"Bez was ch**a byśmy zrobili". Kibice odbudowują zasłużony klub. Ruch Chorzów wreszcie wróci do Ekstraklasy?

"Bez was ch**a byśmy zrobili". Kibice odbudowują zasłużony klub. Ruch Chorzów wreszcie wróci do Ekstraklasy?
Lukasz Sobala / PressFocus
Ruch Chorzów jest niezaprzeczalnie jednym z największych polskich klubów. 14-krotny mistrz kraju próbuje wrócić na należne mu miejsce, czyli do Ekstraklasy. I być może, po latach tułaczki przez niższe ligi, ten cel uda się zrealizować już w tym sezonie.
14-krotny mistrz Polski, trzykrotny zdobywca Pucharu Polski, ćwierćfinalista Pucharu Europy i Pucharu UEFA oraz finalista Pucharu Intertoto UEFA. To jedynie skrócona lista największych sukcesów Ruchu Chorzów. Do momentu spadku z Ekstraklasy w 2017 roku nie zdarzyło się, by “Niebiescy” pozostawali poza elitą dłużej niż przez sezon. Lata zaniedbań i związane z nimi problemy finansowe klubu sprawiły jednak, że dopiero teraz realnie walczy on o powrót do elity.
Dalsza część tekstu pod wideo
Choć przy Cichej wręcz czuć historię, obecne władze Ruchu bardzo dobrze radzą sobie w tych nie do końca idealnych warunkach. Dzięki m.in. wsparciu kibiców zdołały uratować tę wielką piłkarską markę, a do tego zbudowały drużynę, która jest jedną z rewelacji obecnego sezonu I ligi. Jeśli w Chorzowie nie dojdzie do żadnego trzęsienia ziemi, wiosną “Niebiescy” powinni powalczyć o awans do Ekstraklasy.

Niewyobrażalny spadek

W pewnym momencie wydawało się, że to może być koniec tego zasłużonego dla polskiego futbolu klubu. Długi Ruchu rosły bowiem z roku na rok. W 2017 chorzowianie jako pierwsi w historii polskiej piłki rozpoczęli przyspieszone postępowanie układowe mające na celu uzgodnienie z wierzycielami warunków spłaty długów. Pozaboiskowe kłopoty nie pomogły rzecz jasna w stworzeniu silnej drużyny po spadku z Ekstraklasy. Ruch zakończył sezon 2017/2018 na ostatnim miejscu w I lidze, a rok później zamknął również tabelę II ligi. W taki oto sposób po raz pierwszy w historii spadł na trzeci poziom rozgrywkowy. Fani musieli wtedy wziąć sprawy w swoje ręce i jako Stowarzyszenie Kibiców Ruchu Chorzów “Wielki Ruch” obrali sobie za cel uratowanie klubu.
- Historia naszego stowarzyszenia sięga przełomu 2017 i 2018 roku. Wtedy wszyscy myśleliśmy o szybkim powrocie “Niebieskich” do Ekstraklasy, chociaż słyszeliśmy o różnych dziwnych rzeczach, które działy się w klubie. Wiedzieliśmy, że nie jest kolorowo, ale każdego dnia na światło dzienne wypadały kolejne trupy z klubowej szafy. Klub rozpoczynał proces restrukturyzacji, miał zakaz transferowy, odjęte punkty... Spadek do II ligi był bolesny, spadek do III ligi niewyobrażalny, ale rzeczywistość okazała się bardzo brutalna. Ruch stanął na zakręcie. Wiedzieliśmy, że będzie dalej istniał, tylko nie wiedzieliśmy w jakiej formie: czy jako nowy podmiot, czy też jako obecna spółka - mówi w rozmowie z nami Marcin Malcher, wiceprezes stowarzyszenia i jeden z jego współzałożycieli.
Kibice postanowili, że nie chcą zaczynać wszystkiego od początku i zdecydowali się walczyć o uratowanie Ruchu w jego ówczesnej formie. Nie mieli jednak łatwego zadania. Szemrane osobistości, które przewinęły się przez klubowe gabinety w poprzednich latach, sprawiły, że na Cichej ciężko było o zdobycie zaufania ze strony reszty trybun. Zresztą wiele tego typu stowarzyszeń kibicowskich w Polsce nie cieszy się zbyt dużym zaufaniem ze strony potencjalnych sponsorów czy partnerów biznesowych. “Wielki Ruch” pod tym względem działa jednak zupełnie inaczej.
- Przyświeca nam przede wszystkim transparentność. Tego w Chorzowie brakowało od dłuższego czasu. Wszystkie afery płynące z Cichej, kwestie z fundacją Ruchu, zaległymi wypłatami dla piłkarzy i pracowników klubu nam nie pomagały. Czuliśmy, że jak wyjdziemy do ludzi z hasłem “zrzucamy się na Ruch”, to nikt nam nic nie da, nikt nam nie zaufa. Rozliczamy się z każdej złotówki, nie jesteśmy anonimowi, pokazujemy swoje twarze, odpowiadamy na pytania i robimy wszystko na zasadzie wolontariatu. Nigdy nie obiecywaliśmy gruszek na wierzbie: wykupienia akcji klubu, sprowadzenia potężnego inwestora. Chcieliśmy zbudować stowarzyszenie, do jakiego sami chcielibyśmy dołączyć - podkreśla Malcher.

