Z Robertem Lewandowskim rozumiał się bez słów. Nikt w Ekstraklasie nie był lepszy technicznie

Z Lewandowskim rozumiał się bez słów. Nikt w Ekstraklasie nie był lepszy technicznie od "Artysty z Bałkanów"
Marcin Kadziolka / shutterstock.com
Miał 20 lat, gdy z bośniackiego Zeljeznicara przechodził do bardzo mocnego wówczas Lecha Poznań. I to - jak na standardy Ekstraklasy - nie za frytki. “Kolejorz” zapłacił za niego 600 tysięcy euro, ale przy Bułgarskiej szybko zrozumieli, że była to cena wyjątkowo promocyjna. Semir Stilić przez lata był w naszej lidze przykładem, że liczy się nie tylko walka i laga do przodu (albo i do tyłu), ale momentami jednak znakomite wyszkolenie techniczne. Bo pod tym względem Bośniak nie miał sobie u nas równych.
To było świetne okienko transferowe dla Lecha Poznań. Latem 2008 roku w stolicy Wielkopolski zameldowali się Robert Lewandowski, Manuel Arboleda, Sławomir Peszko i Semir Stilić. Franciszek Smuda całą czwórkę znakomicie wkomponował w zespół, a “Kolejorz” w sezonie 2008/2009 zaliczył piękną przygodę z Europą, wychodząc nawet z grupy Pucharu UEFA. Dopiero na etapie 1/16 finału minimalnie lepsze okazało się włoskie Udinese Calcio.
Dalsza część tekstu pod wideo

Król asyst

Stilić nie potrzebował czasu na aklimatyzację. Zaczął zachwycać niemal od razu. Poruszał się z wielką gracją, miał zmysł do gry kombinacyjnej, potrafił znakomicie dostrzec kolegę, ale i uderzyć z dystansu, do tego w punkt bił stałe fragmenty gry. No i robił naprawdę rewelacyjne liczby. Nie urządzał tylko sztuki dla sztuki. Swój premierowy sezon w Polsce zakończył z bilansem 15 goli i 14 asyst(!) licząc wszystkie rozgrywki. Zabijcie mnie, ale nie pamiętam piłkarza w tak młodym wieku, który przyszedł do Ekstraklasy i zrobił takie show.
Lech ligę zakończył jednak tylko na trzecim miejscu. Rok później cieszył się już z mistrzostwa Polski, ale - o ironio - Stilić w tamtych rozgrywkach nieco spuścił z tonu. Może szybkie odpadnięcie z europejskich pucharów nieco ostudziło jego motywację, której momentami brakowało, gdy trzeba było pojechać do przykładowego Wodzisławia Śląskiego czy Bytomia. Dwa gole i 12 asyst. Z takim dorobkiem Stilić kończył swój drugi sezon przy Bułgarskiej. Przestał więc przede wszystkim strzelać, ale partnerów dalej szukał bardzo skutecznie. Jak choćby w wyjazdowym spotkaniu z norweskim Fredrikstad, gdy schodził z murawy po zaliczeniu czterech decydujących podań, a Lech wygrał aż 6:1. To były czasy.
Choć pochodzi z Bośni, na boisku momentami prezentował się jak ktoś szlifujący technikę w blasku iberyjskiego słońca. Może to zasługa genów? Jego ojciec przez lata występował w lidze portugalskiej. A tam raczej nie słuchają Piotra Świerczewskiego. Nie grają na chaos. Liczy się piłka.

Gdzie ten transfer?

Czego mu brakowało? Przede wszystkim motoryki i siły fizycznej. Nikt nie oczekiwał oczywiście od Stilicia, że nagle grając w środku pola stanie się drugim Hulkiem, bo mógłby w ten sposób jedynie stracić swoje największe atuty, ale faktycznie momentami Semir poruszał się po murawie dość ślamazarnie. A po chwili potrafił zagrać tak, że nikt już o tym nie pamiętał.
Co chwilę przebąkiwało się o jego odejściu i kierunkach, które może obrać. Ostatecznie jednak został w Poznaniu jeszcze przez kolejne dwa sezony. Kampanię 2010/2011 zakończył z dziewięcioma golami i 12 asystami, a rok później - już na pożegnanie - dołożył jedno trafienie i osiem ostatnich podań.
Po czterech wyjątkowo udanych latach kibice Lecha żegnali “Artystę z Bałkanów” z wielkim smutkiem. Żegnali jako mistrza kraju, zdobywcę Pucharu i Superpucharu Polski. Piłkarza, który godnie reprezentował “Kolejorza” w Europie i wykręcał znakomite liczby. W 156 rozegranych spotkaniach udało mu się finalnie zdobyć 28 bramek i zaliczyć 46 asyst. A pełni jego możliwości i tak nie oddadzą żadne cyferki. Stilicia po prostu trzeba było zobaczyć w akcji, by zrozumieć, że był (jest) prawdziwym kozakiem.

