Asysta rodem z Playstation, łzy i wyjątkowa obietnica. Powrót Króla w najlepszej odsłonie [WIDEO]

Asysta rodem z Playstation, łzy i wyjątkowa obietnica. Powrót Króla w najlepszej odsłonie [WIDEO]
Sipa / PressFocus
On wrócił. Z drugiej strony… czy kiedykolwiek go nie było? Jego cień jest ogromny i z łatwością pokrywa raczej niewielki futbolowy naród. Jednak przez te blisko pięć lat 39-letniego Zlatana brakowało najbardziej w reprezentacji swojego kraju. Teraz doszło do ponownego połączenia i, wbrew obawom, na razie wszyscy zyskali, nie stracił nikt.
Wtedy, gdy Jego Wysokość w czasie przerwy na mecze reprezentacyjne leżała na kanapie, jego koledzy, rzekomo średnio uzdolnieni, po prostu wykonywali swoje obowiązki, najlepiej jak potrafili. Niedostatecznie dobrze w oczach Ibrahimovicia. Ale potem, w zeszły czwartek na Friends Arena w Solnej, małej społeczności niedaleko centrum Sztokholmu, z głośników zaczął dudnić hymn Szwecji “Du Gamla, Du Fria”. To hołd dla bohatera wieczoru. Pierwsze słowa pieśni oznaczają ni mniej, ni więcej jak “Ty staruszku jesteś wolny”. Trafiając do uszu zasłużonego piłkarza nadawały specjalny, dodatkowy sens. Po pięciu latach nieobecności stał teraz na murawie ubrany na żółto-niebiesko z trzema koronami w herbie. Zlatan Ibrahimović, trochę starszy, ale oczywiście nadal egocentryczny wolny duch. Gotowy na akt pojednania z rodakami.
Dalsza część tekstu pod wideo

Suszarka Zlatana

Jednakże to, co niektórych wprawiło w ekstazę, powodowało strach i przerażenie u innych - szczególnie wśród kolegów z drużyny. Janne Andersson, selekcjoner reprezentacji, dokładnie wie, kogo zaprosił do domu. Ugiął się pod presją mediów. Pierwszy raz dziennikarze zaczęli spekulować o powrocie w listopadzie zeszłego roku. Wtedy na Twitterze pojawił się post autorstwa Zlatana przypominający o długiej nieobecności w kadrze. Sugerowano, że napastnik spotkał się z trenerem i uzgodnił warunki współpracy. Tymczasem Andersson zbył temat.
- Ludzie pokazywali mi ten wpis, ale nie rozumiem, o co mu chodzi. To poza mną. Przypominam, że cztery lata temu Zlatan zakończył karierę reprezentacyjną - oświadczył selekcjoner.
Dokładnie cztery miesiące później “Ibra” otrzymał powołanie. Wśród radości większości i poczucia niesmaku u innych. Tylko nieliczni, jak Ralf Edstroem, były napastnik “Trzech Koron”, dwukrotny uczestnik mundialu, ośmielali się publicznie sprzeciwić powrocie 116-krotnego reprezentanta.
- Nadal uważam, że to fatalny błąd. Znam zawodników reprezentacji, którzy myślą tak samo ja - mówił dziennikowi “Aftonbladet”.
Problem? Żaden z członków obecnej kadry nie odważył się wyjść z ukrycia. Oznak niezadowolenia należałoby szukać w archiwach. Sebastian Larsson, mający obecnie największą liczbę występów dla Szwecji, w 2017 tak opisywał sytuację wewnątrz drużyny.
- Gdy Zlatan zabierał głos w szatni, momentalnie uciszał wszystkie inne rozmowy. Czasami koledze z zespołu potrafił zastosować fergusonową “suszarkę”, jeśli mogę tak to ująć - żalił się mediom.
Inny reprezentant Kim Kallstroem w jednym z podcastów mówił znacznie jaśniej o “władczym zachowaniu Ibrahimovicia”.
- Podejmował decyzje o sobie, o drużynie, o zarządzaniu grupą, a nawet o federacji. Kiedy podczas meczu chciałem uderzyć z dystansu, najpierw musiałem nawiązać z nim kontakt wzrokowy, aby upewnić się, że dostanę pozwolenie na takie zakończenie akcji - opowiadał były gracz Olympique Lyon.

