Bijące serce Realu Madryt i roczny kontrakt. Perez nie może powtórzyć scenariusza z Cristiano Ronaldo

Bijące serce Realu Madryt i roczny kontrakt. Perez nie może powtórzyć scenariusza z Cristiano Ronaldo
Vlad1988/shutterstock.com
Fanom Realu Madryt bardzo trudno wyrazić podziw dla Sergio Ramosa. Być może dlatego, że zawdzięczają mu tyle szczęścia, może dlatego, że utożsamia filozofię „madridismo”, a na pewno dlatego, że bez niego nie byłoby „La Decimy”. Niektóre momenty określają relacje. A tych 34-latek dostarczył na Bernabeu co niemiara. Teraz stoi na skrzyżowaniu dróg, bo o ile sam chciałby skończyć tu karierę, to nie jest pewne, czy tego samego chciałby prezes.
Od czasów jego gry w Sevilli było dość oczywiste, że Ramos nie należy do tych z gatunku normalnych. Potężny, a jednocześnie atletyczny defensor, rozpoczął karierę od grania na prawej stronie. Po niesamowitym drugim sezonie na Sanchez Pizjuan sytuacja drastycznie się zmieniła. 14 maja 2005 roku do miasta zajechała banda „Galacticos”. Zegar wskazywał osiemnastą minutę, gdy Ramos ustawił się do strzału z rzutu wolnego, a w dwuosobowym murze z ciekawością przyglądali mu się David Beckham i Zinedine Zidane. Wziął krótki rozbieg, dostał podanie od kolegi i posłał bombę, która nie dość, że rozerwała mur o wartości ponad 100 milionów euro, to jeszcze przeszła po palcach jednego z najlepszych bramkarzy na świecie, Ikera Casillasa.
Dalsza część tekstu pod wideo
Tak świat dowiedział się pierwszy raz o przyszłym genialnym kapitanie „Królewskich”. Szczególny i znaczący moment. Kilka miesięcy później 19-latek podpisał ośmioletni (!!) kontrakt z Realem i od razu zrozumiano, że Madryt złożył na rękach młokosa długofalową wiarę. Od tego czasu pozostaje w czołówce najbardziej inteligentnych i skoncentrowanych obrońców, jacy biegali po hiszpańskich boiskach.

Mister rekordzista

Co można powiedzieć o jego karierze? Jest naprawdę jedyna w swoim rodzaju, co udowadnia w każdym roku gry, nawet teraz, gdy powoli zmierza do zajezdni. To, co uwielbiają w nim kibice, to fakt, że potrafi odkrywać się na nowo. Udowadnia, że może być kluczowy w obronie, na rozegraniu i pod bramką przeciwnika. To obecnie drugi, po Karimie Benzemie, najlepszy strzelec Realu w La Liga. Wczorajszy gol z Mallorką nie wziął się znikąd. Zaś po niedawnej bramce z Realem Sociedad (68. w karierze) został również samodzielnym, historycznym liderem klasyfikacji najlepszych strzelców ligi wśród obrońców (wyprzedził Ronalda Koemana). To wyczyn, który mówi sam za siebie, choć oddajmy głos komuś, kto na strzelaniu goli zna się jak mało kto.
- Sergio? Absolutnie niezwykły. Przed laty my, obrońcy, mieliśmy więcej szans na strzelanie goli, bo często graliśmy w środku pola. Ale w dzisiejszych czasach Sergio robi niesamowite rzeczy. Gerard Pique też potrafi być skuteczny, chociaż Ramos to anomalia - chwali rodaka Fernando Hierro, który dla „Królewskich” zdobył 105 bramek (część grając w pomocy, dlatego nie zlicza się go w tej klasyfikacji).
Nie miejcie jednak fałszywego wrażenia, że wyczyny strzeleckie zasługują na uznanie tylko z powodu dużego dorobku. Ramos trafia do sieci bardzo często w kluczowych momentach. To pokazuje, jak jego przywództwo i obecność była decydująca w ostatnich latach.
Odkąd Hiszpan doprowadził fanów Atletico Madryt do płaczu w finale Ligi Mistrzów w 2014 roku, później pokonywał bramkarzy jeszcze 43 razy. 31 bramek padło, gdy Real remisował, albo przegrywał. Czy ktoś zdaje sobie sprawę z tego, jak imponujący jest to wyczyn dla obrońcy, który bierze na siebie zadania i wielką odpowiedzialność zwykle spadające na zawodników ofensywnych? Wykorzystać pół szansy, może jeszcze mniejszą część, aby podpiąć swoją drużynę pod tlen, wypuścić ją w ostatniej chwili na prowadzenie, dać nadzieję, albo pewność, że wszystko skończy się po myśli Madrytu. Przyzwyczaił się. Robi to z taką samą rutyną, jak pani na poczcie przybijająca codziennie znaczki.

Kapitan wszech czasów?