Najważniejszy jest charakter

Klub trzeba było odbudować na wielu płaszczyznach, w tym przede wszystkim tej sportowej. Latem 2019 roku trenerem został zaledwie 28-letni wtedy Łukasz Bereta. To właśnie ten szkoleniowiec, sam też będący wychowankiem “Niebieskich”, zdecydował się postawić na zawodników z regionu, często związanych z Ruchem także pod względem emocjonalnym. W drużynie od kilku miesięcy był już wówczas również Tomasz Foszmańczyk, który kilkanaście lat wcześniej przy Cichej stawiał swoje pierwsze kroki w dorosłym futbolu, a trzy lata temu został jednym z liderów nowego projektu.
- Tak naprawdę sytuacja ekonomiczna klubu poniekąd zmusiła Ruch do sięgnięcia po zawodników z regionu i wychowanków. W poprzednich latach pieniądze często były roztrwaniane na piłkarzy z zagranicy i różnych części Polski, wielu z nich się nie sprawdziło, brakowało atmosfery. Gdy wspólnie podjęliśmy decyzję, że nie pozwolimy upaść Ruchowi i będziemy starali się działać w miarę normalnie, postanowiliśmy zbudować zespół wokół ludzi ze Śląska - takich, którzy sami też chcą tu grać. Może nie mamy tu ultranowoczesnych warunków, ale piłkarze dysponują w naszym klubie wszystkim, by się rozwijać. Niczego nam nie brakuje, do tego panuje wokół nas świetna atmosfera - mówi nam kapitan śląskiego zespołu.
Wraz z poprawieniem się atmosfery wokół klubu, przyszły również wyniki. Pod wodzą Berety Ruch awansował w 2021 roku do II ligi. W niej młodego szkoleniowca zastąpił Jarosław Skrobacz, również Ślązak, jeden z architektów sukcesów GKS-u Jastrzębie. Z nim u steru “Niebiescy” zajęli w poprzednim sezonie trzecie miejsce, co dało im prawo gry w barażach o awans na zaplecze Ekstraklasy. W nich chorzowianie najpierw po horrorze, dogrywce i golu Daniela Szczepana w 118. minucie pokonali 1:0 Radunię Stężyca, a w finale już gładko rozprawili się z Motorem Lublin 4:0 i mogli świętować kolejny awans. Skrobacz dysponuje aktualnie jedną z najmłodszych kadr w całej I lidze, w której nie tylko nie ma choćby jednego obcokrajowca, ale także większość zawodników to gracze z regionu.
- Nikt w klubie nie jest jednak zafiksowany na punkcie śląskości w stu procentach. Nie zamykamy się na piłkarzy spoza Śląska. Umiejętności mają oczywiście ogromne znaczenie, ale przede wszystkim skupiamy się na tym, jakim kto jest człowiekiem i jaki ma charakter. I w tym sensie piłkarz, który chce przyjść do Ruchu, musi poniekąd kultywować taki właśnie śląski charakter, czyli być pracowitym, zawziętym, poniekąd upartym. Ważne, żeby był po prostu fajnym człowiekiem, nie patrzymy na to, skąd dany zawodnik pochodzi. Chcemy zbudować dobry zespół, który będzie dogadywać się na boisku - kontynuuje Foszmańczyk.

