Nowy selekcjoner musi to zrobić. "Temat, który został kompletnie pominięty przez Santosa"

Nowy selekcjoner musi to zrobić. "Temat, który został kompletnie pominięty przez Santosa"
Norbert Barczyk / PressFocus
Nowy selekcjoner reprezentacji Polski przyjdzie do drużyny narodowej w trudnym momencie. Nie ma jednak co liczyć na taryfę ulgową, a żeby nie podzielić losów Santosa musi zrealizować kilka celów.
Po Fernando Santosie klimat wokół reprezentacji Polski jest - delikatnie mówiąc - chłodny. I nie powinno to dziwić, gdy spojrzymy na funkcjonowanie drużyny narodowej w ostatnich miesiącach. Jeśli za Jerzego Brzęczka męczyliśmy swoim stylem, za Paulo Sousy brakowało nam wyników, a po Czesławie Michniewiczu zostaliśmy z aferą premiową… to po kadencji Santosa brakuje nam wszystkiego. Od wyników, przez styl, po zdrową atmosferę. Z tego powodu nowy trener na start dostaje kilka spraw do załatwienia. Bez tego trudno myśleć o wyprowadzeniu biało-czerwonych na właściwe tory, a przede wszystkim nie ma co marzyć o długofalowym spojrzeniu, którego ta drużyna od dawna potrzebuje jak tlenu. Kolejna porażka trenera narodowej kadry będzie bowiem bolesna dla całej polskiej piłki.
Dalsza część tekstu pod wideo

Myśleć o przyszłości

Reprezentacja potrzebuje resetu. Pojawienie się nowego selekcjonera samo w sobie nie spowoduje, że wszystkie problemy polskiej piłki znikną, ale może być okazją na nowe otwarcie. Tę szansę koncertowo zmarnował Santos, który w obliczu kryzysu chciał ratować się powołaniem m.in. Grzegorza Krychowiaka czy Kamila Grosickiego. Jak pokazała rzeczywistość, życie bez starej gwardii nie było łatwe, ale z nią na pokładzie nie stało się lepsze. Jeśli drużyna narodowa ma iść do przodu, to nie ma sensu cofać się do starych rozwiązań. Tu potrzeba odcięcia grubą kreską.
Zbliżające się mistrzostwa europy to już ostatni dzwonek, z różnych powodów, także dla kilku innych graczy. I choć zawsze należy mieć szacunek za dokonania Kamila Glika, który chce grą w Cracovii o powołanie zawalczyć, to chyba czas powiedzieć wprost, że to nie byłoby budowanie przyszłości. Biorąc pod uwagę również prawdopodobne zakończenie kariery reprezentacyjnej przez Wojciecha Szczęsnego, być może już pora przyszykować nową “jedynkę” w polskiej bramce. Do tej pory młodzi golkiperzy walczyli tylko o pozycję tego trzeciego, a czas przesunąć ich wyżej w hierarchii, nawet kosztem Łukasza Skorupskiego, który w perspektywie długoterminowej pierwszym bramkarzem raczej nie będzie.
Jeśli nowy trener będzie chciał na siłę ratować trwające eliminacje wierząc w tych, dla których najlepszy okres w kadrze już przeminął, to najpewniej za kilka miesięcy czeka nas ponowny demontaż składu i, jak pokazuje historia, poszukiwania… nowego selekcjonera.

Odnaleźć styl

Polski kibic wybaczy wiele, ale od pewnego czasu - zresztą bardzo słusznie - domaga się od drużyny narodowej czegoś więcej niż przepychania kolejnych spotkań. Ta drużyna musi mieć jasny pomysł na grę. Paradoksalnie najprzyjemniejszy dla oka futbol w ostatnich latach graliśmy za kadencji Paulo Sousy, który z kretesem przegrał EURO 2020. Mimo wszystko, to było coś nowego i świeżego. I było widać, że idzie za tym pewna myśl. Rolą nowego trenera będzie nie tyle nauczenie piłkarzy nadwiślańskiej wersji tiki-taki, co znalezienie jakiegokolwiek stylu dla tej drużyny.
Tego w ostatnich latach brakowało chyba najbardziej w reprezentacji Polski. Częste zmiany selekcjonerów powodowały też zmiany koncepcji. To oczywiste. Mocno razi jednak fakt, że zespół na przestrzeni kilkunastu miesięcy funkcjonował już w przynajmniej kilku ustawieniach, a taktyka przed każdym meczem była wielką niewiadomą nie tylko dla rywali, ale chyba też dla samych piłkarzy. Biorąc pod uwagę, jak niewiele jest czasu na szlifowanie schematów podczas zgrupowań, tak częste zmiany koncepcji nie mają prawa się sprawdzić. Dlatego nowy selekcjoner musi od początku mieć jasno sprecyzowany plan na to, jak powinna na boisku wyglądać drużyna. I oby nie był to plan z cyklu “laga na Roberta”.

