Mistrzostwo Anglii dla Tottenhamu Hotspur? Mourinho musi poczekać. "Koguty" zdobędą tytuł w przyszłym sezonie

Mistrzostwo Anglii dla Tottenhamu? Mourinho musi poczekać. "Koguty" zdobędą tytuł w przyszłym sezonie
Russell Hart / Press Focus
Zwyciężając w dzisiejszych derbach północnego Londynu, Tottenham może umocnić się na prowadzeniu w tabeli Premier League. Ale nawet jeśli to nastąpi, Jose Mourinho nie powinien stracić głowy. Jego drużyna podąża bowiem według sprawdzonego przez Portugalczyka planu.
- Jest jedna rzecz, którą wyciągam dla siebie z tego meczu - powiedział Jose Mourinho po ubiegłotygodniowym, bezbramkowym spotkaniu Tottenhamu z Chelsea na Stamford Bridge. - Remis tutaj jest zazwyczaj korzystnym wynikiem. Pozostanie na szczycie tabeli po tym remisie również jest czymś pozytywnym. Ale moja szatnia nie jest zadowolona. My nie jesteśmy zadowoleni. To dla mnie fantastyczne. To świadczy o całkowitej zmianie mentalności tej drużyny.
Dalsza część tekstu pod wideo

Kucyk pośród koni

Trzeba cofnąć się aż do stycznia 1985 roku, by przypomnieć sobie, kiedy Tottenham Hotspur po raz ostatni zajmował pierwsze miejsce w ligowej tabeli po nie mniej niż 10 rozegranych meczach. W historii Premier League nie zdarzyło się to dotychczas ani razu. Aż do początku tego sezonu. Jeżeli jednak myślisz, że Jose Mourinho pręży muskuły, rozczarujesz się.
- My nie uczestniczymy nawet w wyścigu o tytuł - tonował nastroje w poprzednią niedzielę. - Jesteśmy w nim kucykiem.
Na Wyspach, gdzie historycznie dużym zainteresowaniem i prestiżem cieszą się wyścigi konne, kandydatów do zdobycia piłkarskiego mistrzostwa kraju zwykło się potocznie określać mianem “koni”. Jeżeli w rywalizacji o tytuł uczestniczą w danym sezonie dwie drużyny, mówi się o “wyścigu dwóch koni” (ang. “two-horse race”). I analogicznie, kiedy faworytów jest więcej. Ostatnia wypowiedź Mourinho przywołała wspomnienia innej, z przeszłości. Też, a jakże, jego autorstwa.
- Dwa konie i jeden mały koń - poprawił zadającego pytanie dziennikarza ówczesny menedżer Chelsea w pierwszym miesiącach drugiej kadencji na Stamford Bridge. Zimą 2014 roku wydawało się, że walkę o mistrzostwo Anglii stoczą pomiędzy sobą trzy zespoły: Manchester City, Arsenal i Chelsea. Także wtedy Mourinho nie popadał jednak w hurraoptymizm. - Ten mały koń nadal potrzebuje mleka i nauczyć się skakać - pół żartem, pół serio mówił Portugalczyk. - Dwa duże konie i jeden ładny koń. Taki, który w następnym sezonie będzie już mógł się ścigać.
Sezon 2013/14 skończył się dokładnie tak, jak przewidywał Mourinho. Z jednym zastrzeżeniem. Jak to w wyścigach konnych bywa, jeden z dużych koni (Arsenal) odpadł na finiszu z rywalizacji. W jego miejsce wskoczył za to inny. Taki mający pozornie wszystko, żeby wtedy zatriumfować. Liverpool. Liverpool, któremu mistrzostwo odebrała właśnie Chelsea, choć sama pozostała lekko z tyłu - na tron wskoczyło City.
W kolejnych rozgrywkach “The Blues”, zgodnie ze słowami “Mou”, rzeczywiście nie tylko mogli już się ścigać. Ona tamten wyścig w cuglach wygrała. Portugalczyk znów świętował, a tytuł najlepszej drużyny w Anglii w 2015 r. powędrował na Stamford Bridge.

Proces trwa

Czy dziś Jose Mourinho po prostu znowu doskonale wie, co robi? Z jednej strony, widzi zauważalny postęp drużyny. Z drugiej, zdaje sobie sprawę, że proces zmiany mentalności zespołu nie znajduje się jeszcze na wystarczająco zaawansowanym etapie, by móc realnie myśleć o nawiązaniu zakończonej sukcesem rywalizacji z Liverpoolem czy Manchesterem City na przestrzeni całego sezonu.
Menedżer Tottenhamu nie daje się też zwieść specyfice rozgrywanych w trakcie trwającej pandemii rozgrywek. Spurs są obecnie liderem, mimo że nie zwyciężyli aż w czterech spośród dziesięciu rozegranych meczów. Świetnie radzą sobie na razie głównie w spotkaniach wyjazdowych. Na własnym stadionie pokonali tylko Brighton i Manchester City. Z Newcastle i West Hamem zremisowali. Z Evertonem przegrali. Niewykluczone, że kolejne potknięcie czyha tuż za rogiem.
Mourinho ciągle szuka także optymalnej, wyjściowej jedenastki. Pewniaków jest na tę chwilę tylko pięciu. Są nimi: Hugo Lloris, Eric Dier, Pierre-Emile Hojbjerg oraz oczywiście niesamowity duet tworzony przez Heung-min Sona i Harry’ego Kane’a. Na pozostałych pozycjach Portugalczyk wydaje się jeszcze nie do końca zdecydowany. Testuje. Zmienia. Rotuje.
Poza Hojbjergiem, trwa również proces aklimatyzacji letnich nabytków. Sergio Reguilon, Carlos Vinicius, Matt Doherty czy Joe Rodon przystosowują się dopiero do wymogów gry w Premier League (poza Dohertym), reprezentowania Tottenhamu i wreszcie oczekiwań samego menedżera (wszyscy). Na dobre nie “odpalił” też dotychczas Gareth Bale.

Zgodnie z planem

Jose Mourinho przyzwyczaił do bycia pragmatykiem. Zarówno, jeśli chodzi o taktyczne podejście do meczów, jak i sterowanie oczekiwaniami klubu, który w danym momencie prowadzi. Portugalczyk jest dobrze świadomy tego, że niemal niemożliwe jest w Premier League przeskoczenie z szóstego miejsca na koniec poprzedniego na pierwszą pozycję na finiszu następnego sezonu. Tym bardziej przy tak znakomicie ukształtowanym rywalu w postaci Liverpoolu czy tak mocnym kadrowo Manchesterze City.
Menedżer Tottenhamu nie potrzebuje jednak się spieszyć. W drugim, pełnym sezonie pracy sięgał przecież wcześniej po Puchar Europy z Porto i Interem, mistrzostwo Hiszpanii i Anglii odpowiednio: z Realem Madryt i Chelsea (w 2015 roku) czy nawet wicemistrzostwo kraju z Manchesterem United.
Mourinho na pewno nie zabraknie cierpliwości. W tym sezonie “kucyk” z Tottenham Hotspur Stadium jeszcze będzie się z bliska przyglądał “dużym koniom”. Do galopu na dobre przystąpi w następnym.

Przeczytaj również