Niebieskie pierogi zamiast strojów

Podczas gdy klub odnosił kolejne sukcesy na boisku, poza nim również doszło do kilku pozytywnych zmian. Stowarzyszenie “Wielki Ruch” początkowo składało się z zaledwie 50 osób, którym ciężko było osiągnąć porozumienie nie tylko z resztą kibiców, ale także z ówczesnymi władzami klubu. Po objęciu władzy przy Cichej przez Seweryna Siemianowskiego relacja pomiędzy obiema stronami znacząco się zmieniła, co pozwoliło rozwijać się “Niebieskim” także na innych płaszczyznach.
- Początkowo byliśmy traktowani przez władze klubu dosyć sceptycznie, jeśli nie powiedzieć wrogo. Pamiętam, że gdy przyszliśmy do zarządu klubu z pomysłem pierwszej akcji, gdzie wraz z partnerem ufundowaliśmy komplety strojów dla dzieciaków z akademii, usłyszeliśmy: "Po co? Przecież nie biegają nago? Dajcie te pieniądze na kawiarnie, znam taki lokal, będziecie robili niebieskie pierogi". Brzmi jak żart, prawda? Ale takie było podejście ówczesnych władz klubu. Teraz to podejście zmieniło się kompletnie i można nazwać to prawdziwą współpracą, z prezesem Siemianowskim, jak i wiceprezesem Marcinem Stokłosą oraz z samymi pracownikami klubu jesteśmy stale "na łączach", a nasza współpraca układa się wzorowo - mówi Malcher.
Stowarzyszenie utrzymuje się ze składek członkowskich, które przeznacza na swoją działalność oraz wspieranie klubu. Jego pierwotnym celem był przede wszystkim finansowy zastrzyk dla akademii, ale w ostatnim czasie kibicom udał się też szereg innych akcji. Sfinansowana i stworzona przez nich dwa lata temu książka “Historia Ruchu Chorzów” została wybrana Sportową Książką Roku 2021. NIedawno z kolei kibice wymalowali krzesełka na trybunie, zakupili system Instat czy stworzyli nową strefę kibica, która zastąpiła wysłużony “Grzybek”, czyli charakterystyczny sklepik z gadżetami w kształcie grzyba.
- Oczywiście dużo jest do zrobienia w kwestii samego stadionu, jednak tu nie ma co kolorować - musi powstać nowy obiekt i żadne malowanie krzesełek czy podświetlenie napisu go nie zastąpi. W tym roku zwiększyliśmy wsparcie do 150 tysięcy złotych rocznie, od początku przekazaliśmy na klub niemal 700 tysięcy. Ani ja, ani żaden z moich kolegów w pojedynkę na takie wsparcie nie mógłby sobie pozwolić. Zrobiliśmy to razem, wspólnie. Aż chce się użyć słów Tomasza Foszmańczyka przy okazji fety z awansu do I ligi: “bez was, ch*** byśmy zrobili”. Taka jest prawda i tutaj serdeczne podziękowania dla każdej osoby, która wsparła nas chociaż jedną składką - mówi Malcher.

Szansa na spełnienie marzenia

Sam Foszmańczyk zbliża się do 40-stki, a jako piłkarz, który zaczynał na seniorskim poziomie przy Cichej na początku XXI wieku, doskonale pamięta zarówno tamten Ruch, jak i ten obecny. Historia klubu od tamtego czasu nadaje się idealnie na scenariusz kilkuodcinkowego serialu. Kapitan “Niebieskich” zdaje sobie jednak przy tym sprawę, że każde, nawet te mniej pozytywne doświadczenia, które spotkały go podczas przygody z Ruchem, miały wpływ na jego rozwój nie tylko na boisku.
- Od czasu mojego debiutu sama infrastruktura może za wiele się nie zmieniła, ale nastąpił wielki rozwój, jeśli chodzi o zarządzanie klubem. Kiedy zaczynałem grać w seniorach, zupełnie inaczej podchodziło się do młodych zawodników, jednak nie uważam tego za dużo gorsze. Te czasy mocno ukształtowały mnie zarówno jako piłkarza, jak i człowieka. Wiadomo, że teraz trzeba zupełnie inaczej traktować młodzież, często trzeba na nich chuchać i dmuchać, a to też nie zawsze przynosi oczekiwane efekty. Ich przygoda z piłką może trwać przecież tylko chwilę, a obecnie charaktery wielu są łagodniejsze niż te nasze w przeszłości. W tamtej drużynie musieliśmy z marszu wywalczyć miejsce w drużynie i z tygodnia na tydzień robić wszystko, by w niej pozostać. Te mniej fajne wydarzenia z tamtego okresu mocno mi jednak pomogły - uważa.
Doświadczony pomocnik w Ekstraklasie rozegrał dotąd 41 spotkań, ale miało to miejsce w barwach Korony Kielce oraz Bruk-Betu Termaliki Nieciecza. Teraz jako kapitan Ruchu być może będzie miał na to okazję również w trykocie ukochanego klubu. Chorzowianie po 15. kolejce I ligi mają na koncie 27 punktów i w tabeli zajmują czwarte miejsce, ze stratą zaledwie trzech “oczek” do liderującej Puszczy Niepołomice. A teraz podopieczni Skrobacza zmierzą się w hitowym i derbowym spotkaniu z GKS Katowice, w którym wygrana może ponownie wywindować ich na miejsce dające awans do Ekstraklasy.
- Na pewno gra z Ruchem w Ekstraklasie byłby taką klamrą mojej kariery. Kiedyś mi się to nie udało, więc byłoby to czymś wspaniałym. Nie myślę jednak o tym, skupiam się na codziennej pracy. Mam kontrakt do czerwca, więc ten sezon jest dla mnie najważniejszy. Nasza sytuacja w tabeli jest na razie bardzo dobra, ale zobaczymy, na którym miejscu spędzimy zimę. Do końca sezonu zostało jeszcze bardzo spotkań. Mamy zamiar zrobić wszystko, by ten awans osiągnąć, ale w szatni o tym nie mówimy. Nie stawialiśmy sobie takiego celu przed rozgrywkami. Przede wszystkim ciężko trenujemy i chcemy walczyć w każdym kolejnym meczu - kończy Tomasz Foszmańczyk.

Przeczytaj również