Czar prysł, Włosi nawalili. Właśnie dlatego Italia musi walczyć w barażach. "To główny problem"

Czar prysł, Włosi nawalili. Właśnie dlatego Italia musi walczyć w barażach. "To główny problem"
Foto SPORTPHOTO24/SIPA/PressFocus
Dlaczego reprezentacja Włoch, tuż po wygraniu mistrzostw Europy, zawaliła eliminacje i będzie zmuszona rywalizować w barażach? Wielki wpływ na to miały problemy, które Roberto Manciniemu udało się ukryć podczas wygranego EURO.
37 meczów bez porażki, 15 zwycięstw z rzędu, wygranie mistrzostw Europy. Reprezentacja Włoch miała za sobą jeden z najlepszych okresów w swojej historii, była powszechnie chwalona i doceniana. Choć “Azzurri” praktycznie nie mieli gwiazd z pierwszych stron gazet, to Roberto Mancini zdołał z nich zbudować maszynę do wygrywania. Ale teraz czar niezniszczalnej Italii prysł.
Dalsza część tekstu pod wideo
Włosi zanotowali eliminacje wręcz niegodne mistrzów Europy. Wygrali zaledwie cztery spotkania eliminacyjne, a pozostałe cztery zremisowali: dwukrotnie ze Szwajcarią i po razie z Bułgarią oraz Irlandią Północną. Po meczu z Helwetami Arrigo Sacchi stwierdził, że poziom, na jakim zagrali piłkarze Italii, był wręcz zdradą wobec idei i założeń Roberto Manciniego. Trudno mieć oczywiście pretensje o szczelność włoskiej defensywy. “Azzurri” stracili zaledwie dwie bramki i pod tym względem byli najlepsi w Europie, ex aequo właśnie ze Szwajcarią. Problem w tym, że mieli także problemy ze zdobywaniem bramek.
Włosi zaledwie 13 razy pokonywali bramkarzy rywali, z czego ponad połowa z trafień padła w spotkaniach z Litwą. W pozostałych sześciu starciach piłkarze Roberto Manciniego zdobyli jedynie sześć goli, co daje nam łatwą do wyliczenia średnią jednej bramki na mecz. W porównaniu z pozostałymi drużynami, które zakwalifikowały się do gry w barażach, Italia ma oczywiście handicap ze względu na pięciodrużynową grupę, jednak i tak wypada wyjątkowo blado. Wśród reprezentacji, które w marcu będą walczyły o grę na MŚ, mniej razy do siatki rywali trafiały tylko Finlandia (10) oraz Szwecja (12). Reprezentacja Polski, nawet po odjęciu 12 bramek strzelonych San Marino, i tak zanotowała o pięć trafień więcej.

