Cztery dychy na karku, dalej na szczycie. Już nie w Realu Madryt, ale Pepe wciąż jest świetny

Cztery dychy na karku, dalej na szczycie. Już nie w Realu Madryt, ale Pepe wciąż jest świetny
Zed Jameson/SIPA/PressFocu
Gdy odchodził z Realu Madryt, wydawało się, że to koniec jego poważnej kariery. Tymczasem Pepe przeżywa prawdziwą jesień futbolowego życia. W wieku 39 lat właśnie zdobył 25. trofeum w karierze, ale jak sam zapowiada, wcale nie myśli jeszcze o zawieszeniu butów na kołku.
W historii Ligi Mistrzów zagrało ledwie 14 zawodników powyżej 40. roku życia. Jeśli odejmiemy od tej grupy bramkarzy, wówczas skurczy się nam ona do sześciu nazwisk. Na tej liście póki co nie ma jeszcze żadnego Portugalczyka, choć przecież piłkarze reprezentujący barwy tego kraju znani są ze swojej długowieczności. Ta statystyka może jednak już niedługo ulegnąć aktualizacji. Kepler Lima, czyli po prostu Pepe, były piłkarz Realu Madryt, któremu w lutym przyszłego roku stuknie czterdziestka, nie zamierza jeszcze rezygnować z gry. I to nie na jakimś amatorskim poziomie. Legendarny obrońca jest bowiem kapitanem FC Porto i jeśli tylko zdrowie mu na to pozwoli, w najbliższym czasie wciąż powinien być kluczowym zawodnikiem “Smoków”.
Dalsza część tekstu pod wideo

Udany powrót

Urodzony w Brazylii reprezentant Portugalii pierwsze kroki w swojej “przybranej” ojczyźnie stawiał w Maritimo, skąd jednak w 2004 roku przeszedł do Porto. To właśnie z tym klubem jest najbardziej utożsamiany w kraju. Później było oczywiście pasmo sukcesów w Realu Madryt, po którym nastąpiła nie do końca udana przygoda z Besiktasem. Gdy w środku sezonu 2018/2019 Pepe zdecydował się rozwiązać kontakt z Turkami i wrócił na Estadio do Dragao, mogło się wydawać, że to jego ostatnie podrygi czy wręcz miesiące na najwyższym poziomie.
- W Portugalii ludzie raczej nie śledzili jego poczynań w Turcji, ale on przede wszystkim zawsze odgrywał ważną rolę w reprezentacji Portugalii, a teraz wciąż jest kluczowym zawodnikiem dla FC Porto. I nie chodzi tu tylko i wyłącznie o umiejętności stricte piłkarskie, ale również jego niezwykły charakter - mówi w rozmowie z nami Vitor Maia z “Maisfutebol.pt”.
Doświadczony stoper z miejsca wskoczył do wyjściowej jedenastki “Smoków”, w której miejsce zachowuje do dziś. Co prawda, 39-latek w obecnym sezonie rozegrał zaledwie 20 meczów w Primeira Lidze, lecz gdy tylko trener Sergio Conceicao mógł skorzystać ze swojego kapitana, niemal zawsze wystawiał go w pierwszym składzie. O roli Pepe w zespole świadczy nie tylko opaska na ramieniu, ale też fakt, że wystąpił w obu klasykach przeciwko Sportingowi i jednym, pieczętującym mistrzostwo dla Porto z Benficą (w pierwszym zabrakło go z powodu kontuzji). Conceicao desygnował do gry weterana w kluczowych pojedynkach nie tylko ze względu na zasługi czy doświadczenie, ale również przez pryzmat autentycznej, wysokiej formy.
- Tak, to zdecydowanie kluczowy piłkarz FC Porto. W obecnym sezonie miał pewne problemy zdrowotne i przez to zagrał “tylko” te 20 meczów w lidze oraz 11 pucharowych, ale wciąż jest to solidna liczba. Przede wszystkim w meczach, w których występował, był naprawdę dla “Smoków” niezbędny - wciąż bardzo szybki, mocny fizycznie, walczący w każdym pojedynku. Szczególnie było to widoczne w spotkaniach Ligi Mistrzów, w których był jednym z najlepszych zawodników na boisku. Starzeje się niczym dobre wino Porto. Jest przy tym wciąż kapitanem, a lata w Realu Madryt i reprezentacji narodowej dały mu takie doświadczenie, którym dysponują naprawdę nieliczni zawodnicy. Teraz może się nim podzielić z młodymi kolegami - mówi nam Eduardo da Silva z “Radio Renascenca”.

