Coutinho w Bayernie Monachium odnalazł samego siebie. Lewandowski zyskał idealnego partnera

Coutinho w Bayernie odnalazł samego siebie. Lewandowski zyskał idealnego partnera
FC Bayern
To miało być „to”. Kolejne wielkie wzmocnienie Barcelony. Gdy Philippe Coutinho przyjeżdżał na Camp Nou, wydawało się, że stanie się kluczowym ogniwem ofensywy i sprawi, że nikt nie będzie tęsknił za Neymarem. Półtora roku spędzone w Katalonii okazało się jednak rozczarowaniem. Tak wielkim, że Brazylijczyk musiał znaleźć sobie miejsce, w którym będzie mógł ponownie udowodnić swoją wartość. Padło na Bayern, jak się okazuje, klub niemal idealny.
Początek przygody wychowanka Vasco da Gama w Niemczech jest bardzo udany. Można wręcz stwierdzić, że wrócił stary, dobry „Cou”, który zachwycał na boiskach Premier League. To jednak nie przypadek. Bayern potrzebował go tak, jak on sam świeżego startu. I widać to już po niespełna dwóch miesiącach gry w nowych barwach.
Dalsza część tekstu pod wideo

Uzupełnić lukę

Tego lata na Allianz Arena byliśmy świadkami zmiany pokoleniowej, która była nieunikniona. Od lat ofensywa ekipy z Bawarii opierana była na Arjenie Robbenie i Francku Riberym, których stopniowo wypierali ze składu młodzi Kinglsey Coman i Serge Gnabry. W końcu jednak dwaj weterani odeszli z klubu, a do tego doszło pożegnanie z Jamesem Rodriguezem. Konieczne było pozyskanie wzmocnień ofensywy.
Uli Hoeness i Karl-Heinz Rummenigge długo zabiegali o Leroya Sané. Zainteresowania Niemcem nie ukrywał nawet menedżer zespołu, Niko Kovač. Pech chciał, że zawodnik Manchesteru City doznał poważnej kontuzji, która przekreśliła wszelkie szanse na zmianę barw klubowych. Trzeba było szukać dalej.
Najpierw ściągnięto Ivana Perisicia. Wciąż jednak trzeba było znaleźć jeszcze jednego zawodnika, który mógłby zwiększyć wachlarz opcji w ofensywie. Jako opcję „B”, na zastępstwo dla byłego gracza Schalke, wybrano zawodzącego w Barcelonie Philippe Coutinho. Piłkarza, którego władze „Blaugrany” zgodziły się wypożyczyć.
Dostał naprawdę odpowiedzialne zadanie, ale do takich jest stworzony. W Liverpoolu był liderem zespołu, początkowo Brendana Rodgersa, a potem Jürgena Kloppa. W Barcelonie, u Ernesto Valverde, nie odpalił, mając udział w zaledwie 32 golach w 76 meczach.
U boku Leo Messiego i Luisa Suareza nie zdołał spełnić oczekiwań, które, być może, były wręcz niemożliwe do wypełnienia. Po zmianie barw klubowych może jednak być liderem, a nie jedynie partnerem największych gwiazd. Jest trybikiem maszyny, która świetnie weszła w sezon. Jednym z kluczowych – procesorem, mózgiem. Wydaje się, że luka powstała w ekipie Bawarczyków była dla niego zbawieniem.

Powrót do ulubionej roli

Coutinho przez całą swoją karierę występował jako lewoskrzydłowy lub ofensywny pomocnik. Na Anfield, gdy wszedł na najwyższy światowy poziom, zdarzało mu się grać w obu rolach. Po transferze do Hiszpanii Valverde ustawiał go na lewej flance, gdzie nie odnalazł jednak swojej formy z Anglii.
Nie dostał „kierownicy”, nie dyrygował poczynaniami drużyny, tak jak u Kloppa. Był jednym z pomocników genialnego Messiego. I tutaj można upatrywać głównej przyczyny spadku jego formy. Aby być stuprocentowym, prawdziwym sobą, musi być liderem. I teraz w końcu się tego od niego oczekuje.
W preferowanym przez Kovača systemie 4-2-3-1, Brazylijczyk dostał rolę centralnego ofensywnego pomocnika. To on odpowiada za dystrybucję finalnych podań i rozrzucanie gry na skrzydła. To on rządzi i dzieli, a do tego ma bardzo dużą swobodę. Porusza się niczym „wolny elektron”.
W ten sposób wchodzi w buty Jamesa Rodrigueza i odciska piętno na niemal każdej akcji drużyny. Nie jest przywiązany do miejsca za plecami Roberta Lewandowskiego i często przesuwa się niżej, aby z głębi pola posyłać kluczowe podania. Zalicza dwa takie na 90 minut – lepszy wynik w zespole ma jedynie Joshua Kimmich.
Natychmiast wróciła mu pewność siebie i wiara we własne umiejętności. Chociaż niewykluczone, że jest to również efekt aspektów pozaboiskowych. Brazylijczyk bowiem czuje się w klubie jak w domu.