Problemy z dziewiątką

Podczas mistrzostw Europy tajemnicą poliszynela był główny problem reprezentacji Włoch. Ciro Immobile, choć w Lazio ma status gwiazdy i ze 161 bramkami na koncie jest najlepszym strzelcem w historii klubu, w barwach “Azzurrich” nigdy nie zdołał wejść na podobny poziom co w klubie. Zaledwie 15 goli w 54 występach nie pobudza wyobraźni, a gdy spojrzymy na to, komu strzelał, wygląda to jeszcze gorzej.
Pod względem prestiżu rywala jego największym skalpem jest gol przeciwko Holandii zdobyty w 2014 roku. Później pokonywał bramkarzy Izreala, Liechtensteinu, Albanii, Finlandii, Czech, Irlandii Północnej, Litwy oraz dwukrotnie Izraela oraz Macedonii. Do tego podczas EURO dołożył trafienia na 2:0 z Turcją oraz 3:0 ze Szwajcarią.
- On strzelił 150 goli dla Lazio, ale nadal uważam, że nie umie grać w piłkę, on gra przestraszony i to widać. Nie chce dostawać podań. Gramy piękną piłkę, ale nie mamy napastnika, gdybyśmy mieli Lewandowskiego, to kto mógłby nas pokonać? - stwierdził ostatnio Antonio Cassano.
Jeszcze gorzej wygląda bilans Andrei Belottiego. Podczas Euro wielu kibiców Włoch zirytowanych grą Ciro Immobile nawoływało, by Roberto Mancini postawił na napastnika Torino. Problem w tym, że kiedy ten pojawiał się na boisku, to prezentował się jeszcze gorzej. A jego reprezentacyjna lista ustrzelonych rywali prezentuje się jeszcze mniej okazale. Pięć goli z Liechtensteinem, dwa przeciwko Bośni, do tego pojedyncze trafienia z Macedonią, Arabią Saudyjską, Armenią, Bułgarią, San Marino szału nie robią.
Trudno zresztą nie mieć wrażenia, że jego najlepszy sezon w Serie A, 2016/17, zakończony aż 26 trafieniami, był pojedynczym wyskokiem. Od tamtej pory Andrea Belotti w lidze zdobywał 10, 15, 16 oraz 13 bramek. Co jak na warunki Torino jest wynikiem z pewnością przyzwoitym, jednak nie porywającym.
Zresztą Włoch sam przyznaje, że reprezentacja Włoch ma problemy z wykańczaniem okazji.
- Musimy wziąć na siebie część winy, nie tylko z Irlandią nie potrafiliśmy wykorzystywać szans. Mieliśmy wiele sytuacji na zdobycie bramki, ale piłka nie chciała wpaść do siatki. Niestety posiadanie piłki niewiele znaczy, jeśli nie trafia się do bramki - podsumował po meczu z Irlandią Północną Belotti.

Na ratunek Balotelli

O tym jak duży problem ma reprezentacja Włoch z obsadą środkowego napastnika, najlepiej świadczy pojawiający się co kilka miesięcy temat powrotu do kadry “Azzurrich” Mario Balotellego. Włoch ma zaledwie 31 lat, jednak jego wielka kariera skończyła się już siedem lat temu, a mimo tego, to właśnie na nim Roberto Mancini chciał początkowo oprzeć atak swojej reprezentacji. To Balotelli wychodził w podstawowym składzie na pierwsze mecze Manciniego, przeciwko Arabii Saudyjskiej oraz Francji.
Były napastnik między innymi Interu czy Manchesteru City rozpoczął także pierwszy mecz Włoch pod wodzą Roberto Manciniego w Lidze Narodów, przeciwko Polsce. Był jednak ewidentnie zapuszczony, wtedy na pierwsze zgrupowanie przedsezonowe Nicei przyjechał ważąc 100 kilogramów i było to widać także, gdy wybiegł w koszulce reprezentacji. Zbigniew Boniek skomentował wówczas, że nigdy nie wypuściłby na boisko piłkarza z piętnastoma kilogramami nadwagi.
Także Roberto Mancini przyznał wówczas, że Włoch nie jest fizycznie gotowy do gry i nie wziął go na mecz z Portugalią. Mecz z Polską był zresztą ostatnim, na który Balotelli był powołany do reprezentacji.
- Kocham Mario, stawiałem na niego w Interze, gdy był nastolatkiem. Wciąż jest wystarczająco młody, by dać dużo temu sportowi - przyznawał selekcjoner Italli jeszcze w 2019, gdy włoski napastnik grał w Brescii.
Jednak nawet Mancini ostatecznie przestał wierzyć w to, że Mario Balotelli zdoła odkręcić swoją karierę. Kiedy “Balo” wygasł kontrakt z Brescią i szukał nowego klubu, selekcjoner reprezentacji stwierdził, że żal widzieć go w takim stanie, ponieważ mając 30 lat powinien być u szczytu formy i ważnym elementem reprezentacji. W podobnym tonie wypowiedział się zresztą niedawno, we wrześniu.
- Pracowałem z nim gdy był młody i świetnie sobie radził. Był i wciąż jest znakomity pod względem technicznym. To, że przez ostatnie sześć lat nie był w stanie osiągnąć tego na co go stać jest ogromnym zawodem dla każdego, kto z nim pracował - podsumował Włoch.

W młodości nadzieja?