Kochasz lub nienawidzisz

O ile młodzi zawodnicy na pewno powinni wzorować się na cechach wolicjonalnych bardziej doświadczonego kolegi po fachu, o tyle muszą uważać, by nie powtórzyć w przyszłości pewnych błędów z kariery Pepe. Portugalczyk, szczególnie po występach w Realu Madryt, dorobił się wśród nie tylko fanów Barcelony opinii brutala. Rzeczywiście w kilku sytuacjach w przeszłości Pepe odcięło prąd. Kibice pamiętają choćby jego haniebne zachowanie z ligowego spotkania z Getafe z 2009 roku, kiedy ów dwukrotnie kopnął z premedytacją leżącego na murawie Javiego Casquero. Ostatnio z kolei w Portugalii głośno było o jego zachowaniu w meczu ze Sportingiem, w którym miał prowokować zawodników i sztab “Lwów”, a sam kopnąć Hugo Vianę.
- Pamiętamy o jego zachowaniu w starciu z Casquero z czasów gry dla Realu, takich rzeczy się nie zapomina. Trzeba jednak podkreślić, że od tamtego zdarzenia podobna sytuacja nie miała już nigdy miejsca. Pepe jest bardzo emocjonalny, gra ostro, ale nie chamsko. Nie da się zmienić stylu, który prezentuje na boisku. Emocje pozwalają być mu takim zawodnikiem, jakim jest. Co do sytuacji z meczu ze Sportingiem… obie drużyny wtedy przesadziły. Pracowałem wtedy przy tym spotkaniu na stadionie i to były najbrzydsze sceny, jakie kiedykolwiek obserwowałem. Czułem się zawstydzony - podkreśla Maia.
Tamten mecz Porto ze Sportingiem ostatecznie zakończył się remisem 2:2. Później władze ligi uznały, że to Pepe do spółki z Tabatą, napastnikiem Sportingu, byli winni wielkiej awantury, która rozgorzała już po końcowym gwizdku spotkania na Estadio do Dragao. Kapitan “Smoków” ostatecznie został wtedy zawieszony na 23 dni i dodatkowo ukarany grzywną w wysokości 2870 euro.
- Jest typem takiego zawodnika, którego kochasz, jeśli gra dla twojego zespołu i nienawidzisz, gdy broni barw rywala. Gra ostro, szczególnie kiedy dochodzi do pojedynków i potrafi na boisku prowokować przeciwników. Taki jest po prostu jego sposób gry. Normalnie Pepe cechuje się bowiem wysoką kulturą osobistą, w czasie wywiadów jest zawsze bardzo miły i wygląda na naprawdę pozytywną osobę. Tamto spotkanie ze Sportingiem było brudne z obu stron, wówczas decydowało się, kto zdobędzie mistrzostwo i emocje wzięły górę - ocenia Da Silva.