„Bayern jest jak rodzina”

W wywiadzie, opublikowanym na oficjalnej stronie internetowej Bundesligi, wypożyczony z Barcelony piłkarz wyraził swoje zadowolenie z tego, jak przebiega jego aklimatyzacja w Niemczech. Jak twierdzi, od razu zrozumiał, że wszyscy cieszą się z jego obecności.
Tego typu „małe” rzeczy pomagają w zbudowaniu zaufania do klubowych kolegów. W ten sposób „Cou” wszedł do zespołu bez kompleksów, a partnerzy boiskowi odwdzięczają mu się ogromnym zaufaniem. Tak, jak Robert Lewandowski, który w zasadzie podarował mu pierwszego gola w nowych barwach.
- Z pewnością to był świetny gest. „Lewy” miał szansę na hattricka. Wszyscy wiedzą, jak wyjątkowe jest zdobycie trzech bramek. Miał taką okazję i jest wyznaczony do strzelania jedenastek, ale dał mi szansę na strzelenie pierwszego gola na oczach naszych kibiców. To był naprawdę wyjątkowy moment i udało mi się trafić. Byłem niesamowicie szczęśliwy i wdzięczny! - możemy przeczytać.
Zamiast presji i ogromnych oczekiwań, na Allianz Arena czekała wiara i nadzieja. Nadzieja na to, że do ekipy mistrza Niemiec trafia zawodnik, który podniesie jej jakość. A, jak dobrze wiemy, ma jej aż nadto.

Błogosławieństwo „Lewego”

Takiej klasy zawodnik ustawiony za plecami napastnika to istne marzenie. Coutinho to top na swojej pozycji, nawet jeśli ostatnie półtora roku miał nie najlepsze, i pokazuje to na niemieckich boiskach.
Wystarczy tylko spojrzeć na bilans Bayernu w tym sezonie. Siedem rozegranych spotkań, pięć zwycięstw, dwa remisy. Gdy Brazylijczyk wychodził w podstawowym składzie, każdy mecz kończył się wygraną. W pierwszej kolejce, z Herthą, nie zagrał – strata punktów; w czwartej, z Lipskiem – dostał zaledwie kilka minut w końcówce i, podobnie jak na inaugurację, mieliśmy remis.
Znaczenie 27-latka nie ogranicza się jednak tylko do goli i asyst. W ostatnich dwóch występach zdobył po bramce i zanotował po finalnym podaniu, ale nie można pomijać bardzo ważnego aspektu jego obecności na murawie - wpływu na grę Roberta Lewandowskiego.
Fenomenalny start polskiego snajpera w tym sezonie Bundesligi nie jest bowiem przypadkowy. Rozgrywający w stylu Coutinho pozwala mu skupić się na zdobywaniu goli i ustawiać się zdecydowanie wyżej. To bowiem nowy kolega często się cofa i wyprowadza futbolówkę – tego nie mają w zwyczaju Müller czy James.
Tymczasem nasz rodak fenomenalnie rozpoczął kampanię i strzelał gole w każdej z dotychczasowych sześciu kolejek niemieckiej ekstraklasy, tym samym bijąc rekord. Mając za sobą tego typu „dziesiątkę”, może w końcu stać się bardziej stereotypową „dziewiątką”. Jak widać, jest to bardzo korzystne dla drużyny.

Manifest siły i potencjału

Pozyskanie piłkarza tego kalibru nie jest jednak ruchem, który będzie miał pozytywne skutki jedynie na polu sportowym. Philippe Coutinho to w końcu gwiazda. I to taka światowego formatu. Chociaż to kontrowersyjne, to można nawet stwierdzić, że najgłośniejsze nazwisko, które zawitało do Bundesligi w ciągu ostatnich pięciu lat. O to miano może konkurować jedynie James Rodriguez.
Losami Brazylijczyka przez długi czas żył niemal cały futbolowy świat. Czemu nie idzie mu w „Barcy”? Czy dobrze zrobił odchodząc? W jakim klubie znowu odnalazłby siebie? Odpowiedzi na te wszystkie pytania możemy poznać już niedługo i oczy wszelkich zainteresowanych zwrócone są w związku z tym w stronę Monachium.
Robert Lewandowski jakiś czas temu otwarcie domagał wzmocnień po przegranym meczu o Superpuchar Niemiec. Dokładnie stwierdził, że „potrzeba czterech nowych piłkarzy”. I właśnie takich graczy, jak ten, któremu oddał jedenastkę, miał na myśli.
Gości, którzy podnoszą jakość sportową i sprawiają, że na krajowym podwórku będzie łatwiej. Którzy przybliżają do finalnego tryumfu w Lidze Mistrzów, nieuchwytnego od 2013 roku. Pozwalających spełniać rosnące nieustannie rosnące ambicje zarówno klubu, jak i jego piłkarzy.
Nie ściągając gwiazd, nie można bowiem utrzymać innych kluczowych piłkarzy. Gdy nie będzie progresu, to poszczególni zawodnicy postanowią w końcu zmienić otoczenie. Dlatego bardzo ważny był transfer, który pokazałby siłę Bayernu.
Manifest siły, potencjału sportowego, marketingowego i finansowego. Wedle prasowych doniesień, rok pobytu urodzonego w Rio de Janeiro piłkarza będzie kosztował klub 20 milionów euro, wliczając w to 12 milionów jego pensji. Wykup to kolejne 120 baniek. Oni jednak chcą wygrywać, chcą być najlepsi. Są więc gotowi wydawać kosmiczne kwoty.
To lato było na Allianz Aren naprawdę szalone. Pieniądze wydane na transfery były ogromne. To jednak Coutinho był swego rodzaju „diamentem zdobiącym koronę”. To on krzyczy: „Bayern jest wielki, Bayern chce sukcesów”. Na boisku to potwierdza. To nie jest tylko wzmocnienie kadry. To świetny ruch na wielu, również pozasportowych płaszczyznach. Zarówno dla samego zawodnika, jak i klubu.
Kacper Klasiński

Przeczytaj również