Brylant z Realu Madryt wraca do gry po 11 miesiącach. Ma pomóc w walce z FC Barceloną

Zerwana szansa na wielką karierę czy tylko dłuższa przerwa w pracy? Brylant z Madrytu wraca po 11 miesiącach!
realmadrid.com
Za kilka dni minie 11 miesięcy od ostatniego meczu rozegranego przez Marco Asensio. Wszystko przez dramatyczny uraz kolana, którego zawodnik Realu nabawił się w towarzyskim meczu z Arsenalem. Niewykluczone jednak, że ten przykry licznik przestanie bić już w najbliższym czasie. Może nawet dziś. Hiszpan drugi raz z rzędu znalazł się w kadrze meczowej ekipy z Santiago Bernabeu. I pozostaje wierzyć, że kiedy w końcu pojawi się na murawie, znów będzie zachwycał wszystkich dookoła. Tak jak to miał w zwyczaju.
Lipiec 2019 roku. Real Madryt przygotowuje się do nowego sezonu. Poprzedni można było spisać na straty, bo inaczej nie da się określić zajęcia trzeciego miejsca w lidze i odpadnięcia z Ligi Mistrzów - w bardzo kiepskim stylu - na etapie 1/8 finału. Odejście Cristiano Ronaldo okazało się trudniejsze niż się spodziewano. Zawodzili niemal wszyscy.
Dalsza część tekstu pod wideo
Zawodził i on. Marco Asensio. Po przeprowadzce Portugalczyka miał odgrywać w zespole dużo większą rolę. Kampanię 2018/2019 zaczął jeszcze imponująco, bo od pięciu asyst w trzech pierwszych spotkaniach, ale później mocno obniżył loty. Podobnie jak reszta jego zespołu. Przez cały sezon strzelił sześć goli i zaliczył dziewięć asyst (w samej lidze tylko jedna zdobyta bramka na 30 spotkań). Zrzucanie winy za niepowodzenia drużyny jedynie na Hiszpana byłoby jednak nietaktem. Po tłustych latach po prostu coś się zacięło. Odpowiedzialność zbiorowa.
Teraz miało być lepiej. Wrócił przecież Zinedine Zidane, architekt największych w ostatnich latach sukcesów. Ten, który dał Hiszpanowi szansę. U którego rozkwitł, pokazując pełnię swoich możliwości. Związek Realu i Asensio zaczął się jak większość związków. Niemal idealnie. Choć utalentowany pomocnik nie zawsze mógł liczyć na granie od deski do deski, bo konkurencja była spora, to gdy już na boisku się pojawiał, nie zawodził. Rozkochał w sobie kibiców i obserwatorów bajeczną techniką, przepięknymi bramkami.
Dwa razy zdobył z “Królewskimi” Ligę Mistrzów i to nie z pozycji wiecznego rezerwowego. Strzelał w finale Juventusowi, zdobywał arcyważne bramki przeciwko Bayernowi na etapie ćwierćfinału i półfinału. Dokładał do tego liczby na krajowym podwórku. Błyszczał w reprezentacji Hiszpanii. Zarówno tej młodzieżowej, gdy “La Furia Roja” zdobywała w Polsce wicemistrzostwo Europy, jak i już dorosłej. Jego rynkowa wartość w pewnym momencie oscylowała w granicach 100 mln euro. Wszystko szło zgodnie z planem…
Później przyszedł ten kompletnie nieudany sezon, a gdy Asensio wraz z kolegami szykowali się do kolejnych rozgrywek, wydarzył się najgorszy możliwy koszmar dla piłkarza.
24 dzień lipca. “Królewscy” rozgrywali mecz towarzyski z Arsenalem. Asensio wszedł w przerwie. Niedługo później zaliczył asystę, po chwili zdobył bramkę, wcześniej trafił też w słupek, ale w końcu padł na murawę po - wydawałoby się - niepozornym kontakcie z Aubameyangiem. Hiszpan zalał się łzami, a gdy potwierdzono diagnozę - zerwanie więzadeł krzyżowych w kolanie i uszkodzenie łąkotki - to samo zrobili chyba wszyscy sympatycy Realu.
Nie ma gorszego urazu dla sportowca, a już na pewno piłkarza. Lepiej nawet nogę złamać. Uraz więzadeł to w najlepszym przypadku jakieś sześć miesięcy w plecy. W gorszym - jak widać - nawet rok. A dyspozycja po powrocie najczęściej nie jest już taka sama. Na palcach jednej ręki można policzyć piłkarzy, którzy po takim urazie znów wskakiwali na najwyższy poziom. Co gorsza, ta kontuzja lubi się powtarzać. Arkadiusz Milik przerabiał to dwukrotnie. Rafał Wolski niedawno zerwał więzadła trzeci raz od… 2018 roku.
Kluczowa jest tu rehabilitacja. No i nie ma wątpliwości, że liczy się czas. Zbyt szybki powrót bywa zabójczy i w takiej sytuacji piłkarz może błyskawicznie wrócić na stół operacyjny, jak w przeszłości choćby Brazylijczyk Ronaldo. Asensio czasu dostał wyjątkowo dużo. Nikt w Madrycie nie chciał go popędzać. Nikt nie tworzył przesadnej presji. Stwierdzono, że lepiej poczekać na Hiszpana rok, ale zmniejszyć ryzyko kolejnego urazu.
Na treningach przez długi czas traktowano go nieco bardziej ulgowo. Grał nawet w innym kolorze koszulki, by któryś z kolegów za bardzo się nie zagalopował. Za moment jednak taryfy ulgowej już nie będzie. Asensio wróci na boisko, a tam rywale nie będą na niego chuchać i dmuchać. Ale Hiszpan na pewno zdaje sobie z tego sprawę.
Nieudany poprzedni sezon w jego wykonaniu można tłumaczyć też faktem, że występował głównie na lewej flance, by zapełnić lukę po Cristiano Ronaldo. A sam Asensio przyznaje, że nie jest to jego ulubiona pozycja.
- Jeśli gram po prawej stronie lub w środku, mam większe szanse na decydowanie i większe zaangażowanie - mówił “Marce”.
Teraz na lewej stronie ma grać Eden Hazard. Jeśli więc Asensio wróci, najpewniej dostanie szansę na którejś z preferowanych przez siebie pozycji. Ostatnio Hiszpan przesiedział na ławce cały mecz z Eibarem. Dziś na Santiago Bernabeu przyjedzie Valencia. Czy to czas na comeback? Tego nie wiemy, ale czekamy na Asensio z utęsknieniem, bo to piłkarz, którego ogląda się z ogromną przyjemnością. Ma potencjał na wielkie rzeczy.
I oby tylko dopisywało mu zdrowie. O resztę sam się postara.
A my z meczu Real - Valencia, który już dziś o 22.00, przeprowadzimy dla Was oczywiście relację na żywo.
Dominik Budziński

Przeczytaj również