Rekordy do pobicia

Ostatecznie mistrzostwo trafiło do Porto. Dla Pepe to już czwarty mistrzowski tytuł ze “Smokami”. Piłkarz nie jest tym jednak wcale zaspokojony i zamierza grać dalej. Jego aktualny kontrakt obowiązuje do końca przyszłego sezonu. Wielce prawdopodobne, że zdoła pobić rekord i zostanie najstarszym piłkarzem, który kiedykolwiek zagrał w “O Classico”, czyli meczu Porto z Benfiką. Ten należy jeszcze póki co do Michela Preud’homme, który swego czasu zagrał, tyle że w barwach “Orłów”, już po skończeniu 40-stki. Pepe brakuje ośmiu miesięcy, by pobić ten wyczyn.
- Na pewno dogra przyszły sezon do końca, chyba że odniesie jakąś większą kontuzję. Już zresztą przebąkiwał coś o grze po 40-stce, co wskazywałoby na to, że przedłuży umowę. Wszystko zależy od przyszłego sezonu. Biorąc pod uwagę, jaką formę prezentuje, na pewno będzie jeszcze w nadchodzących rozgrywkach podstawowym zawodnikiem “Smoków”. W dalszej przyszłości sporą rolą odegrają ewentualne urazy. Jeśli będzie grać tak jak obecnie, nie widzę przeciwwskazań, by wciąż grał na najwyższym poziomie zarówno w Portugalii, jak i w Europie - w Lidze Mistrzów - twierdzi Da Silva.
Szczególnie, że w kluczowych meczach Pepe nadal prezentuje naprawdę wysoki poziom i pokazuje, że nie zapomniał, jak występował w najważniejszych meczach na Starym Kontynencie - czy to w piłce klubowej, czy reprezentacyjnej. Ostatnio trochę szwankowało u niego zdrowie oraz część spotkań stracił ze względu na wspomniane zawieszenie po zajściach w starciu ze Sportingiem. Gdyby nie to, wydaje się jednak, że grałby wszystko od deski do deski.
- Pepe rzeczywiście przegapił trochę spotkań, ale gdy występował, to był niesamowity. On wciąż prezentuje wysoki poziom i jakość. Nadal jest jednym z najszybszych piłkarzy w zespole, a to już o czymś świadczy. Uważam, że będzie grać, dopóki pozwoli mu na to jego organizm. I będę mocno zdziwiony, jeśli nie zakończy kariery w FC Porto - dodaje Maia.

Status legendy zapewniony

Tak naprawdę, nawet jeśli już teraz Pepe zakończyłby karierę, należałoby ją uznać za więcej niż udaną. Na 25 trofea składają się m.in. trzy triumfy z Realem w Lidze Mistrzów, wspomniane cztery mistrzostwa Portugalii czy najświeższy sukces z niedzieli 22 maja, czyli Puchar Portugalii (Porto wygrało 3:1 z Tondelą). Nie należy też zapominać, że był jednym z kluczowych elementów układanki selekcjonera Fernando Santosa na EURO 2016, zakończonym zwycięstwem Portugalii. Ciężko tam szukać piłkarzy o takim CV.
- Pepe zdecydowanie jest legendą portugalskiej piłki. Tylko Cristiano Ronaldo, Joao Moutinho i Figo mają w kadrze więcej niż jego 124 występy. Tego ostatniego Pepe ma zresztą pod tym względem pobić. W Katarze będzie podstawowym graczem reprezentacji, a to przecież będzie już jego czwarty mundial. Był też kluczowym elementem drużyny, która sięgnęła po jedyne trofeum w historii reprezentacji, czyli mistrzostwo Europy w 2016 roku. Można go kochać lub nienawidzić, ale Pepe niezaprzeczalnie jest legendą portugalskiego futbolu - mówi Da Silva.
Humberto Coelho, Fernando Couto, Jorge Andrade czy Ricardo Carvalho. Portugalia miała w swojej historii wielu świetnych stoperów. Pepe jest jednak tylko jeden. I choć pewnie ta łatka boiskowego bandziora będzie tkwiła w jego przypadku u części kibiców już do końca jego kariery, to i tak wszyscy powinni się zgodzić, że to jeden z najlepszych nie tylko defensorów, co piłkarzy w historii portugalskiego futbolu.
***
Na relację z finału Ligi Mistrzów zapraszamy w sobotę 28 maja od 20:00. Początek meczu o 21:00.
TUTAJ zaś znajdziecie wszystkie świeżutkie teksty wokół tego wielkiego, piłkarskiego święta. Warto zajrzeć!

Przeczytaj również