W takiej sytuacji trudno nie patrzeć w kierunku młodszych napastników. Problem w tym, że i tu Roberto Mancini niespecjalnie ma wśród kogo wybierać. Na dziś jedyne sensowne nazwiska są z roczników 1999 i 2000, ale też nie dają jakichkolwiek gwarancji wystarczającego poziomu.
Moise Kean jako nastolatek zaliczył obiecujące wejście do Serie A w barwach Hellasu oraz Juventusu, jednak jego kariera nie nabrała rozpędu. Nie odnalazł się w Premier League i Everton szybko postawił na nim krzyżyk i choć zaliczył bardzo udane wypożyczenie do Paris Saint-Germain, to po powrocie do Turynu póki co nie zachwyca. Być może za rok, dwa, trzy będzie ważną częścią reprezentacji, ale na dziś jest jeszcze za wcześnie.
Podobnie wygląda to w przypadku duetu z Sassuolo. Giacomo Raspadori ma w tym sezonie na koncie zaledwie jedno trafienie w Serie A i łącznie tylko dziewięć bramek w dorosłej piłce klubowej. Wokół Gianluki Scammacci od lat jest głośno, jednak niespecjalnie przekłada się to na jego występy. W obecnych rozgrywkach zaliczył dwa trafienia w Serie A, w poprzednim sezonie osiem w barwach Genoi i na tym kończą się jego osiągnięcia. Obaj są młodzi, obaj są obiecujący, jednak na dziś niewiele mogą zaoferować Roberto Manciniemu.
W takiej sytuacji nie dziwi, że według doniesień na radar selekcjonera trafił nawet 21-letni Lorenzo Lucca, mający ponad dwa metry wzrostu napastnik Pisy. Włoch jeszcze pół roku temu grał w Serie C dla Palermo, a teraz jest rewelacją Serie B i po 12 meczach ma na koncie sześć trafień.

Serie A zagranicą stoi

Problem z obsadą “dziewiątki” nie jest zresztą nowy dla reprezentacji Włoch. Dość powiedzieć, że na EURO 2016 o sile ataku stanowić musieli Graziano Pelle, Eder oraz Simone Zaza. Zresztą wystarczy przyjrzeć się na to, kto stanowi o sile ognia w czołowych drużynach Serie A.
W Milanie są to Zlatan Ibrahimović i Olivier Giroud, a w razie problemów Ante Rebić lub Rafael Leao. W Interze na szpicy występują Edin Dżeko, Lautaro Martinez oraz Joaquin Correa. W Napoli Victor Osimhen, w Juventusie Alvaro Morata i Paulo Dybala, w Atalancie Duvan Zapata, Luis Muriel. Roma to Tammy Abraham i Eldor Szomurodow, Fiorentina to Dusan Vlahović, Bologna to Marko Arnautović, Hellas to Giovanni Simeone. Ligowa czołówka to sami obcokrajowcy, jedynym wyjątkiem w obecnym ToOP10 Serie A jest Lazio, ale Ciro Immobile nie potrafi przełożyć swojej dyspozycji na kadrę.
Nawet jeśli czołowe włoskie drużyny mają wśród napastników Włochów, to nie stanowią oni o ich sile, a pełnią jedynie rolę uzupełnienia kadry. Andrea Petagna (Napoli), Roberto Piccoli (Atalanta), Moise Kean (Juventus) czy Pietro Pellegri (Milan) są tylko tłem dla lepszych kolegów z ataku. W takiej sytuacji trudno się dziwić, że Roberto Mancini próbował grać bez typowego środkowego napastnika. W roli fałszywej dziewiątki próbował już Federico Bernardeschiego, Lorenzo Insigne i Domenico Berardiego, ale te próby też nie zdały egzaminu. Chcąc nie chcąc, nawet jeśli Ciro Immobile sprawia wrażenie, że nie do końca pasuje do tej reprezentacji, to i tak stawianie na niego jest jedynym wyjściem “Azzurrich”.