Kierunek z kategorii szokujących

Różnie toczą się losy piłkarzy po wyjeździe z Polski. Niektórzy potrafią błyszczeć w Ekstraklasie, by później całkowicie przepaść za granicami naszego kraju. Inni wcale nie byli u nas na piedestale, a po wyjeździe niespodziewanie radzili sobie wyjątkowo dobrze. Semirowi bliżej niestety do tej pierwszej grupy.
Już sam transfer do… Karpat Lwów był dość szokujący. Gdzie to bowiem ten Stilić miał nie grać, gdzie to nie był już jedną nogą. A to Werder Brema, a to Celtic, Nicea. Miało się o niego bić pół Europy, a tymczasem wylądował w jednej ze słabszych wówczas drużyn ligi ukraińskiej.
No to chyba powinien tam być gwiazdą - można było pomyśleć. Nic z tych rzeczy. Przez jakiś czas Stilić był jeszcze podstawowym zawodnikiem, ale w końcu coraz częściej grał ogony. Łącznie wystąpił w 24 meczach, strzelił trzy gole, dołożył cztery asysty, po czym grzecznie pożegnał się z krajem naszych sąsiadów.
Klasycznym scenariuszem w takiej sytuacji byłby powrót do Polski. On faktycznie nastąpił, ale chwilę później. Wcześniej Semir zahaczył o turecki Gaziantepspor. No i ligi tureckiej też nie podbił. Ten epizod skończył się jeszcze szybciej, bo po zaledwie pół roku. Tylko osiem rozegranych spotkań, cztery gole i jedna asysta.

Gwiazdy na łokciach, “Biała Gwiazda” w kontrakcie

Wtedy Stilić wbił sztylet w serca fanów poznańskiego Lecha, którzy liczyli po cichu na wielki powrót Bośniaka. On jednak podpisał kontrakt z Wisłą Kraków. I szybko okazało się, że polskie powietrzu mu służy. Nawet to zanieczyszczone w stolicy Małopolski. Pierwszego gola dla “Białej Gwiazdy” zdobył już w drugim meczu, a pierwszym rozgrywanym na Reymonta. I to jakim! Wiślacy wygrali w derbach z Cracovią 3:1, a Bośniak w swoim stylu wpisał się na listę strzelców. Balansem ciała położył defensora rywali, by po chwili sprytnym strzałem pokonać bramkarza. Spotkanie skończył zresztą nie tylko z golem, ale także asystą.
Do końca sezonu zagrał jeszcze kilka fenomenalnych spotkań. Choćby w Warszawie, gdy Wisła przegrywała z Legią 0:2, grając w dziesiątkę. Wtedy Stilić najpierw wymanewrował defensywę gospodarzy, wykładając piłkę Donaldowi Guerrierowi, a później popisał się FENOMENALNYM uderzeniem z rzutu wolnego.
Można tak wymieniać i wymieniać. Ostatecznie do końca tamtej kampanii Stilić w 16 meczach zdobył siedem bramek i zaliczył cztery asysty, a było to tylko preludium do kolejnego genialnego sezonu w wykonaniu byłego pomocnika poznańskiego Lecha.
Sezonu zwieńczonego dziewięcioma golami i 13 decydującymi podaniami, co przyniosło mu szereg kolejnych wyróżnień. Został m.in. wybrany najlepszym piłkarzem sierpnia w Ekstraklasie, najlepszym pomocnikiem sezonu. Znalazł się także w najlepszej ligowej jedenastce rozgrywek 2014/2015. Choć oficjalnie tego tytułu nie otrzymał, dla wielu był po prostu w tamtym czasie zawodnikiem numer 1 na polskich boiskach. Znakomicie układała się zwłaszcza jego współpraca z Pawłem Brożkiem. Panowie ewidentnie znaleźli wspólny boiskowy język.

