ostatecznie tylko zremisowała 0:0, ale w ich grze były widoczne świeżość, polot, złoty dotyk fachowca. Kompletna transformacja względem miałkiej układanki Franka Lamparda, który w grudniu twierdził, że z tym zespołem nie da się niczego osiągnąć.
- Tuchel wiele mnie nauczył. Jest świetnym menedżerem. On i Pep są bardzo podobni. Właściwie trudno znaleźć między nimi jakieś różnice. Obaj wykonują bardzo dobrą pracę, przygotowują drużyny na najwyższym poziomie taktycznym - powiedział niedawno Ilkay Guendogan.
Starcie tytanów
Tuchel i Guardiola zmierzą się po raz ósmy. Katalończyk może się pochwalić lepszym bilansem, jednak wyśrubował go w Niemczech, kiedy prowadził bezkonkurencyjny Bayern. W Anglii układ sił uległ zmianie. Od stycznia Chelsea i City zagrały ze sobą dwa mecze. W obu triumfowali “The Blues”.
- Thomas zdradził taktykę przed finałem Ligi Mistrzów. Wiem to - z przekorą mówił Guardiola po ostatniej porażce z Chelsea w Premier League.
Mimo walki o najcenniejsze klubowe trofeum, z pewnością będzie to rywalizacja pełna szacunku, uznania dla godnego siebie przeciwnika. Obaj nie ukrywają, że wzajemnie się inspirują, napędzają. Na konferencjach prasowych przed finałem nie szczędzili sobie pochwał. Ktoś mógłby pomyśleć, że to nie Liga Mistrzów, a towarzyski mecz przyjaźni. Ale każda laudacja jest wyrazem respektu wobec wykonanej pracy, a nie zbędną kurtuazją.
- Pep jest najlepszym trenerem na świecie. Nawet jeśli on sam tak o sobie nie powie, to ja wiem, że tak jest. On tworzy maszyny do wygrywania. To wzór. Wywarł wielki wpływ na moją karierę - mówi Tuchel.
- Wiele nauczyłem się od Thomasa - czy to podczas naszych rozmów, czy kiedy oglądam w akcji jego drużyny. Jedną z najprzyjemniejszych rzeczy w futbolu są obserwacja i dialog. Myślę, że Tuchel to wyjątkowy menedżer. Nie ma znaczenia, czy on ma dużo informacji o mojej ekipie, czy ja o jego. Ostatecznie żaden z nas nie może zagrać. O wszystkim zdecydują nasi zawodnicy - odpowiada Guardiola.
Możemy tylko przypuszczać, w jak niebywałym tempie muszą teraz pracować zwoje mózgowe obu szkoleniowców. Każdy z nich wie, że ten drugi wie, że on wie. I vice versa. Wieczorny spektakl będzie niesamowitą okazją, aby zobaczyć w akcji nie tylko Kevina De Bruyne czy N’Golo Kante, ale przede wszystkim ludzi, którzy nimi kierują. Tuchel wychował się na Guardioli, Pep ukształtował godnego siebie rywala. Obaj z niesamowitą wiedzą, umiejętnościami, doświadczeniem i przede wszystkim filozofią, której najbardziej zagorzałymi wyznawcami są oni sami. Piłkarska wojna światów. Boiskowa wersja pojedynku Garri Kasparow vs Magnus Carlsen. Przed północą tylko jeden z nich powie szach-mat.
Futbol to wcale nie jest sport, w którym 22 ludzi biega za piłką, a na końcu wygrywają Niemcy. Futbol to dziś sport, gdzie 22 ludzi biega za piłką, a o tym kto wygra, zdecyduje rezolutny Niemiec i nieposkromiony Katalończyk.