Lepsza strona “Ibry”

Są takie doniesienia sugerujące, że obecni kadrowicze również poruszają kwestie wewnętrzne, gdy wskazują na niebezpieczeństwa związane z ponownym nadejściem “Ibry”. Ale piłkarz z wyjątkowego niebezpiecznego przedmieścia Rosengard w Malmoe ma jednak po swojej stronie poważne argumenty: bramki. A to dość deficytowy towar w szwedzkiej ekipie. “Ibra” strzelił imponującą, jak na wiek napastnika, liczbę 15 goli w 15 ligowych występach dla AC Milan. To daje mu czwarte miejsce na liście strzelców Serie A, za Cristiano Ronaldo (23 trafienia), Romelu Lukaku (19) i Luisem Murielem (16). Przy czym żaden z wymienionych nawet nie zbliżył się do zlatanowej średniej goli na mecz, wynoszącej równo 1.0.
Mylą się jednak ci, którzy uważają, że prócz kosmicznego ego i kilku sztuczek w polu karnym, Zlatan nie ma niczego do zaprezentowania. Że to wysycony z uczuć maniak własnej osoby, arogant z krwi i kości. Otóż nie do końca. Kiedy na początku miesiąca utknął w korku w drodze na festiwal w San Remo, wskoczył na tylne siedzenie przejeżdżającego motocykla i pozwolił kierowcy zawieźć go prosto na salę koncertową. Tam wszedł na scenę razem z dawnym przyjacielem Sinisą Mihajloviciem. Duet zaśpiewał włoski hymn rockowy “Lo Vagabondo”. Następnie ciepło przytulił trenera Bologii, który dwa lata temu szczęśliwie wywinął się śmierci. To ta druga, wesoła i współczująca strona szwedzkiego milionera.
- O, tak, potrafi być miły jak każdy i rozmawiać z tobą o twoich dzieciach, aby w następnej sekundzie zachować się jak kompletny idiota - powiedział w 2017 roku 144-krotny reprezentant “Trzech Koron” Anders Svensson, w czasie wykładu dla młodzieży. - Czasami zachowywał się tak niepokojąco źle w stosunku do niektórych graczy, że zastanawiałeś się, co się właściwie dzieje - opowiadał, a później sam sobie odpowiedział. - Myślę, że chciał w ten sposób wystawić nowych reprezentantów na próbę. To wyglądało tak, jakby chciał ich złamać, żeby zobaczyć, jak sobie z tym radzą.

Powrót jak marzenie

Dużo oczekuje od innych, ale jeszcze więcej od siebie. W meczu Szwedów z Gruzinami chodziło przede wszystkim o punkty potrzebne do awansu na mundial, jednak spektakl stał pod znakiem comebacku syna marnotrawnego. Ten nie zawiódł, bo i nie mógł. Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem Zlatan zrobił coś, co zaniedbywał przy okazji swoich 116 występów. Podczas odgrywania hymnu poruszał ustami, bardzo delikatnie, ale jednak. W końcu. Musiał się wreszcie nauczyć słów na pamięć. To obietnica złożona trenerowi Anderssonowi, również rodzaj zaliczki dla rodaków, z którymi prawie pięć lat temu poszedł na wojnę w momencie ogłoszenia decyzji o rozbracie z drużyną.
W każdym razie, zależało mu na tym. Już w pierwszej minucie musiał być upominany przez sędziego, kiedy jego łokcie, jak dobrze naostrzone noże, zawędrowały zbyt blisko twarzy jednego z gruzińskich obrońców. Jego wyjątkowy talent doprowadził Szwecję do zwycięstwa w typowy dla niego sposób. W polu karnym przyjął wysoką piłkę, skleił ją na klatce piersiowej, a potem, jakby od niechcenia, idealnie dograł do Viktora Claessena, który wbiegł za nim i strzelił jedynego gola. “Gran ritorno” - krzyczała w nagłówkach “La Gazetta dello Sport”.
Prawdziwą “Ibrakadabrę” zobaczyliśmy kilka dni później, w wyjazdowym starciu z Kosowem, gdzie znowu dograł koledze, tym razem totalnie w swoim stylu. Nie bacząc na nacierającego bramkarza, podnosząc wysoko nogę i składając ją tak, by sprytnie wygarnąć futbolówkę z zasięgu przeciwnika. Maestria.
Pojednanie z drużyną przyszło szybciej niż wielu sądziło. “10”, liczbę, która tradycyjnie zdobiła jego plecy w reprezentacji, podarował Emilowi Forsbergowi, a na konferencji prasowej po twarzy spływały mu łzy radości. Ale nie byłby sobą, gdyby nie zastosował swojej ulubionej “pompki” w mediach społecznościowych. Tuż po meczu z Gruzją zamieścił na Twitterze swoje zdjęcie z podpisem: “Carl XVII Guztaf”. Prawdziwym królem Szwecji, przynajmniej do tej pory, był Karol Gustaw. Zastąpionej litery “s” na “z” nie warto chyba tłumaczyć.
Już widać, że powrót “Króla” nie zepsuje dynamiki drużynie, która na Euro w fazie grupowej zmierzy się z podopiecznymi Paulo Sousy.
- Zlatan? Nie widzę w nim żadnego problemu - wzruszył ramionami na jednej z konferencji Andreas Granqvist. Pewnie obawiał się, że jego przywództwo i opaska kapitańska staną pod znakiem zapytania. Zachował swoją rolę. Tylko dlatego, że Król Zlatan dał na to swoje błogosławieństwo.

Przeczytaj również