Apel do Diego Simeone. "Cholo", zmiłuj się nad kibicami. Styl Atletico Madryt to tortury dla oczu

Apel do Diego Simeone. "Cholo", zmiłuj się nad kibicami. Styl Atletico to tortury dla oczu
daykung / Shutterstock
W tabeli nie wygląda to źle. Ciągle w czubie, zaledwie punkt straty do lidera, jedna wpadka – wszystko pozornie w jak najlepszym porządku. Pozornie. Bo na Atletico od początku sezonu nie da się patrzeć. Owszem, nadmiernych efektów nikt nie oczekiwał, w końcu to ekipa Diego Simeone, ale „męczenie buły” rozsierdza nawet najbardziej opanowanych sympatyków „Los Colchoneros”. Czy mamy do czynienia z powolnym wypalaniem się projektu?
Bezkompromisowe, ale przede wszystkim skuteczne granie w piłkę, wygrywanie dużym nakładem sił, lecz zazwyczaj skromną różnicą goli – to w skrócie filozofia „Cholismo”, nakreślona przed laty przez argentyńskiego szkoleniowca. Przynosiła większe lub mniejsze sukcesy, czasem poddawana krytyce, jednak chyba nigdy, jak teraz, nie przeżywała takiego kryzysu. Nie chodzi nawet o to, że słychać wezwania do zmiany stylu, problem polega na tym, jak jest on dzisiaj wykorzystywany.
Dalsza część tekstu pod wideo
Diego Simeone niedawno zapytany, czy martwi się ostatnim zanikiem strzelania goli u swoich graczy, odpowiedział bardzo sprytnie. „Będę się bał, gdy przyjdzie na tym polu poprawa” - odrzekł i tym samym otworzył dyskusję o tym, co tak naprawdę liczy się w klubie. „Cholo” ciągle siedzi w okopach, nigdy nie uważa się za faworyta, a outsidera, mimo że tak naprawdę od czasu, gdy zdobył z Atletico mistrzostwo sześć lat temu, jego myślenie powinno dawno ulec zmianie. Nic z tego. To ciągle typ nierozumianego filozofa zamkniętego w otoczonej przez krytyków twierdzy.

Deficyt w kreowaniu i strzelaniu

Wejdźmy trochę głębiej i popatrzmy w statystyki. Temat czasu posiadania piłki zawsze był zmorą drużyny Simeone. Teraz to największy sprzymierzeniec. Jakie ma to jednak znaczenie, skoro najważniejszy cel futbolu, strzelanie goli przeciwnikowi, przychodzi z coraz większym trudem. Biorąc pod uwagę tylko liczbę trafień, Atletico zanotowało najgorszy początek w lidze za kadencji Argentyńczyka, notując ledwie siedem goli w ośmiu meczach. A choć bilans został poprawiony w ostatnich dwóch kolejkach, głównie dzięki bardzo dobrej postawie w meczu z Athletic Bilbao (najlepszej w sezonie), to wciąż średnia jednego gola na mecz jest zawstydzająca. Dość powiedzieć, że w górnej części tabeli mniej trafień mają tylko zawodnicy z Kraju Basków.
Średni procent posiadania piłki (niebieskie słupki) i średnia goli (czerwone słupki) na przestrzeni sezonów
intothecalderon.com
Równie kiepsko wygląda sam proces konstruowania i kończenia akcji. Atletico oddaje ledwie trochę powyżej dziewięciu strzałów na mecz. To mniej niż wynosi średnia całej ligi. W tej dość istotnej statystyce taki wynik plasuje drużynę z Madrytu na dopiero dwunastym miejscu. Podobnie jest w przypadku kluczowych podań. Gdy Barcelona i Real mają ich już powyżej czterdziestu (mając do rozegrania jeszcze jeden zaległy mecz), Atletico zaniża średnią La Ligi z rezultatem niemal dwa razy mniejszym. Gołym okiem widać, że coś nie gra w ofensywie „Los Colchoneros”.
Ranking drużyn La Ligi w statystyce oddanych strzałów (łącznie i średniej na 90 minut)
wyscout.com
W przypadku małej liczby strzelonych goli pierwsze grzmoty zawsze padają na napastników. Oczywiście, od trio Morata-Costa-Felix można oczekiwać czegoś więcej, lecz tu objawia się też stara piłkarska prawda, że pierwsza linia uzależniona jest od podań reszty drużyny. Do tego, oprócz wspomnianych piłkarzy niewiele od siebie dokładają inni. Savic, Herrera, Vitolo, Partey i ostatnio Saul to jedyni gracze, którzy skierowali futbolówkę do siatki rywali. A to właśnie na tego ostatniego liczono w Madrycie najbardziej.