Poszukać “żołnierzy”

Temat, który został kompletnie pominięty przez Fernando Santosa, to zbudowanie “swoich ludzi” w reprezentacji Polski. Niemal perfekcyjnie potrafił to robić Adam Nawałka, z lepszym bądź gorszym skutkiem pracowali nad tym również jego następcy. Santos, choć swoją wypowiedzią po ogłoszeniu ostatnich powołań próbował budować Adriana Benedyczaka, to ostatecznie nie wprowadził do kadry nikogo nowego. Zarówno jeśli chodzi o młodych graczy, takich jak choćby wspomniany wyżej gracz Parmy, jak i ciekawych piłkarzy z Ekstraklasy, którzy mogliby stać się przynajmniej solidnymi zadaniowcami.
W przypadku nowego selekcjonera może być o to łatwiej, bowiem, jeśli plotki się potwierdzą, będzie to raczej osoba dobrze znająca środowisko polskiej piłki ligowej. Od razu warto podkreślić, że wśród rodzimych ligowców raczej nie znajdziemy w tym momencie zbawicieli drużyny narodowej, ale lekceważące podejście do Ekstraklasy ze strony Santosa było niezwykle irytujące. Portugalczyk z własnej woli zamknął sobie sobie kilka opcji, a kiedy już sięgnął po piłkarzy z Ekstraklasy, to właściwie nie miał o nich żadnej wiedzy.

Zbudować autorytet

Najtrudniejszym zadaniem, przed którym stanie nowy selekcjoner, będzie zbudowanie autorytetu. I to zarówno na zewnątrz, wśród opinii publicznej, która zdążyła na części pierwsze rozłożyć już mankamenty wyboru Marka Papszuna, Michała Probierza czy Jana Urbana. Jak i wewnątrz samej drużyny, o której co by nie mówić, ma w swoich szeregach kilku piłkarzy znających piłkarskie salony.
O ile bez miłości mediów da się żyć, a kibice koniec końców rozliczą każdego trenera na podstawie wyników, o tyle brak posłuchu wśród piłkarzy będzie utrudniał pracę na każdym kroku. To nie jest tylko pusty frazes, bo przeszłość pokazuje, że nie za każdego selekcjonera piłkarze “chcieli umierać” na boisku. Nie ma się co czarować - żaden z polskich trenerów obecnie nie będzie w stanie oczarować swoim dorobkiem Roberta Lewandowskiego, Piotra ZIelińskiego czy Wojciecha Szczęsnego. Nie o to jednak chodzi. Autorytet wypracować można na wiele innych sposób, ale bez niego trudno liczyć na to, że wszystkie ręce będą pchać reprezentacyjny wózek w tym samym kierunku.

Wywalczyć awans

Na sam koniec warto jeszcze przypomnieć, że choć otwieramy nowy rozdział dla drużyny narodowej, to cel pozostaje ten sam. Jest nim awans na EURO 2024. Póki co sytuacja dla Polaków na pewno nie jest dobra, ale nie jest również beznadziejna. Przy korzystnym układzie wyników w meczach rywali możemy na turniej awansować nawet bezpośrednio z grupy. W tym przypadku jednak nic nie jest w naszych rękach, choć dla samego poprawienia nastrojów komplet wygranych do końca eliminacji byłby pożądany.
W dalszej perspektywie są jeszcze baraże. O ile w ich półfinale Polska powinna być faworytem, o tyle decydujące starcie możemy rozegrać np. z Ukrainą lub Włochami, co z pewnością nie byłoby łatwym zadaniem. Rzecz jasna do końca eliminacji wiele jeszcze może się w tej ścieżce wydarzyć, zatem póki co to przewidywania niemające pewnego przełożenia na potencjalną drogę do awansu.
Najbliższe zgrupowanie już w październiku. Wówczas zagramy z Wyspami Owczymi i Mołdawią. I nauczeni ostatnimi występami reprezentacji Polski, nie możemy mówić o łagodnym wejściu trenera do nowej pracy. Perspektywa trzech meczów w eliminacjach, jednego starcia towarzyskiego i ewentualnej walki o wszystko w barażach, to na obecną chwilę bardzo poważne wyzwanie. Trzeba więc od razu wziąć się do działania.

Przeczytaj również