250 milionów na dzieciaki. Gigant-zakupoholik przesadził z Football Managerem. "Te talenty cierpią"

250 milionów na dzieciaki. Gigant-zakupoholik przesadził z Football Managerem. "Te talenty cierpią"
Carlton Myrie / pressfocus
Podejście nowych właścicieli Chelsea do kupowania młodzieży można porównać do zachowania zakupoholika. Ściągają tak wielu niedoświadczonych, utalentowanych graczy, że aż trudno znaleźć im miejsce i chyba niespecjalnie mają na nich wszystkich plan. Już teraz część z nich musiała trochę cierpieć. Boehly i spółka zafiksowali się na myślenie o przyszłości, zatracając lekko zdrowy rozsądek.
Amerykańscy właściciele Chelsea nie szczędzili dotychczas środków na wielkie wzmocnienia. Prowadzona przez nich przebudowa zespołu nie opiera się jednak tylko na wydawaniu ogromnych sum na piłkarzy gotowych, aby zaistnieć w pierwszej drużynie. W ciągu ostatniego półtora roku klub ze Stamford Bridge dopiął transfery aż 12 graczy w wieku co najwyżej 20 lat za łączną kwotę około 250 milionów euro. To, w połączeniu ze świetną akademią, sprawia, że w niebieskiej części Londynu mają zatrzęsienie talentów. Problem w tym, że w przypadku wielu z tych młodych graczy nie widać planu na to, jak poprowadzić ich kariery. Nieudane wypożyczenia, nikłe szansy na grę w barwach “The Blues”, niezrozumiałe decyzje trenera Mauricio Pochettino - zarządzanie młodzieżą w Chelsea, nawet jeśli w jej barwach błyszczy 21-letni Cole Palmer, może budzić wątpliwości.
Dalsza część tekstu pod wideo

Zabawa w Football Managera

Każdy zapalony miłośnik gier piłkarskich to zna: nie ma nic lepszego, niż ściągnięcie do klubu utalentowanego młodziana, żeby ten w perspektywie kilku lat zaczął prowadzić zespół do trofeów. A jeśli już ściągnie się takich kilku, to mamy gotowy trzon drużyny na przyszłość. Wszak wiadomo - w symulacji to właściwie gwarancja sukcesów. Jeśli patrzy się na to, co dzieje się na Stamford Bridge, można odnieść wrażenie, że właśnie stamtąd inspirację czerpią zarządzający Chelsea Todd Boehly i spółka. Za ich panowania w stolicy Anglii wylądowali Enzo Fernandez, Raheem Sterling, Moises Caicedo czy Kalidou Koulibaly - gracze zweryfikowani na najwyższym poziomie. Klub wydał jednak ponad 250 milionów euro na 20-letnich lub młodszych zawodników, z których zdecydowana większość wciąż nie zasmakowała gry na najwyższym poziomie. W momencie transferu w miarę porządną weryfikację w pięciu czołowych ligach Europy z tego grona mieli tylko Romeo Lavia, Malo Gusto i Lesley Ugochukwu.
W gronie nabytków mamy też wiele tzw. wonderkidów. 18-letni Brazylijczycy Andrey Santos, Angelo i Deivid Washington, ich rówieśnicy Diego Moreira, Cesare Casadei, Gabriel Slonina, Carney Chukwuemeka. Niewiele starsi Noni Madueke czy David Datro Fofana. Do tego jeszcze złote dziecko ekwadorskiego futbolu, Kendry Paez, który pojawi się w Anglii dopiero w 2025 roku, po 18. urodzinach. Poczyniono gigantyczne inwestycje przyszłościowe. To ruchy, biorąc pod uwagę ich liczbę, niemal jak z Football Managera. W “realu” takie zatrzęsienie młodych, perspektywicznych graczy nie jest jednak łatwe do efektywnego wykorzystania. I na Stamford Bridge trochę się o tym przekonują.