Oczywiście sama statystyka nie byłaby możliwa bez odejścia Cristiano Ronaldo, który wykonywał rzuty karne, ale ktoś jednak musiał je wziąć na siebie i ktoś potrafił z tego zrobić wielki atut. A Sergio robi to lepiej niż inni zawodnicy. Z łącznej liczby 18 karnych strzelanych dla „Los Blancos” aż 17 zamienił na gole, a jedynej jedenastki nie wykorzystał w spotkaniu z...Sevillą. W tym samym meczu otrzymał jednak drugą szansę i tym razem nie zawiódł. Wytrzyma każdą presję, nawet, gdy cały stadion chętnie zakopałby go żywcem.
Nie należy dyskutować, czy SR4 to najlepszy kapitan w długiej historii Realu Madryt. Być może kibice w te szaty woleliby ubrać Raula, bo więcej goli, bo wychowanek. Może taki tytuł lepiej pasowałby Manuelowi Sanchisowi, który nosił opaskę kapitańską przez 13 lat, a w tym czasie wygrał z drużyną 6 mistrzostw Hiszpanii i dwa razy triumfował w Lidze Mistrzów. Ale chyba żadnego z nich w swoim czasie Real nie potrzebował tak bardzo, jak dziś Ramosa.
Wystarczy spojrzeć na najnowsze przykłady, gdy w 2019 roku madrytczyków na Bernabeu zatapiał Ajax, a kapitan oglądał klęskę z poziomu trybun. Albo jak w zeszłym tygodniu „Królewscy” o mało nie napytali sobie biedy w spotkaniu przeciwko Eibarowi, kiedy Sergio nie było już na boisku. Również i wspominana już potyczka z Sociedad pokazała, jak krucha i chybotliwa potrafi być defensywa 13-krotnych triumfatorów LM, kiedy nie może skorzystać ze swego lidera.

Znak zapytania

Z ostatnim dniem czerwca pozostanie już tylko rok do końca jego umowy. Florentino Perez wie, że obrońca nie chce nigdzie odchodzić i woli skończyć tu karierę, ale żąda przedłużenia umowy jeszcze o dwa lata. Prezes musiałby nagiąć swoje własne zasady, wedle których nie oferuje zawodnikom powyżej 32 lat przedłużenia kontraktu na dłużej niż rok. Ale każdy, kto regularnie ogląda Real, wie, że klub nie powinien rezygnować z usług Ramosa.
Sytuację komplikuje dramat z zeszłego lata, kiedy stoper miał być bliski opuszczenia stolicy Hiszpanii. Perez poinformował nawet słuchaczy jednej ze stacji radiowych, że kapitan klubu poprosił go o zwolnienie z kontraktu, by mógł podpisać lukratywny kontrakt z chińską drużyną. Po kilku dniach niepewności, obrońca zwołał konferencję prasową, na której w emocjonalnych słowach wyraził chęć pozostania na Bernabeu, a nawet stwierdził, że „dla Realu mógłby grać choćby i za darmo”.
Problemu jednak nie udało się jak dotąd rozwiązać. Przed pierwszym meczem przeciwko Manchesterowi City Ramos został zapytany, czy „z radością przedłużyłby umowę z klubem jeszcze o rok”.
- Nigdy nie prosiłem o dwa, trzy czy cztery lata na dokumencie. Ja rozumiem, że po przekroczeniu jakiejś granicy wieku, zawiera się roczne prolongaty. Ludzie próbują stworzyć między mną i drużyną dystans, który jednak nie zaistnieje. Jeśli Madryt chce, żebym został, zostanę - oświadczył.
Mijają kolejne miesiące, a przyszłość Sergio ciągle spowija mgła niepewności. Za każdy razem bodźcem do zbliżenia stanowisk było potencjalne zainteresowanie piłkarzem przez inne kluby. Gdy kilka lat temu Manchester United wysyłał zapytania dotyczące Ramosa, Perez szybko zareagował, oferując mu nowy kontrakt. Tym razem może być to trudniejsze, bo naturalnym kierunkiem mocnych drużyn jest szukanie jakości wśród młodszych graczy. Nadal otwarte są inne drzwi. Ostatnio w hiszpańskiej prasie pojawiły się artykuły, w których twierdzono, że przyjaźń z dawnym kolegą z zespołu Davidem Beckhamem, który szefuje Interowi Miami, może otworzyć nowe możliwości za oceanem.
Znamy Pereza też z tego, że bez skrupułów żegna się z legendami Realu, kiedy ich wkład na boisku nie dorównywał ich wpływom w szatni czy w mediach. Fernando Hierro, Raul, Iker Casillas i Cristiano Ronaldo. Wszystkim powiedział „adios”, gdy uznał, że ich data ważności przeminęła. Ktokolwiek podważa najwyższy autorytet przy Concha Espina, naraża się na to, że zostanie wskazany za persona non grata. Być może Perez nauczył się tego od Santiago Bernabeu, który w latach 60., zamiast nowej umowy, zaproponował 38-letniemu Alfredo di Stefano miejsce w sztabie szkoleniowym. Kiedy w rewanżu usłyszał „no pasara”, zakończył relacje z jedną z największych legend Realu.
Dziś Ramos, choć nie musi niczego udowadniać, co mecz przesyła Perezowi kolejne argumenty za pozostawieniem go w składzie przynajmniej do 2022 roku. Jego wkład w cztery zwycięstwa w Lidze Mistrzów w pięć lat sprawia, że jest niewzruszonym, grającym pomnikiem w dziejach klubu. Być może dlatego piłkarz ma taką więź z fanami z Madrytu, ponieważ nie tylko pozwolił im marzyć, ale także spełnił ich marzenia. Real to Ramos. Ramos to Real.

Przeczytaj również