Problemy w raju

Oczywiście nie jest też tak, że poza środkiem ataku wszystko funkcjonuje idealnie. O ile do defensywy trudno się przyczepić, o tyle dyspozycja środka pomocy ewidentnie nie jest na takim samym poziomie, co podczas mistrzostw Europy. Manuel Locatelli wciąż nie potrafi w pełni wejść na optymalny poziom po transferze do Juventusu, Marco Verrattiego wiecznie prześladują urazy, a małą obniżkę formy zanotował także Nicolo Barella. “La Gazzetta dello Sport” stwierdziła, że wygląda tak, jakby skończyła mu się benzyna. Chce, ale nie może.
Nie można również nie wspomnieć o Jorginho, na którego wylała się wręcz fala krytyki po tym, jak w ostatnich minutach meczu ze Szwajcarią przestrzelił nad poprzeczką rzut karny, który dałby Włochom bezpośredni awans na turniej w Katarze. Pomocnik Chelsea nie wykorzystał trzech jedenastek z rzędu w barwach “Azzurrich”: najpierw finale z Anglią, a potem w obu meczach przeciwko Helwetom.
- Widziałem jego twarz przed karnym, był biały jak prześcieradło. Było czuć, że jest zdecydowanie zbyt zdenerwowany - twierdzi Alessandro Altobelli, mistrz świata z 1982 roku.
Były piłkarz Interu twierdzi, że Jorginho nie powinien był podchodzić do jedenastki.
- Strzelenie karnego jest trudniejsze niż się wydaje. Mistrz wie czy czuje się na siłach, a jeśli nie, to powinien mieć odwagę by odpuścić i oddać piłkę komuś innemu. Gdyby miał strzelać z Irlandią Północną, to pewnie uciekłby do szatni - stwierdził Altobelli.
Krytyki nie szczędził także Aurelio De Laurentiis, który stwierdził, że nie rozumie czemu rzuty karne wykonują zawsze ci, którzy nie potrafią ich strzelać. Aczkolwiek w barwach jego Napoli Jorginho na pięć prób zmarnował tylko jednego karnego, a w całej karierze trafił 32 na 38, nie licząc serii jedenastek.
To jednak didaskalia, pojedyncza pomyłka, która przechyliła szalę na niekorzyść “Azzurrich”. Problem jednak leży głębiej.
- Wygraliśmy EURO, ponieważ mieliśmy w sobie coś wyjątkowego. Być może podświadomie straciliśmy to po meczu z Anglią i musimy to odnaleźć. Musimy na nowo odkryć nasz balans i przyjemność z gry, chęci do tego, by poświęcać się dla reprezentacji - przyznał Leonardo Bonucci. - Musimy naładować baterie, i fizycznie i mentalnie, zdjąć z siebie presję i grać z wolnością, inaczej będziemy wątpili w siebie i swoje decyzje - podsumował Włoch.
Problemy dostrzega także sam selekcjoner.
- Mamy problemy ze zdobywaniem goli, pomimo podejmowania inicjatywy i dominowania w posiadaniu. Irlandia siedziała głęboko w defensywie, a my mamy problemy z rozbijaniem takich rywali - przyznał Roberto Mancini. - Musimy odnaleźć to, co nas wcześniej charakteryzowało. Wciąż uważam, że to znakomita drużyna, ale mamy trudny moment, wypuściliśmy z rąk kwalifikację do turnieju - dodał Włoch.
Nawet pomimo kryzysu, we Włoszech nikt nie wierzy w to, że ich mistrzów mogłoby zabraknąć w Katarze. Marcello Lippi powtarza, że to spokojna i inteligentna grupa, która wie, że tak czy siak awansuje do turnieju. Roberto Mancini mu wtóruje, twierdząc że nie ma znaczenia to jak się dostaną na mistrzostwa świata, liczy się tylko to, iż tam będą.
Jednak to samo można było myśleć podczas poprzednich eliminacji do mundialu. Wówczas Włosi także musieli brać udział w barażach i choć byli absolutnymi faworytami do wyeliminowania Szwecji, to w dwumeczu nie zdobyli ani jednej bramki i ostatecznie nie pojechali na turniej.

Przeczytaj również