Nikozja i zawijka do Krakowa

Jego ekstraklasowe koncerty nie uszły uwadze zagranicznych klubów. Semir postanowił jeszcze raz spróbować swoich sił poza Polską. Tym razem padło na APOEL Nikozja, klub regularnie występujący w pucharach. Hegemon tamtejszego podwórka, którego zresztą krakowska Wisła zdążyła - niestety dla siebie - dobrze poznać kilka lat wcześniej.
Wejście do nowej ekipy Stilić miał naprawdę świetne. Strzelił gola w meczu otwarcia ligi cypryjskiej, a kilka dni później zdobył piękną bramkę z rzutu wolnego, gdy APOEL walczył o Ligę Mistrzów z Astaną.
Ale były to tylko miłe złego początki. Później Bośniak często nawet nie łapał się do meczowej kadry. Ostatecznie przez cały sezon zagrał w 23 meczach, strzelając cztery gole i dokładając do tego jedną asystę. Ale gdy faktycznie trybuny zaczął poznawać lepiej niż murawę, zdecydował się odejść.
Przez jakiś czas był bez klubu. Dopiero zimą rękę wyciągnęła po niego Wisła, licząc, że Semir nawiąże do swojego pierwszego - jakże udanego - epizodu w Krakowie.
- Od września byłem wolnym zawodnikiem. Nie chciałem decydować się pochopnie, wolałem podjąć po namyśle najlepszą decyzję. Mam 29 lat. Pragnąłem występować w klubie, w którym bardzo mnie chcą, dobrze czuć się w miejscu zamieszkania, a to wszystko jest w Krakowie. Nie zadecydowały pieniądze, a moje serce. Bo najważniejsze, żeby dobrze czuć się w swoim klubie - mówił po powrocie.

To już nie to samo

Ale drugie wejście do tej samej rzeki nie miało niczego wspólnego z poprzednim. Bośniak na dobre nie wywalczył sobie nawet miejsca w składzie, co kiedyś byłoby kompletnie nie do pomyślenia. Przegrywał rywalizację z Mączyński, Llonchem i Brlekiem. Nie było sentymentów i gry za nazwisko, bo Stilić faktycznie wyglądał fizycznie bardzo kiepsko. Do końca sezonu zdobył tylko jednego gola i zaliczył dwie asysty.
Lepiej miało być w nowych rozgrywkach, szczególnie, że "Mąka" odszedł do Legii. Ale na inaugurację w środku pola wystąpili Fran Velez i Petar Brlek, a Kiko Ramirez zdecydował się grać na dwójkę napastników. Stilić nie podniósł się nawet z ławki, a kilka dni później gruchnęła sensacyjna informacja, że rozwiązał kontrakt z klubem.
Po dwóch miesiącach bezrobocia dołączył do Wisły Płock, gdzie grał - z lepszym i gorszym skutkiem - przez dwa lata. Miewał jeszcze momenty, gdy nawiązywał do swojej niemalże najlepszej dyspozycji, ale zdarzało mu się i znikać. Dla “Nafciarzy” zagrał 42 spotkania, strzelił sześć goli i dołożył dziesięć asyst. Latem 2019 roku wrócił do macierzystego Zeljeznicara i co jakiś czas dochodzą stamtąd głosy (i filmy), że dalej potrafi czarować.
***
Semir Stilić to z pewnością jeden z lepszych obcokrajowców, jacy kiedykolwiek biegali po polskich boiskach. Złośliwi napiszą - to tylko Ekstraklasa, w innych ligach sobie tak nie radził. Owszem, to akurat dość szokujące, że piłkarz z takim potencjałem nigdy nawet nie wychylił nosa poza nieco niszowe ligi, skoro teraz wystarczy jedna udana runda w Polsce, by momentalnie znaleźć się na Zachodzie.
Czegoś jednak zabrakło. Może odpowiedniej decyzji w kluczowym momencie, gdy miał swój prime, może chęci do bardziej wytężonej pracy nad nielicznymi, ale jednak słabościami. Teraz już się tego nie dowiemy, ale dla nas chyba nawet lepiej, że Bośniak błyskawicznie nie uciekł z Polski, tylko na trochę tu zakotwiczył.
Dla takich piłkarzy chodzi się bowiem na stadiony.
***
Zapraszamy do lektury artykułów dotyczących innych zagranicznych piłkarzy, którzy w przeszłości znakomicie radzili sobie na polskich boiskach: Prejuce Nakoulma, Abdou Razack Traore, Dani Quintana, Kalu Uche, Maor Melikson, Danijel Ljuboja, Artjoms Rudnevs, Donald Guerrier, Manuel Arboleda, Hernan Rengifo, Mauro Cantoro, Takesure Chinyama, Marcelo Guedes, Nemanja Nikolić, Stanko Svitlica, Cleber.

Przeczytaj również