"Byczek" w Materazziego to wierzchołek góry lodowej. Zinedine Zidane bił, kopał i łamał kości

"Byczek" w Materazziego to wierzchołek góry lodowej. Zinedine Zidane bił, kopał i łamał kości
Fabio Diena/shutterstock.com
Niesławne uderzenie Marco Materazziego nie było jedyną plamą w jego, skądinąd, perfekcyjnym zeszycie. Zinedine’a Zidane’a kojarzymy ze świetną techniką, przeglądem pola, wspaniałymi podaniami, golami, asystami. Kariera francuskiego playmakera miała też jednak swoją ciemną stronę i nie można o niej zapominać. Brudna gra przecież także należała do elementu piłkarskiego stylu “Zizou”.
Kiedy myślisz o Mundialu z 2006 roku, pierwsze co stanie przed twoimi oczami, to prawdopodobnie nie obrazek z Fabio Cannavaro stojącym z trofeum w rękach i spadającym nań konfetti. Dla 99 procent tych, którzy oglądali „Azzurrich” pokonujących Francję po karnych w Berlinie, najważniejszym wspomnieniem będzie łysa głowa Zinedine’a Zidane’a odbijająca się od piersi Marco Materazziego.
Dalsza część tekstu pod wideo
Wielu uważało to za przypadek, nagły przypływ szaleństwa u geniusza lub za samorealizujący się mistrzowski plan szczwanego, włoskiego lisa, ale większość potwierdzi, że incydent okazał się smutnym zakończeniem ekscytującej kariery “Zizou”. Turniej, który miał być pięknym zwieńczeniem i kurtyną Francuza przed odejściem na emeryturę, zamienił się, mimo fantastycznych występów choćby z Brazylią, w czarną scenę, przed którą matki zasłaniały dzieciom oczy.
Niedowierzanie kibiców i lament francuskich komentatorów sugerował, jakoby uderzenie głową w tors to jedyny moment obłędu pomocnika w całym jego dotychczasowym sportowym życiu. I cóż, nic bardziej mylnego. Takich wydarzeń było całkiem sporo.

Najpierw boks, później bratanie

Niebieski, biały i czerwony. Barwy „Trójkolorowych”. Z nich Zidane najbardziej umiłował sobie czerwień. Pierwszą kartkę w tym kolorze w profesjonalnej piłce zobaczył w 1993 roku, kiedy grał dla Bordeaux. Cel ataku? Późniejszy współzdobywca najważniejszych trofeów z kadrą, Marcel Desailly. Narzędzie zbrodni? Pięść. Sposób? Solidny prawy sierpowy. Dla usprawiedliwienia, czarnoskóry obrońca nie był całkowicie bez winy. To on początkowo wypuścił w powietrze łokieć, na którego nadział się Zidane, a kilka minut później doszło do rewanżu i knockdownu. Starcie nie przeszkodziło dwóm dżentelmenom w zostaniu kolegami z drużyny, a następnie dobrymi przyjaciółmi.
Kolejny pojedynek na pięści znamy tylko z relacji. Piotr Świerczewski, w 1995 roku zawodnik Bastii, miał tę (nie)przyjemność skonfrontowania się z rozgrzaną głową ZZ.
- Podszedłem do wykonania rzutu z autu, a Zizou zaatakował mnie „byczkiem”. Sędzia tego nie zauważył. To w następnej akcji wyciąłem mu w twarz - już nie pamiętam, czy pięścią, z łokcia, czy z plaskacza. Potem nas obu za to pozawieszali - chełpił się w wywiadzie dla „Gazety Wrocławskiej” popularny „Świr”. - Zidane później niejedną taką historię przeżył, więc pewnie tamtej nie pamięta - dodał. Wideo z występków niestety się nie zachowało.
Po długim sezonie 1997/98 i wielu grach dla Juventusu, “Zizou” przyjechał do ojczyzny, by pomóc reprezentacji na Mistrzostwach Świata. - Chcę zrobić coś wielkiego - mówił przed rozpoczęciem turnieju. - A Puchar Świata nie jest czymś niewykonalnym. Nie w przypadku tego zespołu - dodawał.
Wszystko szło doskonale. Najpierw gładka wygrana z RPA 3:0, a następnie Arabia Saudyjska, również niezaliczana do światowej czołówki. Podczas gdy piłkarze Aime Jacquet po cichu prowadzili 2:0, Zidane postradał zmysły i wytarł korkami biodro kapitana Saudyjczyków, Fuada Amina. Po co? W jakim celu? Do dziś nie wiadomo. Wrócił dopiero na ćwierćfinał z Włochami. Krytykowany przez cały turniej za zbyt mały wpływ na drużynę, w finale zamknął usta krytykom. Jego dwa gole przyczyniły się do pierwszego triumfu Francji.

