Bayern Monachium wesprze finansowo Kaiserslautern. Wcześniej pomagał m.in. Borussii Dortmund czy St. Pauli

Dobry wujek Bayern pomaga biedniejszym kolegom. Kiedyś m.in. Borussii Dortmund, dziś Kaiserslautern
Fingerhut / Shutterstock.com
Dwa dni po finale Pucharu Niemiec, na Fritz-Walter-Stadion, odbędzie się wyjątkowe spotkanie. Kaiserslautern zagra z Bayernem towarzyski mecz, który ma wspomóc będący w finansowym dołku klub z 3. Bundesligi.
Karl-Heinz Rummenigge, dyrektor wykonawczy Bawarczyków, podkreśla, że w piłce nożnej poza rywalizacją ważna jest także solidarność. A że historia widziała wiele ważnych meczów pomiędzy tymi zespołami, należy słabszemu pomóc.
Dalsza część tekstu pod wideo
Ostatnie lata to dla Kaiserslautern spore problemy finansowe. Klub stoczył się aż na trzeci poziom rozgrywek. Nie udał się szybki powrót na wyższe szczeble i kłopoty zaczęły się piętrzyć. Obecnie trwa walka o licencję na kolejny sezon, ale potrzebna jest to tego prognoza finansowa na następny rok.
W związku z tym Bayern wyciągnął pomocną dłoń. Zagra towarzyski mecz z czterokrotnym mistrzem Niemiec, z którego dochód pomoże w procesie licencyjnym. Nie jest to pierwsza tego typu inicjatywa klubu z Monachium. Dwa lata temu w ten sposób wsparto Kickers Offenbach.
Co ważne, mecz z Kaiserslautern monachijczycy potraktują poważnie i przyjadą w najsilniejszym składzie. Będzie to także pożegnanie Arjena Robbena oraz Francka Ribery'ego, którzy opuszczają szeregi wielokrotnego mistrza kraju.
Ale Bayern wyciągał pomocną dłoń też do innych. Pożyczał pieniądze St. Pauli czy TSV 1860 Monachium. Jednak bezsprzecznie najgłośniejszą pomocą była pożyczka dwóch milionów euro Borussii Dortmund. Klub miał wtedy potężny dług – 200 mln euro. Te dwa pozwoliły na spłatę bieżących zaległości, m.in. uregulowanie pensji zawodników.
Warto jednak zaznaczyć, że Bayern, a konkretnie Uli Hoeness, nie udawał tu dobrego samarytanina. Tu było sporo biznesu. Pożyczymy wam kasę, ale musimy na tym zarobić. Jesteście pod ścianą – bierzecie albo nie. Spłacicie, jak uzbieracie, jednak godzicie się na wszystkie nasze warunki, w tym bardzo wysoki procent. No i się zgodzili. Bo co mieli zrobić?
Rozrzutność zniszczyła BVB
Jakim cudem Borussia Dortmund została bankrutem? Wszystko zaczęło się od braku awansu do europejskich pucharów w 2003 roku. Wtedy też nastąpiła wspomniana wyżej pożyczka. Dwa lata później Borussia była już na skraju upadku.
Wszystko przez sukces z 1997 roku, kiedy dortmundczycy zwyciężyli w finale Ligi Mistrzów. Próbowano za wszelką cenę dogonić tamte sukcesy. Problem polegał na tym, że robiono to kompletnie bez pomyślunku. Rozmach był, ale całkowicie zrujnował kasę klubu.
Kiedy na początku nowego millenium BVB wydało niebotyczną na tamte czasy kwotę 60 mln euro na transfery, jeszcze nikt nie myślał o tym, że kasa zaraz będzie świecić pustkami. W 2002 roku zdobyli tytuł mistrza Niemiec. Problem polegał, niestety, na tym, że wydatki wielokrotnie przekraczały wpływy. Katastrofa wisiała na włosku.
Tym bardziej że nie było pieniędzy z Europy, o czym wspominaliśmy wyżej. Wierzyciele natomiast zaczęli coraz mocniej pukać do zarządu klubu. To się musiało tak skończyć – nie można szastać kasą, nie mając jak jej odzyskać.
Sytuacja zaczęła się zmieniać w 2004 roku, kiedy do władzy w klubie doszedł Hans-Joachim Watzke. Jakimś cudem udało mu się udobruchać kilka tysięcy akcjonariuszy, sponsorów i banki, że Borussia Dortmund stanie na nogi. Że będzie miała płynność finansową.
Po latach stwierdził, że nigdy więcej nie można dopuścić, aby wydatki przekraczały wpływy. Inaczej może znów dojść do tragedii. Ale wróćmy. Watzke miał plan. Szukał sponsorów, wystawił na sprzedaż nazwę stadionu, który musiał zacząć generować zyski.
Udało się! Stadion przemianowano na Signal Iduna Park, a w klub wszedł także Evonik. Pieniądze zaczęły spływać, Dortmund zaczął niwelować dług. Trzeba było jednak to wszystko robić z głową, aby przy okazji utrzymać zespół w Bundeslidze. Udało się jakoś uciułać pieniądze na wzmocnienia i wypłaty. Borussia powoli zaczynała odbijać się od dna.
Mniej więcej w tym samym okresie do Watzke odezwał się także Hoeness ze swoim kredytem na wysoki procent. Co ciekawe, sprawa ujrzała światło dzienne dopiero 2012 roku, kiedy Borsussia była już stabilna.

Dla dobra niemieckiego futbolu

Oczywiście, jest to rzecz praktycznie niespotykana. Że wróg pomaga wrogowi. Ale tutaj wszystkie barwy poszły do szuflady. Tu chodziło o interesy. Bayern zdawał sobie sprawę, że tym zagraniem może sporo zyskać. Nie tylko finansowo, ale też wizerunkowo. Poza tym to było dobre dla całej ligi.
Bo silna Borussia oznaczała, że inne kluby też muszą się wzmocnić. A im więcej dobrych klubów, tym wyższy poziom Bundesligi. Bayern swoim biznesowym nosem załatwił korzyści dla wszystkich. Na czele ze sobą.
Bawarczycy są w tej konkretnej sytuacji stawiani w roli zbawicieli. Wydaje się jednak, że jest to stwierdzenie sporo na wyrost. Bo, oczywiście, pomogli, ale to było raczej cyniczne, wyrachowane podejście do sytuacji przez wielką sportową korporację.
Tak czy inaczej, Bayern w roli filantropa Bundesligi, dobrego wujka, to ewenement na skalę światową. Bo wyciągali tę rękę wyjątkowo często. W przypadku Borussii jest to jednak o tyle ciekawe, że pozwolili odbudować siłę odwiecznemu rywalowi, który w następnych latach często ich ogrywał w wielu rozgrywkach.
Paweł Podsiadło

Przeczytaj również