Nie da się bez ofiar

Gdy masz tak wielu młodych piłkarzy, dla których minuty na boisku są niczym skarb, część z nich musi być poszkodowana. Tym bardziej że w Chelsea są też inni, bardziej doświadczeni zawodnicy, a także produkty akademii. Nazwisk w kadrze, mówiąc bezpośrednio, jest wręcz za dużo. Spójrzmy na sytuację wspomnianych nabytków z kategorii wiekowej U20. Ważne ogniwa zespołu? Aktualnie brak, choć Gusto, o ile dopisuje mu zdrowie, dostaje regularnie minuty w miejsce kontuzjowanego Reece’a Jamesa. Madueke ostatnio występuje coraz częściej.
Noni Madueke
Ryan Crockett/Pressfocus
Chukwuemeka i Ugochukwu, gdy są dostępni, stanowią opcje do rotacji i tutaj trudno się do czegokolwiek przyczepić. Podobnie w przypadku Lavii, bo Belg właściwie od momentu transferu zmaga się z problemami zdrowotnymi.
Ale reszta? Washington kilka razy złapał ogony. Fofana, Moreira i Santos mają za sobą bardzo nieudane wypożyczenia w pierwszej połowie sezonu, Slonina praktykuje w Belgii i jest tam pewniakiem, Angelo nieźle wygląda w Strasburgu, a Casadei właśnie wrócił po niezłym pobycie w Leicester, aby zwiększyć konkurencję w obliczu kontuzji. Gdy jednak “szpital” się skończy, niedoświadczonym graczom może być bardzo trudno o minuty.
Do tego trzeba zarządzać jeszcze graczami wykreowanymi w Cobham. Tutaj mamy Leviego Colwilla, odgrywającego istotną rolę w układance Pochettino. W rotacji często (choć z niezbyt efektownym skutkiem) przydaje się Armando Broja. Przetarcie w dorosłym futbolu zalicza też ich rówieśnik, 20-letni Alfie Gilchrist, ale można również wrzucić kamyczek do ogródka trenera, zwracając uwagę na Iana Maatsena. Zdolny lewy defensor praktycznie nie dostawał od Argentyńczyka szans na nominalnej pozycji. Pochettino korzystał z niego nawet na prawym skrzydle, a teraz 21-latek zalicza świetny start w ulubionej roli na wypożyczeniu do Borussii Dortmund.
Ian Maatsen po transferze do Borussii Dortmund
bvb.de
Na poważnie można postawić na kilku młodych piłkarzy, ale wielu musi czekać na szansę w drugim rzędzie - nawet pomimo dużej kwoty odstępnego. Dlatego istotne było znalezienie odpowiednich wypożyczeń, a podwójnie boleć mogą mocno przestrzelone decyzje w przypadku Santosa, Fofany czy Moreiry. Ten pierwszy przez pół roku w Nottingham Forest złapał tylko 97 minut, a w styczniu, po tym, jak został ściągnięty, pojechał na turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich, przez co nie może liczyć na kolejne wypożyczenie. Drugi wrócił niedawno po przeciętnym pobycie w Unionie Berlin, żeby wylądować w Burnley, gdzie akurat zaczął obiecująco. Ostatni za to również przedwcześnie zameldował się w Londynie po tym, jak nie odnalazł się w Lyonie.

Poszli zbyt grubo?

W przypadku części piłkarzy, zwłaszcza w obliczu sytuacji finansowej klubu i faktu, że zmieszczenie się w FFP może wymagać sprzedaży “aktywów”, można już zastanawiać się, czy wydawanie na prawo i lewo dużych kwot na pewno było rozsądne. A także, czy wśród nich nie znajdują się zawodnicy, dla których najlepszym planem będzie spieniężenie ich rok lub dwa po zakontraktowaniu. Wydaje się bowiem, że Boehly i spółka wpadli w szał zakupów, nie do końca analizując, czy naprawdę mają plan na ściąganych niedoświadczonych graczy. A przy rezygnacji z jednego lub dwóch z nich można było, np. pozyskać klasowego, doświadczonego zawodnika na poziomie podstawowej jedenastki, który pomógłby w walce o miejsce w europejskich pucharach. Aż takie stawianie na przyszłość niekoniecznie musi stanowić optymalny wybór - przydałby się zastrzyk jakości tu i teraz, bo Chelsea po 22 kolejkach ma tyle samo punktów, co w poprzednich, fatalnych rozgrywkach.
Pod względem inwestycji w młodzież na Stamford Bridge poszli chyba zbyt grubo. Zaoferowanie minut jednemu z jej przedstawicieli przy obecnym obłożeniu właściwie zawsze będzie się odbywać kosztem (a więc ze szkodą dla) jednego lub nawet kilku z nich, niejednokrotnie ściąganych za sporą kasę. Zresztą takie ruchy, na taką, niespotykaną wcześniej w angielskim futbolu skalę, wydają się rozsądne, gdy masz ustabilizowaną sytuację i chcesz zapewnić sobie dobre perspektywy na przyszłość. Aktualnie “The Blues” brakuje jednak liderów na murawie, kogoś, kto mógłby porwać drużynę. A tego nie zagwarantują nastolatkowie w trakcie drugiego czy trzeciego sezonu regularnej gry w karierze.
W poczynaniach amerykańskich właścicieli można dostrzec pewną dawkę naiwności. Jak dzieciak grający w grę, znaleźli grupę młodzieży z wielkim potencjałem i ruszyli z lawiną zakupów przyszłościowych. Przez pewien czas mogliśmy mieć wręcz wrażenie, że jeśli gdzieś wypływał zdolny nastolatek, to Chelsea od razu o niego pytała. Trudno to nazwać kupowaniem z rozsądkiem. Wygląda to raczej na działanie zakupoholika, który nie potrafi się powstrzymać. I, kto wie, może okazać się, że przeładowanie niekoniecznie okaże się korzystne.
boehly chelsea
Ronald Gorsic/CROPIX/SIPA/PressFocus

Przeczytaj również