Kozły ofiarne

#FreeSaul to ostatnimi czasy ulubiony hashtag wstawiany w mediach społecznościowych przez sympatyków „Los Rojiblancos”. Wszystko dlatego, że jest przykuty do ról, jakie nakazuje mu odgrywać Simeone, często zorientowanych na defensywę. Notorycznie zajeżdżany fizycznie piłkarz to jeden z najbardziej utalentowanych graczy młodego pokolenia w Hiszpanii. Wybiegany i energiczny jak Fabian Ruiz, z całkiem przyjemnym dla oka dryblingiem jak Dani Ceballos i znakomitą umiejętnością odnajdywania kolegów jak Thomas Partey. Wszystkiego po trochu. Urodzony playmaker, stworzony do odgrywania wybitnej roli. Tymczasem Simeone w swoich szaleńczych wizjach ustawia go na lewej obronie lub każe bez celu błąkać się w środku boiska.
Pod ostrzałem krytyków jest również inny piłkarz z drugiej linii, Koke. Kapitan i bardzo zasłużony skrzydłowy. Niestety, będący pod formą zawodnik, nie robiący praktycznie żadnych liczb (zaledwie jedna asysta w sezonie), doczekał się nawet porcji gwizdów po meczu z Bayerem Leverkusen w Lidze Mistrzów.
Niektórzy chyba nawet nie zdali sobie sprawy kogo wygwizdali. Faceta, który jako dziecko miał zdjęcie z Fernando Torresem. Który w wieku sześciu lat wstąpił do Atletico i po 21 latach wciąż jest w tej drużynie. A jest w niej, bo odrzucił ofertę Barcelony. Który mówi, że Atletico to „klub jego życia”. Wygwizdali kogoś, kto płakał po podpisaniu nowej umowy na kolejnych siedem lat i kogoś, kto rozłożył kiedyś flagę Atleti na środku murawy Santiago Bernabeu, uklęknął na niej i pocałował. Krótko po pokonaniu największego rywala po 14 latach przerwy. Tak, upokorzyli tego samego Koke.
Po incydencie Simeone próbował tonować jakoś emocje. „Taki jest futbol. W erze Luisa Aragonesa ludzie gwizdali na Caminero, Kiko… Wszyscy byliśmy wygwizdywani.” - tłumaczył fanów z czegoś niewytłumaczalnego. To wszystko prawda, chociaż chęć, z jaką trenerzy niezmiennie uciekają się do starych, utartych sztuczek, może przynieść efekt przeciwny do zamierzonego i często po prostu wydaje się tchórzostwem w obliczu reakcji tłumu. To mówienie „słuchajcie, gwizdy nie są wielką rzeczą w Hiszpanii, wkrótce o tym zapomnimy”. Można i tak.

Nowa ściana

Mamy też i argumenty na usprawiedliwienie toczącej się od lat filozofii „Cholismo”. To ciągle wspaniała, pancerna, bardzo trudna do sforsowania defensywa. Pozostaje ona trwała mimo odejścia piłkarzy, którzy stanowili przez lata o jej sile, tj. Diego Godina i Filipe Luisa, ale też Rodriego i Lucasa Hernandeza. Mur nie upadł, wypadło kilka cegiełek, które szybko zostały zastąpione nowymi.
Wypadnięcie ze składu z powodu kontuzji Jose Gimeneza i Stefana Savicia sprowokowało Diego Simeone do stworzenia nowej żelaznej dwójki środkowych obrońców. Dużo minut dostaje zwłaszcza sprowadzony z FC Porto Felipe, coraz lepiej radzi sobie też Mario Hermoso, choć początkowo znacznie odstawał dyspozycją od swoich kolegów. Fakt jest faktem, Atletico tradycyjnie traci najmniej bramek w lidze i jest to rzecz, którą „Los Colchoneros” mogą, a nawet powinni się szczycić.
Czy jednak forma defensywna spełnia ambicje zawodników i oczekiwania kibiców? Nie. A na pewno nie po wydaniu 240 milionów euro na transfery przed rozpoczęciem sezonu i po zmiażdżeniu Realu w letnim sparingu (to 7:3 wciąż jest bardzo dobrze pamiętane). Felix błysnął na początku, ale wciąż ma na koncie tylko dwie ligowe bramki. Trippier? Jedna asysta na kolana nie powala. Marcos Llorente gra mało i nie przekonuje. A zacząć przekonywać musi w końcu cały zespół. Czas najwyższy włączyć tryb „efektowności”.
Tobiasz Kubocz

Przeczytaj również