„Łatwy do sprowokowania”

24 października 2000 roku. Hamburger SV w 24. minucie prowadził z Juventusem 1:0 w meczu grupowym Ligi Mistrzów. Pięć minut później z boiska musiał zejść Zidane. Zdenerwowany do czerwoności pomocnik znowu użył czoła nie do tego elementu piłkarskiego rzemiosła, co powinien.
- Uderzył mnie kolanem w plecy, sam wymierzyłem sprawiedliwość. Wiem, nie powinienem, moje zachowanie musi być wzorowe - powiedział po meczu. Jochen Kientz, ofiara ataku, doznał złamania kości policzkowej i wstrząsu mózgu, pauzował prawie miesiąc.
- Musiał mnie walnąć po nerwie, bo wszystko widziałem dwa razy - komentował tamto zdarzenie gracz z Hamburga. - Nie obrażałem go, mam dużo szacunku do ludzi, ale jego bardzo łatwo sprowokować, szybko wariuje - dodał Niemiec. “Zizou” dostał zakaz gry w pięciu meczach.
W tamtej chwili miał już na koncie 10 czerwonych kartek w karierze, jeszcze zanim przeniósł się za ogromne pieniądze do Madrytu. Kilka lat później zgodził się być bohaterem filmu dokumentalnego pt. „Zidane, portret XXI wieku”. Spotkanie ligowe z Villarrealem miało pokazać błysk geniuszu playmakera, dziesiątki kamer pokazywały tylko jego. Jak na złość, uwieczniły wyłącznie ciemną naturę Francuza. Rozjuszony nieprzepisowymi wejściami przeciwników, spoliczkował jednego z nich, za co słusznie został wykluczony.
A potem przyszedł ten nieszczęsny finał Mistrzostw Świata. Materazzi wiedział, jak łatwo sprowokować kapitana „Les Bleus”. Obaj wpisali się na listę strzelców. Mieli na siebie oko przez 90 minut, a później dogrywkę. Jednak obrońca wiedział, że na Francuzie ciążyła o wiele większa presja. W złym guście lub nie, odrobił pracę domową i zaryzykował, kiedy nadszedł dogodny moment.

Słowne gierki

Przez wiele dni i miesięcy toczyła się dyskusja, co tak naprawdę zostało powiedziane przed TYM faulem. Mnóstwo teorii. Na początku media pisały o afroncie w stosunku do matki “Zizou”, potem o obrażaniu siostry i żony. Tak naprawdę wciąż nie znamy wersji atakującego, bo do tej pory nie zabrał głosu i nie komentował wydarzeń z finału 2006. Wypowiedziała się za to rodzicielka Francuza, chwaląc syna i mówiąc, że jeśli to prawda, co powiedział Materazzi, to „chciałaby zobaczyć jego jaja na talerzu”.
Fakt, że Zidane czekał przez chwilę przed zdarzeniem, analizował sytuację i zastanawiał się nad opcjami zanim przystąpił do ataku fizycznego, tylko pogorszył sytuację. Uderzenie głową to kiepska reakcja na obrzydliwe techniki przeciwnika. Powinien być mądrzejszy, w tej sytuacji Włoch bardzo dobrze wiedział, jak dostać się do jego psychiki i zwyczajnie to wykorzystał. Marcelo Lippi, który przez lata pracował z ZZ, nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył. - Jestem w szoku. Zawsze należał do graczy pokornych i inteligentnych. To niezwykła osoba - mówił.
To prawda. Pokorna i inteligentna, a w dodatku silna, ponieważ przez całe dzieciństwo walczył z biedą, aby stać się jednym z największych piłkarzy wszech czasów. Prawdą jest również to, że miał w czasie całej swojej kariery ciemną kartę. I nie sposób o niej zapomnieć.
Tobiasz Kubocz

Przeczytaj również